Po 20 latach obywatele każdego z państw bałtyckich żyją własnym życiem, nie interesując się losem sąsiadów. Dziś mógłby ich połączyć jedynie protest zadłużonych klientów banków Korespondencja z Tallina, Wilna i Rygi 23 sierpnia 1989 r. – w 50. rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow – 2 mln mieszkańców Litwy, Łotwy i Estonii utworzyło żywy łańcuch o długości 600 km, który połączył trzy dobijające się niepodległości radzieckie republiki. Po 20 latach obywatele każdego z trzech państw bałtyckich żyją własnym życiem, nie interesując się losem sąsiadów. Jedynie protest zadłużonych klientów banków mógłby ich dziś skłonić do ustawienia się w żywym łańcuchu. Estonia – czekanie na cud W ogródku piwnym na tallińskim Wzgórzu Zamkowym fiński turysta wymiotuje nadmiarem wypitej cieczy. Przez chwilę dochodzi do siebie, po czym zamawia kolejne piwo. Półlitrowa szklanka kosztuje około 3 euro, dwa razy taniej niż w Finlandii. Każde wypite tutaj piwo to 3 euro oszczędności. Trzeźwi Finowie wysypują się z promów przybijających do tallińskiego portu, wspinają się na Wzgórze Zamkowe, zasiadają w jednym z licznych lokali, nasączają organizm alkoholem, a potem schodzą na prom lub do hotelu. Libacyjna turystyka fińska w Estonii, która rozpoczęła się jeszcze w okresie radzieckim, urosła obecnie do roli jednej z dźwigni gospodarczych. Wybitny przywódca w walce o niepodległość Estonii, jej prezydent w latach 1992-2001, Lennart Meri, stale powtarzał: „Potrzebujemy w Estonii własnej Nokii” – znanej i cenionej na całym świecie marki. Choć Estonia zdobyła uznanie za osiągnięcia w upowszechnianiu internetu (jako pierwsza bowiem na świecie w 2007 r. wprowadziła możliwość głosowania za pośrednictwem sieci), to nie dorobiła się nowoczesnego przemysłowego znaku rozpoznawczego. Królują marki zagraniczne. Także polskie. W Tallinie, podobnie jak w Rydze i Wilnie, najbardziej widoczną spośród nich jest Solaris. Udział przemysłu w produkcie krajowym brutto Estonii ledwie przekracza 10% i jest dużo niższy niż udział turystyki (co najmniej 15%). Wśród turystów największy wkład w PKB Estonii mają turyści z Finlandii, którzy kojarzą ten kraj z tanim i przyjaznym miejscem spożycia alkoholu (notabene miejscowe piwo jest najgorsze spośród warzonych we wszystkich państwach bałtyckich). Nie widziałem, by talliński policjant naprzykrzał się imprezującemu Finowi, za to obserwowałem masowe polowanie na Szwedów, którzy zorganizowali sobie w Tallinie zlot właścicieli starych samochodów. Funkcjonariusze łupili ich mandatami za picie, niesprawność 40-letnich krążowników szos oraz łamanie przepisów. Szwedzcy miłośnicy starych aut nie mogli liczyć na pobłażanie, bo nie są częstymi gośćmi w Estonii. To łupienie Szwedów miało w sobie coś z zemsty – Estończycy, podobnie jak Łotysze i Litwini – są zadłużeni głównie w szwedzkich bankach: Swedbank, SEB i Nordea. To właśnie one są najłatwiej kojarzonymi znakami rozpoznawczymi w Estonii. Przez lata skutecznie zachęcały mieszkańców państw bałtyckich do zaciągania kredytów na domy, mieszkania, samochody, wakacje w ciepłych i słonecznych krajach, zakupy w drogich galeriach. Dziś tysiące właścicieli tallińskich domów i mieszkań żyją w strachu przed utratą dachu nad głową i bankructwem. Ceny nieruchomości spadły co najmniej o połowę. Zgodnie z warunkami udzielania kredytów, gdy ich zadłużeni właściciele przestaną płacić raty, nie tylko będą musieli oddać lokal, ale także spłacić różnicę między sumą kredytu a aktualną wartością nieruchomości. O swoje lokum boją się zarówno zamożni do niedawna gospodarze przeszklonych willi na wybrzeżu, jak i właściciele mieszkań w radzieckich blokach, którzy zaciągnęli kredyty na remonty. Coraz powszechniejszy w państwach bałtyckich lęk przed skutkami kryzysu w biernej Estonii przybrał formę oczekiwania na cud, przeświadczenia, że wśród Estończyków żyje ktoś, kto może ich wybawić od wszystkich problemów. Tym kimś ma być 45-letni Indrek Tarand, syn Andresa Taranda, byłego premiera, byłego ministra ochrony środowiska, byłego lidera Partii Socjaldemokratycznej, a w latach 2004-2009 eurodeputowanego. Tarand junior był doradcą premiera, wysokim urzędnikiem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a od kilku lat ma posadę dyrektora Estońskiego Muzeum Wojennego. Popularność zawdzięcza własnym programom, które prowadzi w radiu i telewizji. To także jego główne programy wyborcze. Tarand junior prezentował się nie jako prawicowiec, lewicowiec lub centrysta, lecz jako przeciwnik
Tagi:
Krzysztof Pilawski









