Z piętnem skandalistki

Z piętnem skandalistki

Galerie państwowe ciągle boją się mnie zapraszać, bo ich szefowie drżą o swoje stanowiska. A jeżeli już znajdzie się odważny, to zaraz ktoś szuka na niego haka Z Dorotą Nieznalską rozmawia Przemysław Szubartowicz – „Padła ofiarą pozamerytorycznych machinacji oskarżycieli, którzy na całej awanturze zbijają polityczny kapitał. Wielu z nich dzieła nie widziało, a pozostali nie traktowali go jak sztuki. Jest to propagandowa afera LPR: partii, która dorabia „gębę” Kościołowi, to znaczy broni katolicyzmu w imieniu Kościoła i, moim zdaniem, czyni to niewłaściwie i niesłusznie” – tak ks. Krzysztof Niedałtowski, duszpasterz środowisk twórczych w archidiecezji gdańskiej, podsumował wyrok sądu, który skazał cię przed pięciu laty za obrazę uczuć religijnych. Wcześniej była wielka medialna wrzawa wokół twojej pracy „Pasja”, mnóstwo nieporozumień, później apelacja, a proces trwa do dziś. Czego cała ta sprawa nauczyła cię o Polsce? – Przede wszystkim tego, że sztuka, a zwłaszcza sztuka krytyczna, jaką uprawiam, poddawana jest w Polsce agresywnemu osądowi politycznemu, a nie tylko artystycznemu czy publicystycznemu. „Pasja”, która w żaden sposób nie była związana z religią czy wiarą, a dotyczyła wyłącznie obecnej w naszej kulturze namiętności do uzbrajania męskości w mięśnie podczas uporczywych ćwiczeń w siłowniach, została błędnie potraktowana jako atak na największe świętości. I to przez ludzi, którzy tej pracy nigdy nie widzieli, lecz oparli się wyłącznie na doniesieniach medialnych. Było to dla mnie bolesne doświadczenie, zwłaszcza że gdy wystawiałam „Pasję” w zlikwidowanej później na skutek całej afery gdańskiej galerii Wyspa, byłam świeżo po studiach. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to się tak skończy. Byłam naiwną dziewczyną, idealistką, studentką z dobrym dyplomem, schowaną pod kloszem uczelni, która dawała wsparcie. I nagle, na samym początku, dostałam kopniaka, kubeł zimnej wody na głowę. To mnie otrzeźwiło. Myślę, że oduczyłam się naiwnej wiary w ludzi. – Niektórzy mówili, że „Pasję” pokazałaś tylko po to, żeby zdobyć rozgłos. – Do dziś to słyszę, ale takie opinie wynikają z nieznajomości sprawy i, jak sądzę, z jakiejś dziwnej zawiści. Zapewniam, że nie ma czego zazdrościć. Bywały momenty, że zajmowałam się ciężką fizyczną pracą, żeby zarobić na chleb, bo ze sztuki tylko czasami da się żyć. Tymczasem sąd, który nałożył mi 2 tys. zł grzywny, uznał w uzasadnieniu, że teraz będę sławną artystką i nawet nie poczuję tej kwoty. – ? – Tak było. Afera wokół „Pasji”, która w pewnym momencie wymknęła się wszystkim spod kontroli, przyniosła mi osobiście masę upokorzeń i chwilową medialną sławę, ale w perspektywie sali sądowej, a nie jako artystce. Dziś wprawdzie odbieram to jako niezwykle ciekawe doświadczenie polskości, sprawdzian dla artysty, który musiał stanąć twarzą w twarz z obcym mu światem polityki, a na szerszym polu jako lekcję niedojrzałej demokracji, ale w gruncie rzeczy była to trauma, z którą zmagam się do dziś. Niedawno byłam w Toruniu na spotkaniu ze studentami, podczas którego pokazywałam dokumentację całego mojego dorobku. Ludzie byli rozczarowani. Spodziewali się zobaczyć czarownicę i bluźnierstwa, a więc wykreowany przez media wizerunek. Pokazałam im to, czym zajmowałam się przed „Pasją” i co zrobiłam po niej. Czar skandalistki prysł. W sidłach prawa – Jednak w powszechnej świadomości nadal funkcjonujesz jako ta, która powiesiła penisa na krzyżu. – Dla niektórych także jako ta, której prawicowa młodzież chciała ogolić głowę i którą zamierzała wysłać do piekła. Ale nigdy nie wyprę się tej pracy, zwłaszcza że poza tą sztuczną medialną otoczką oraz moimi osobistymi kłopotami miała ona ogromny wpływ na społeczeństwo i wywołała debatę publiczną, co z punktu widzenia artysty jest niezwykle istotne. Gdy dziś przeglądam dokumentację na temat afery wywołanej „Pasją”, nie mogę się nadziwić, jak wiele sprzecznych opinii pojawiło się na jej temat. Od wnikliwych analiz profesjonalnych krytyków przez agresywne i zajadłe ataki personalne aż po socjologiczno-kulturowe egzegezy dotyczące roli sztuki we współczesnym świecie. Dostrzegam w tym pozytywną wartość. Nie tylko dlatego, że dowiedziałam się, w jakim kraju naprawdę żyję. – W takim, gdzie artysta musi się tłumaczyć ze swojej sztuki na sali sądowej. – Uważam, że to jest pomyłka wobec mnie, wobec sztuki, a także wobec odbiorców. Sąd to nie jest właściwe miejsce do rozstrzygania sporów artystycznych. Niestety, w Polsce wciąż obowiązuje osławiony moim procesem artykuł 196 kodeksu karnego… – Brzmi on: „Kto obraża

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 25/2008

Kategorie: Kultura