Piszę, bo lubię

Piszę, bo lubię

PHOTO: TOP/EAST NEWS WARSZAWA. 21.05.2009 54. MIEDZYNARODOWE TARGI KSIAZKI N/Z: KRYSTYNA GUCEWICZ

To smutne, że w wymiarze pokolenia czy dwóch potrafiliśmy zapomnieć o tych, którzy budowali pejzaż liczącej się w świecie polskiej kultury Krystyna Gucewicz – poetka, pisarka, dziennikarka Pisarka, poetka – jak pani sobie radzi z tym, co wokół? Skąd w nas tyle złych emocji? Kochamy nienawidzić? – Nie potrafię odpowiedzieć za cały świat. Jesteśmy po to, żebyśmy byli dobrzy i mili dla innych. Niestety, są też inni inni. Mówię to bez cienia pogardy czy wyższości. Po prostu jestem gdzie indziej. Mam jednak świadomość, że Kiepscy wiedzą lepiej. Być może dlatego piszę – żeby nie zapomnieć, kim jestem, skąd się wzięłam. W naszym domu, w naszym środowisku, tego typu emocje były nie do pomyślenia. Jakkolwiek naiwnie by to zabrzmiało, wychowano nas w szacunku dla człowieka, w potrzebie pracy dla innych, tolerancji, otwartości, radości życia, nieustannej rozmowy, zadawania pytań o rzeczy najważniejsze, a te pozostają niezmienne. Dobro, zło, przyzwoitość, wiara, nadzieja, miłość. Zamyka się pani w swoim świecie? – Zdecydowanie. Świat sztuki i piękna może być azylem, niekoniecznie ucieczką. Tym bardziej że niedemokratyczny świat (tak, tak, nasz świat) żąda od nas monopolu perspektywy, jedynej słusznej dla wszystkich. Przyszłość zadekretowana to nie dla mnie. Mądrość dnia wczorajszego – proszę bardzo. No i Horacjańskie carpe diem – staram się korzystać z każdej chwili. Pisanie jest jak jazz: masz temat, kilka nut, motyw, parę taktów, a reszta jest przygodą, przyjemnością. Właśnie to uważam za istotę pisarstwa – radość tworzenia. Nic mnie nie obchodzi nakład, sprzedaż, sukces gotowego produktu. Tylko na jedno zwracam uwagę: książka musi być piękna. I – szczęściara – mam wokół siebie najwspanialszych artystów. To Maciej Buszewicz, Andrzej Pągowski, Andrzej Barecki, Ewa Stiasny, Lech Majewski, czekam na Edwarda Lutczyna, ale o tym sza. I to jest ta piękniejsza strona życia? – Jestem z epoki, kiedy czytało się książki i wierzyło w nie, w sens historii, potęgę rozumu, autorytet mądrzejszych. O terrorze głupoty rozmawiało się tylko teoretycznie. Nie osądzam, widzę… Ten stan zadziwienia jest też powodem, że wchodzę do skorupy, do muszli – mam nadzieję, że przeczekam. Również tę zawiść, nienawiść, zazdrość, o które pan pytał. „Mam wątrobę gołębia, bez żółci” – to z „Hamleta”. Jestem różnokrwista, może dlatego podejrzanie traktuję „prawdziwego Polaka”. Mam kresowe geny, a to wspaniała mieszanka. Dlatego odwracam się od „wrzaskliwych patriotów”. Przepraszam, że wpadliśmy w pułapkę polityki, to też złe emocje. Porażające i przygnębiające, że rządzą nami bezrozumni ignoranci, hipokryci i roszczeniowi prostacy. Smutno… Już nie chcę zmieniać ani naprawiać świata, chcę go zrozumieć. I wtedy sztuka jest dobra na wszystko? – Bywa. Oczywiście można się spotkać z zarzutem wydumanego arystokratyzmu, ale fantazja, zapał, namiętności – to wszystko znajduje ujście. Piszę, bo lubię. A na stronie powiem panu, że nic innego nie umiem robić. I znakomicie robi to pani od zawsze! – Komplementy to nie rzeczywistość. A co ma robić dziennikarz? Pisze. Ale zanim stało się to moim zawodem i pasją, powstało mnóstwo wierszy i powieść. Proszę sobie wyobrazić, dosłownie przedwczoraj znalazłam cały tomik pilnie przepisany na maszynie. Na tej samej maszynie, podkradanej memu tacie z gabinetu lekarskiego, w ostatniej klasie szkoły podstawowej wystukałam opasłą powieść, której akcja dzieje się w tajemniczym Mawiecku. Nietrudno zgadnąć, skąd ta nazwa. Mieszkam w Mińsku Mazowieckim, miasteczku o 600-letniej historii. A przy okazji: przez ostatnie 20 lat wydałam 21 książek, szczęśliwie trafiły do serc czytelników. Jestem dumna i blada. Najnowsza to „Notes Krystyny Gucewicz, czyli Fołtyn w śmietanie”. Jest pani szczęśliwa? – Pojawienie się na rynku każdej książki to dla autora ogromne szczęście, a ta ostatnia, tak myślę, jest naprawdę wyjątkowa. Pisałam ją bez specjalnego zamysłu, jak gdyby przypadkowo, notując przygody, zdarzenia, anegdoty, które składały się na mój dziennikarski los. Nagle okazało się, że ożywają sytuacje, spektakle, ludzie, festiwale, wernisaże. Cały wielki, kolorowy świat kultury, któremu miałam szczęście przyglądać się w pracy dziennikarskiej i w którym dalej mam zaszczyt istnieć. Skąd wziął się ten pomysł? – Z bałaganiarstwa. W całej mojej niemal półwiecznej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 24/2019

Kategorie: Kultura