Pępek Świata

Pępek  Świata

W Sochaczewie działa pierwsza w Polsce szkoła brazylijskiej samby. Zespół nazwał się L’ombelico del mondo, czyli Pępek Świata Grają przede wszystkim sambę brazylijską, choć w ich muzyce słychać też dźwięki muzyki Zachodniej Afryki, Karaibów, Bliskiego Wschodu i… naszego folkloru. Na instrumentach, wyłącznie brazylijskich, grają bumbao, magalenę, sambę raegge, marakatu, mali, funky, ama due, malinque. Ich muzyka jest głośna i energetyczna. Kompleks prowincji Dlaczego Pępek Świata? – Pomysł na nazwę zespołu zrodził się z… co tu dużo ukrywać, ogólnego zrozpaczenia okolicą – wyjaśnia lider i założyciel grupy, Jan Wierzchowski. – Kiedy zakładaliśmy z kolegą szkołę samby, przerażało nas to miejsce… Aktywność lokalna jest tu na poziomie zupełnie minimalnym albo żadnym. Ludzie są nieufni, nieśmiali. Większość młodych koncentruje się na tym, by stąd wyjechać i nie wracać. Brakuje kompetentnych osób, które zajęłyby się jakimś ciekawym projektem i zainteresowały nim młodzież. Ale tak naprawdę przy wymyślaniu nazwy inspirowałem się wypowiedzią mojej sąsiadki na wsi, która mieszka na totalnym krańcu świata i stwierdziła, że postawi sobie obok domu na polu pomnik, który będzie środkiem świata. I będą przyjeżdżać turyści, i wreszcie będzie to centrum świata… Coś się wreszcie będzie działo – mówi Janek. Nazwali się więc L’ombelico del mondo, by się dowartościować, pokonać kompleks prowincji i przyciągnąć do zespołu młodych ludzi. – To było bardzo ważne, żeby uświadomić im, że robimy coś szczególnego i że to miejsce, gdzie mieszkamy, jest ważne – tłumaczy Wierzchowski. Poszerzanie horyzontów W zespole gra ok. 20 muzyków, tańczy sześć dziewcząt. Trzon stanowią licealiści, choć rozpiętość wieku członków L’ombelico del mondo waha się od 13 do 34 lat. „Grupę sochaczewską” tworzą uczniowie szkół ponadpodstawowych. Muzycy z Błonia to ludzie dorośli, już pracujący. Dziewczyny z sekcji tanecznej mieszkają w Błoniu i tańczą w miejscowym ośrodku kultury, a studiują w Warszawie. Marzą o tym, by związać swoje życie zawodowe z L’ombelico del mondo i tańcząc w zespole, podróżować po świecie. Najważniejszy klucz doboru ludzi do zespołu to elementarne wyczucie rytmu oraz chęć i zdolność poświęcenia się dla grupy. – Trzeba być lojalnym, przychodzić na próby. Trzeba zdobyć zaufanie grupy. Grając, każdy zdobywa to zaufanie – mówi Paweł Pajka – np. jakiś rytm nie wychodzi, ale ktoś nagle pociągnie tamburynkiem dłużej i ten rytm wychodzi… Widać to też przy ratowaniu kogoś, kto popełni błąd. Rytmy są tak skonstruowane, że to, co gra jeden instrument, jest uzależnione od drugiego itd. Trzeba zwracać uwagę na to, co robi sąsiad, i patrzeć na „dyrygenta”. Na próbach spotykają się kilka razy w tygodniu. W sobotę w Sochaczewie jest próba muzyków, we wtorek w Błoniu próbują z tancerkami. W ciągu tygodnia odbywają się także tzw. próby warsztatowe, na których uczą się grać na nowych instrumentach i próbują nowe rytmy, eksperymentują. – To poszerza horyzonty – mówi Michał. Granie w zespole rodzi przyjaźnie. W związku z tym, że trzymają się razem, jak mówią, nie sposób nie być w L’ombelico. Daniel Pawłowski odchodził z zespołu i wracał trzy razy. – Jak tu nie być w zespole, skoro spotykałem się wieczorami ze znajomymi i rozmawialiśmy głównie o L’ombelico… – tłumaczy. Spędzają razem część każdego weekendu. Sobotnie próby często kończą się spotkaniami towarzyskimi i długimi rozmowami. Nie tylko o koncertach, próbach i muzyce, ale też o życiu. Przy okazji swojego grania dostawali jakieś wynagrodzenie, ale specjalnie dla pieniędzy, na typowo komercyjnej imprezie „do kotleta” jeszcze nie występowali. – Brazylijczyk, który sprzedawał mi instrumenty w Holandii, powiedział: „Tylko pamiętaj, albo robi się pieniądze, albo robi się sambę” – wspomina Janek Wierzchowski. Granie to odlot Członkowie grupy pytani, dlaczego grają, mówią, że daje im to poczucie wyjątkowości, pozwala muzycznie się rozwijać i robić to zespołowo, w grupie. Właśnie swojego miejsca w jakiejś grupie przez długi czas szukali. Michał Szcześniak, jeden z muzyków, przyznaje, że bardzo lubi takie wspólne granie. – To jest super. Ja latam i płynę… – cieszy się. Na swojej stronie internetowej napisali: „Nasze centrum świata jest tam, gdzie jesteśmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 29/2007

Kategorie: Reportaż