Bohater bez skazy?

Bohater bez skazy?

Pilecki został skazany nie za pobyt w Oświęcimiu, ale za działalność wywiadowczą na rzecz Londynu Jak wielkie emocje może wywoływać historia, widać na przykładzie burzy po publikacji w „Polityce” artykułu prof. Andrzeja Romanowskiego na temat rotmistrza Witolda Pileckiego. I świadczy o tym nie tyle niemała liczba publikacji, ile ocen, a raczej inwektyw pod adresem profesora. W całej tej publicystyce, a dokładnie w nagonce na Romanowskiego w prawicowych mediach, autorzy tekstów poświęconych publikacji i wnioskom profesora odsuwają z pola widzenia dwa zasadnicze problemy, które rzutują na postać samego Pileckiego i powojennej rzeczywistości. Pierwszy dotyczy samego Pileckiego. Tego, czego dokonał, idąc dobrowolnie do Oświęcimia, skąd wysyłał do przełożonych raporty o losach obywateli przywożonych z całej niemalże Europy, nikt rozsądny nie może kwestionować. Za te czyny w pełni zasługuje na miano bohatera. Ale czy cała jego działalność i postawa jest bez skazy i czy nie zmusza do stawiania pytań o to, czy tak musiał się zachować? Patrząc na tę postać, należy się zastanowić, czy tak powinien postąpić oficer, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r., wojny obronnej w 1939 r. i powstania warszawskiego, po upadku którego przebywał w niemieckich stalagach? W roli „Hubala” Po wojnie Witold Pilecki został skierowany przez gen. Władysława Andersa do Polski w celu zbierania informacji na temat sytuacji w kraju i władz, w których był już Stanisław Mikołajczyk jako wicepremier rządu uznawanego nie tylko przez zwycięskie mocarstwa. Donosił też o losach żołnierzy AK i wszystkich tych, którzy po wojnie zdecydowali się wrócić do kraju. To była typowa robota wywiadowcza, z punktu widzenia władz szpiegowska, za którą groziła kara śmierci. Wiedział o tym i sam Pilecki, i gen. Anders, który nakazał mu opuszczenie kraju w celu uniknięcia aresztowania. Pilecki tego polecenia nie wykonał. Rozkaz przełożonego zlekceważył, wychodząc z założenia, że sam dla siebie jest dowódcą. Czy tak powinien zachować się oficer? Czy to nie była klasyczna niesubordynacja? Czy wzorował się na „Hubalu”, który też odmówił wykonania rozkazu rządu na emigracji, jego władz wojskowych, a mianowicie rozwiązania oddziału? Pilecki postanowił nadal prowadzić robotę wywiadowczą, nie skorzystał też z możliwości ujawnienia się, jaką dawała amnestia w 1947 r. Uznał, że musi trwać mimo rozkazu nakazującego mu opuszczenie powojennej Polski. Czy rzeczywiście wierzył w rychłą III wojnę światową? Tego nie wiadomo. Ale jedno jest pewne – nie uznawał powojennego układu sił w świecie i konsekwencji z niego wynikających. Może miał swoje powody, ale czy miały one cokolwiek wspólnego z chłodną analizą rzeczywistości? Co więcej, czy owa niesubordynacja Pileckiego ma być skrywana, bo dzisiejszym żołnierzom nie wypada mówić, że bohater nie wykonał rozkazu przełożonego? Jest rzeczą naturalną, że konsekwencją takiej postawy Pileckiego było aresztowanie i proces sądowy. Znamienne, że prokuratorem oskarżającym Pileckiego był mjr Czesław Łapiński, a przewodniczącym składu sędziowskiego ppłk Jan Hryckowian, byli oficerowie Armii Krajowej, można rzec koledzy z konspiracji. I tu dotykamy problemu, przed którym uciekał chyba Pilecki, trwając w konspiracyjnej robocie. W jego osobie, a także prokuratora i sędziów widać cały dramatyzm powojennych lat, który nie pozwala spojrzeć na przeszłość w kolorach tylko czerni i bieli, i widzieć tylko patriotów albo oprawców. Powojenna, okaleczona Po wojnie miliony Polaków musiały sobie odpowiedzieć na zasadnicze pytanie: czy iść na wojnę domową, będąc w mniejszości, czy też działać w tej Polsce, jaka jest, odbudowywać ją, starać się wpływać na jej kształt i dokonania. Pamiętajmy, że w latach 1945–1947 istniała, okaleczona co prawda, ale legalna opozycja w postaci chociażby Mikołajczykowskiego PSL. Pamiętajmy o tym, że Kościół katolicki nie chciał dalszych ofiar, że ówczesny jego wielki hierarcha, kard. Adam Sapieha, współuczestniczył w powołaniu do życia „Tygodnika Powszechnego”, w którym pisał późniejszy papież Jan Paweł II, tygodnika, którego naczelną zasadą był realizm polityczny. Pamiętajmy, że choć nasilały się negatywne oceny postępowania władz, to jednak nikt nie mógł wiedzieć, jak się potoczą losy Polski pod patronatem Stalina. Patronatem często spływającym krwią. Czy konieczną? Pilecki odrzucił możliwość znalezienia się jakoś w tamtej Polsce. To był prawdziwy patriota – głoszą dziś prawicowi publicyści, wspomagani przez takich IPN-owskich autorów, jak Jacek Pawłowicz, autor nieszczęsnego albumu o rotmistrzu. Jeżeli tacy jak Pilecki to prawdziwi patrioci, nieposzkalowane wzorce osobowe, to kim byli żołnierze, nierzadko wyżsi rangą od rotmistrza, którzy nie chcieli dalszego przelewania bratniej krwi,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 23/2013

Kategorie: Opinie