Piłsudski i Kaczyńscy

Piłsudski i Kaczyńscy

Rządy autorytarne, które nastąpiły po zamachu majowym, nie rozwiązały żadnego problemu, z którym nie radziła sobie Polska demokratyczna Tomasz Nałęcz, historyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, wicemarszałek Sejmu w latach 2001-2005, b. działacz Unii Pracy i SdPl, przewodniczący tzw. komisji Rywina. Jego zainteresowania naukowe dotyczą historii politycznej XIX i XX w. Autor m.in. prac: „Polska Organizacja Wojskowa”, „Rządy Sejmu 1921-1926”, „Historia XX wieku”. – Czy zamach stanu jest taką nowoczesną, choć wcale nie bezkrwawą, wersją królobójstwa? – Jeśli chodzi o legalizm władzy, to na pewno. Władca był pomazańcem, rządził z woli Boga. Fizyczne wyeliminowanie go bądź usunięcie z tronu było gwałtem. I takim gwałtem, naruszeniem demokratycznego porządku jest zamach stanu. – W Polsce królobójstwa nie było aż do… czasów demokratycznych – śmierci Narutowicza i przewrotu majowego w 1926 r., w którym część wojskowych zbuntowała się przeciwko legalnej władzy. Ów bunt był reakcją na co? – Najkrócej mówiąc, zamach był wymierzony przeciwko większości parlamentarnej, utworzonemu przez ugrupowania chadecko-endeckie i PSL „Piast” rządowi Wincentego Witosa, niepopularnemu wówczas w większości społeczeństwa. Duże poparcie dla zamachu było efektem głębokiego rozczarowania stanem własnego państwa. W czasach niewoli hołubiono mit Polski niepodległej, sprawiedliwej, krainy mlekiem i miodem płynącej. Kilka pokoleń Polaków marzyło o niepodległości i na jej ołtarzu składało siebie w ofierze. Przed 1918 r. problemów i krzywdy nie brakowało, ale wszystko, co złe, przypisywano zaborcom. Po wyzwoleniu okazało się, że choć zaborców przepędzono, zło nie ustąpiło. To świetnie widać w międzywojennej literaturze rozrachunkowej, powieściach: Zofii Nałkowskiej, Andrzeja Struga, Juliusza Kadena-Bandrowskiego czy Stefana Żeromskiego. Okazało się, że polski policjant posługuje się pałką tak samo jak żandarm rosyjski czy pruski. Społeczeństwo nie odwróciło się od państwa, a te środowiska, które to czyniły, były na marginesie, mówię tu o komunistach. Pierwsze lata powojenne to były czasy pełne rozchwiania, kryzysu gospodarczego. Myślano więc, że jeśli nie państwo jest złe, to źli są ci, którzy nim zarządzają. Pojawiła się naturalna tęsknota za Herkulesem, który posprząta tę polską stajnię Augiasza. – I tak łatwo dało się wmówić społeczeństwu, że to sejmokracja, jak wtedy mówiono, jest winna temu stanowi? – Na to bardzo polskie zjawisko nałożyło się szersze cofanie zaufania do demokracji europejskiej. To były czasy wielkiego kryzysu, przede wszystkim moralnego, politycznego, przeżywania doświadczeń i koszmarów Wielkiej Wojny. Szybko przeminęło coś, co nazwalibyśmy zachłyśnięciem się demokracją, a ponadto w świadomości społecznej było jeszcze coś, co określamy jako atmosferę zamachową. Było łaknienie zmian, widziano, że organizm państwowy jest chory i wymaga leczenia, najlepiej operacyjnego. – Najlepiej chirurga. I była postać, która idealnie się nadawała do tej roli. Józef Piłsudski. – Tak, człowiek ogromnych zasług. Patriarcha zasłużony w walce o niepodległość, który uosabiał suwerenność i wielkość odrodzenia, Człowiek, który był symbolem uczciwości i skromności. Zero dostatku. Zero skandalu. W opinii społecznej postać Piłsudskiego kontrastowała, szczególnie w trudnych powojennych czasach, z tym, co ludzie widzieli wokół siebie. Jak dobrze sobie żyją ci, którzy dorobili się na spekulacji, nieuczciwie przeprowadzonej reformie rolnej, na umiejętnym wykorzystywaniu mechanizmu inflacji. W odbiorze społecznym politycy kojarzyli się ze sprzedajnością i nieczystymi interesami. – Tyle że tenże człowiek, jak już zbrojnie wystąpił przeciwko legalnej władzy, to po rozmowie z prezydentem Wojciechowskim niemal załamał się psychicznie. – Rzeczywiście są przekazy, które wskazują, że Piłsudski źle zniósł konieczność przeistoczenia demonstracji zbrojnej w otwartą wojnę. Na pewno decyzja o przelewaniu polskiej krwi była dla niego największym brzemieniem i rzeczywiście w momencie jego załamania dowodzenie przejęli młodsi, a głównodowodzącym tak naprawdę był gen. Gustaw Orlicz-Dreszer. Ja nie czynię Piłsudskiemu zarzutu z faktu przeżywania dramatu wojny domowej, ponieważ to nie było tak, że wojsko stało i czekało na działanie, bo Marszałek miał chwile załamania. Decyzje były wydawane, rozkazy szły. – Załamanie Piłsudskiego wiązało się z tym, że akcja potoczyła się inaczej, niż zakładał? – Scenariusz przejęcia władzy, ten pierwotny, był następujący: instaluje się rząd Chjeno-Piasta, bardzo niepopularny, odrzucony przez społeczeństwo trzy lata wcześniej i wystarczy demonstracja siły, żeby prezydent

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 19/2006, 2006

Kategorie: Opinie