5 maja 2009 r. zmarł w Warszawie Andrzej Wasilewski (ur. 1928). Wybitny uczestnik polskiego życia kulturalnego w powojennej Polsce. Dziennikarz, wydawca, działacz, eseista. Był związany m.in. z takimi pismami jak „Antena”, „Kultura”, „Nowa Kultura”, „Miesięcznik Literacki”, „Ojczyzna”, „Po prostu”. W latach 1961-1965 radca kulturalny Ambasady PRL w Rzymie. Od 1971 r. wysoki funkcjonariusz KC PZPR; w latach 1986-1988 sekretarz ds. kultury. Jednak główną rolą jego życia było prowadzenie Państwowego Instytutu Wydawniczego. Przyszedł tu w 1967 r. jako redaktor naczelny przy dyrektorze Stanisławie Bębenku, a w latach 1971-1986 sam prowadził tę jedną z najbardziej zasłużonych oficyn polskich XX w. Tekst poniższy to zaadaptowany na potrzeby tego artykułu rozdział poświęcony Andrzejowi Wasilewskiemu w mojej książce „Foksal 17” (2006). Andrzej Wasilewski był dyrektorem PIW przez ponad 15 lat. Wprowadził tę oficynę w nowy okres rozwoju, co przede wszystkim charakteryzowało się jej otwarciem na współczesność. Był to okres największych sukcesów wydawnictwa przy ul. Foksal. Sam Wasilewski poświęcił swojej pracy w PIW obszerny tekst zatytułowany „PIW – rzeźbienie w papierze”1). Na początku traktował przyjście do PIW jako zesłanie. Był stosunkowo młodym działaczem politycznym, dyplomatą, publicystą i pracownikiem kultury, wrócił z placówki dyplomatycznej w Rzymie, zdobywał liczne nagrody międzynarodowe za audycje radiowe i telewizyjne, gdy w grudniu 1966 r. zaprosił go do siebie sekretarz KC PZPR Wincenty Kraśko i zaproponował pracę w PIW na stanowisku redaktora naczelnego. Dyrektorem w tym samym czasie miał zostać Stanisław Bębenek. Jeśli wziąć pod uwagę, że dyrektor Bębenek praktycznie tylko administrował firmą, a całą jej polityką wydawniczą rządził redaktor naczelny Wasilewski, to jego era w PIW może być liczona niemal od początku roku 1967, a więc rozciągnięta na okres 19 lat. To prawie jedna trzecia historii oficyny. Andrzej Wasilewski zastał PIW jako niemal „ekspozyturę” Instytutu Badań Literackich (co, rzecz jasna, wcale nie było złym dziedzictwem). We wspomnianym tekście Wasilewski pisze: „PIW był wielce szacowną instytucją wydawniczą, ale niemal już zmumifikowaną w dostojeństwie. Gros ambicji i sił pochłaniała klasyka, wydawana coraz staranniej i hojniej, podczas gdy udział w piśmiennictwie współczesnym prezentował się aż nazbyt skromnie. Rzutowało to nawet na klimat instytucji, oddychającej jakby glorią czasów przeszłych. Jeżeli miałem w niej spędzać swoje lata, musiałem uczynić ją instytucją żywą. (…) Trzeba było uczynić z książek PIW-u rodzaj symbolu światowej klasy, a każdego, kto po nie sięga, napełnić poczuciem uczestniczenia w misterium postępu”. Urzeczywistnianie tych ambitnych zamiarów rozpoczęło się szybko i dość efektywnie, ale równie szybko napotkało silny opór ze strony władz partyjnych. Pamiętajmy, że rządził już Edward Gierek, którego „pretorianem” na obszarach kultury został Jerzy Łukaszewicz, partner o wiele bardziej prymitywny, władczy i brutalny niż Kraśko czy Kliszko. Pierwsza duża „awantura” wybuchła w 1974 r., kiedy na Wasilewskiego wpłynęły donosy, że preferuje „burżuazyjne dziwactwa”; odbył się nad wydawcą wielogodzinny sąd w Komitecie Centralnym: wytknięto dyrektorowi wydanie takich książek jak pamiętniki szlachty z XVIII i XIX w. (musiał wyjaśniać, że wtedy nie było klasy robotniczej), tytuły z Biblioteki Myśli Współczesnej, a nawet Ericha Fromma „O sztuce miłości”. Było to, jak sam Wasilewski określa, „dzikie starcie z Łukaszewiczem”. I to starcie bez szansy na wygraną, gdyby nie fakt, że już od 1971 r. Wasilewski został wybrany na zastępcę członka KC. To okazało się pancerzem, przed którym Łukaszewicz musiał zrezygnować z ostatecznego ataku. Wielu pracowników PIW do dziś twierdzi, że dyrektor Wasilewski był buforem w tego typu konfliktach i jego partyjna pozycja nieraz ratowała wydawnictwo przed represjami. To prawda. Wasilewski jako wysoko postawiony aktywista PZPR ochraniał swoją firmę. Wieloletni fenomen tego wydawnictwa polegał na tym, że stało się ono azylem wybitnych twórców i redaktorów, którzy tutaj mogli we względnym spokoju realizować swój kunszt pisarski i edytorski, mimo że zewnętrzna rzeczywistość wcale nie sprzyjała tej sytuacji. Andrzej Wasilewski modernizację rozpoczął od kilku prostych zabiegów. Po pierwsze, zmienił wygląd książek; przyciągnął do oficyny młodych, zdolnych grafików, którzy wprowadzali nowoczesne liternictwo, bardziej ekspresywną kolorystykę, oprawę graficzną oddziałującą na wrażliwość estetyczną odbiorcy i „atakującą”
Tagi:
Leszek Żuliński









