Rodziców nie ma, nie ma opieki, dzieci dorastają samopas – taki świat wyłania się z książek najmłodszych pisarzy z wschodniej i środkowej Europy Przez pierwsze kilkanaście lat po transformacji pisarze i poeci (zwłaszcza płci męskiej) trzymali się z dala od społecznych i politycznych opisów rzeczywistości. Gdy nie ma opisu, znaczy to, że nie ma też idei, które mogłyby być jego narzędziem. Wielu starszych i młodszych polskich literatów program ostentacyjnego trzymania się na dystans od rzeczywistości i idei uczyniło swoją zasadą. Może jako dzieci PRL-u chcieli się poczuć od niego wolni – PRL był zideologizowany, zatem uwolnienie się od jego schedy polegało dla nich na uwolnieniu się od wszelkich idei. Było więc dużo wierszy na luziku o piciu piwa, bo temat nie jest ideologiczny. W prozie najbardziej cenię Filipiak, Tokarczuk i Bieńczyka. Troje pisarzy to bardzo dużo, ale nadal brak mi opisu rzeczywistości, w której żyję. Pamiętam jakąś audycję radiową, w której starszy kolega literat usiłował podnieść z ziemi, czyli z rzeczywistości, rangę pisarstwa Wojciecha Kuczoka, autora powieści „Gnój”, twierdząc, że w zasadzie nie skupia się ona zbytnio na realiach, że jest bardzo wyrafinowana stylistycznie, prowadzi gry intertekstualne (czyli odwoływanie się do innych tekstów kultury, nie tylko literackich) – jakby bardziej bezpośrednie odwoływanie się do rzeczywistości było degradujące. A właśnie w tym leży siła Kuczoka. PRL-u nie było i nadal go nie widać Między innymi dzięki takiej postawie ludzi kultury mamy nieopisany PRL i pierwsze lata transformacji. W politycznej ideologii prawicowej (a lewicowej nie ma), gdzie komuna jest nazwą szatana i PRL-u jednocześnie, nadal dominuje tendencja, by cały ten okres wymazać i powrócić do mitycznego widma II Rzeczypospolitej (czy tym razem z premierem Giertychem?). Szczęśliwie PRL opisał sam siebie i ludzie dzięki temu oglądają dziś w telewizji filmy i seriale z tamtych czasów. Jednak „obraz z epoki” to co innego niż obraz „po epoce”, wizerunek przyswojonej już przeszłości. Nie ma żadnej przyswojonej przeszłości, wyleciało z historii ponad 40 lat. Szkoda, tym bardziej że istnieją w dzisiejszym zapisie różne byłe kraje ościenne. Na przykład NRD – kraina taka pojawia się w filmach i w prozie. Czechosłowacja – także odnotowano jej istnienie, i to nie najgorzej. Zdaje się też, że istniał kraj ZSRR. Tylko PRL-u nie było. Ale wygląda na to, że pod piórami najmłodszych pisarzy zaczyna istnieć III RP, kapitalistyczna, pod flagą biało-czerwono-niebiesko-gwiaździstą. Rodzice w pracy, dzieci w destrukcji Najmłodsi pisarze, zadziwiająco młodzi i utalentowani, z różnych krajów Europy wschodniej i środkowej, opowiadają historię, która ma cechy wspólne. Rodziców nie ma. Nie ma opieki. Dzieci, mniejsze i większe, dorastają opuszczone. W domu bohatera Masłowskiej z „Wojny polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną” pełno jest amfy, lecz nie ma matki ani ojca. Rodzice zarabiają, tyrają, bo kapitalizm. Dzieci pewnie były i są same, więc oddzielają się od swojej samotności i od marnego świata ćpaniem, co szybko pozbawia je możliwości choćby tak prostej jak łączenie się ze światem seksem. Bohaterowie – od 12 do 25 lat – ze zbioru opowiadań „Daj mi!” młodziutkiej rosyjskiej pisarki Dienieżkiny są totalnie puszczeni samopas i w tym samopasie ssą seks jak smoczek, liżą jak lizaka, by się pocieszyć i wyżyć. Seks jest kolejnym gadżetem. Pragną posiadać i pogardzać słabszymi i nieposiadającymi. Wasia – z rewelacyjnego opowiadania pod tymże tytułem, które jest skrzyżowaniem ruskich bajek (mam na myśli ogólnie „ruskie”, nie tylko „rosyjskie”), zabawnego SF typu Jegora Bułyczowa, horrorów w rodzaju „Nocy żywych trupów” i realizmu jak z Czechowa – gdy więc biedny chłopiec Wasia oberwie na podwórku i pójdzie po schronienie do domu, matka przyłoży niedojdzie, ojciec doda w ucho frajerowi, dziadek opluje ofermę. Wasia znów oddali się na podwórko i tam znów dostanie, a gdy schroni się w domu, matka mu przyłoży, ojciec doda, dziadek opluje. Zawsze jest ofiarą, nawet jeśli – czy też zwłaszcza jeśli – zbawił właśnie świat. Świat przezroczystego, niezauważalnego koszmaru. Podobnie jak u Masłowskiej, różnica w tym, że bohaterowie Masłowskiej mają swoje wielkie narracje, wykładają idee dotyczące sensu świata, tak jak bohater antyglobalista czy anorektyczna Anżelika, newage’owa wegetarianka i ekolożka rodem z zajazdu wampirów na rozstajach, czyli pewnie ze swojej
Tagi:
Bożena Umińska