Pietras ścięty

Pietras ścięty

Konflikt wokół Teatru Narodowego przypomina magiel, każdy mówi co innego, gdzieś w tym harmidrze ginie istota sprawy Odwołanie w minionym tygodniu przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego, Kazimierza Michała Ujazdowskiego, dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, Sławomira Pietrasa, wywołało burzę. Niestety, nie w szklance wody. Teatralne związki zawodowe krzyczą: hucpa! Dotychczasowy dyrektor muzyczny, Kazimierz Kord, który przejął obowiązki Pietrasa, chce uspokoić sytuację. Sam Pietras zaś wieszczy eskalację konfliktu. Kto ma rację? Na to pytanie nie będzie łatwo odpowiedzieć, choć pozornie wszystko jest proste. Od dłuższego czasu rysowała się różnica zdań między Pietrasem a jego podwładnymi: dyrektorem artystycznym – Mariuszem Trelińskim i muzycznym – Kazimierzem Kordem. Ci dwaj ostatni poszli więc do ministra, by coś ze sprawą zrobił, ten zaś postanowił zdymisjonować dyrektora naczelnego, mimo że, jak sam przyznawał w mediach, do końca nie rozumiał istoty konfliktu. Bezczelne kłamstwo – Minister kultury nie może nam mówić, że nie rozumie, na czym polega spór, bo ja mu na wszystkie pytania odpowiedziałem – mówi Sławomir Pietras. – Na przykład na to, że wizjonerstwo pana Trelińskiego nie jest z mojej bajki i ja go firmować nie mogę. – Konfliktu w ogóle nie było – uważa z kolei Kazimierz Kord. – Były różnice zdań. Otwarcie rozmawialiśmy o tym z dyrektorem Pietrasem, który od nas się dowiedział, że idziemy do min. Ujazdowskiego w sprawie zerwania triumwiratu. – Konflikt polegał na tym, że według Sławomira Pietrasa, dyrektora starej daty, wizję powinno się dostosowywać do budżetu teatru, a nie odwrotnie – twierdzi zaś Sławomir Woźniak, pierwszy tancerz Opery Narodowej i członek związku zawodowego artystów baletu. – Treliński i Kord byli innego zdania – dodaje. Przedstawiciele związków zawodowych zarzucają Ujazdowskiemu, że odwołując Pietrasa, złamał prawo, gdyż nie skonsultował z nimi swej decyzji, a taki wymóg stawia przed ministrem artykuł 15. Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. W oficjalnym komunikacie MKiDN cytuje słowa Ujazdowskiego: „W ostatnich tygodniach wraz z ministrem Jarosławem Sellinem odbyliśmy wiele spotkań i konsultacji ze wszystkimi zainteresowanymi stronami, przedstawicielami związków zawodowych i pracowników poszczególnych pionów Teatru Wielkiego. Podczas mojego trzymiesięcznego urzędowania nie poświęciłem równie wiele czasu żadnej innej instytucji kultury”. – To bezczelne kłamstwo – odpowiada Sławomir Woźniak. – Pan minister nie konsultował swej decyzji z żadnym ze związków działających na terenie teatru. Nigdy w formie pisemnej. Jedyną konsultacją, o jakiej mi wiadomo, była przelotna, niezobowiązująca rozmowa pana ministra z Ewą Djaczenko z teatralnej „Solidarności” na korytarzu resortu. Otrzymała obietnicę, że jeśli dojdzie do jakichkolwiek decyzji, ona pierwsza się o tym dowie. Nic takiego nie miało miejsca – dodaje. – Pan minister powiedział mi osobiście, że przeprowadzał konsultacje ze związkami zawodowymi i że ten zarzut jest nieprawdziwy – twierdzi zaś Kazimierz Kord. – Ujazdowski zapewnił mnie, że jest w kontakcie z zespołem i związkami zawodowymi. W chwili, gdy zostałem odwołany, nikt z zespołu nie potwierdził tych kontaktów – wyjaśnia Pietras. Można natknąć się również na inne – często sprzeczne – opinie, od których aż huczą teatralne korytarze: Ujazdowski szurnął Pietrasa, bo ten był związany z SLD; Pietras nie chciał doprowadzić do skoku na kasę, ponieważ apetyt Trelińskiego był niezmierzony; dobrze się stało, bo teatralna wizja Pietrasa, który najchętniej pokazywałby tylko „Halkę” i „Straszny dwór”, to przeżytek; Treliński wprowadził życie w ten skostniały świat, bo to prawdziwy artysta; reżyser „Wozzecka” zepchnął repertuar klasyczny na margines, chciał promować samego siebie; Pietras blokował pieniądze na nowoczesną operę; Treliński wyrwał forsę na własne potrzeby; Pietras gwarantował stabilność finansów teatru… I tak dalej, i tak dalej. Plotka rodzi plotkę, jeden domysł – następny. Oliwa do ognia – Umowa między dyrektorami była taka, że oni przedstawiają wizję, a Pietras rozsądnie dysponuje budżetem. Problem polegał na tym, że wizje panów Trelińskiego i Korda były często zbyt kosztowne – mówi Woźniak. Według Korda zaś, za kadencji Pietrasa pieniądze były marnowane, ale z innego powodu. – Środki finansowe przeznaczone na teatr w 89% utrzymywały cały ten moloch, a na to, by realizować koncepcje artystyczne, zostawało

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 06/2006, 2006

Kategorie: Kultura