Koleją jeżdżą dziś ci, którzy muszą: do pracy, do lekarza, do urzędu Dziwne to uczucie. Siedzę w jednej z bocznych części niemal pustego dworca kolejowego w Gliwicach. 21 kwietnia, wtorkowe przedpołudnie, słońce rozświetla wnętrza niedawno wyremontowanego gmachu, kobiecy głos z megafonu zapowiada kolejne pociągi jadące na wschód, zachód, do stolicy. W hali dworca więcej pracowników kolei i obsługi niż pasażerów. Starsza kobieta w pomarańczowej kamizelce czyści ławki, maseczka wisi jej pod brodą. – Jestem emerytką, ale mam wielkie długi, dlatego pracuję – mówi niewzruszona. – Dla mnie nic się nie zmieniło. Bo w tym niezwykłym czasie epidemii kolej pasażerska działa, choć kursuje niespełna połowa pociągów, a sprzedaż biletów PKP Intercity spadła o ponad 90%. U przewoźników regionalnych spadki liczby pasażerów są nieco mniejsze, bo tymi pociągami jeździ więcej osób pracujących lub korzystających z usług w sąsiednich miastach. Dlatego w pociągu do Katowic, wśród tuzina podróżnych, siedzą dziś państwo Barbara i Tomasz. Mieszkają w Raciborzu, do Gliwic jeżdżą regularnie na badania i terapię onkologiczną. Zazwyczaj autobusem, teraz jednak żaden nie kursuje. Odległość między miastami to 50 km, ale małżeństwo emerytów dziś do domu dojedzie dopiero za ponad trzy godziny, okrężną drogą, z przesiadkami w Katowicach i Rybniku. Obydwoje mają maseczki, pani Barbara towarzyszy mężowi. – Jak mąż by upadł, to się udusi – mówi spokojnie. Odkąd rok temu wykryto u pana Tomasza guza, mówi chropowatym głosem. Rozpoczął terapię w Gliwicach – nie wypytuję o szczegóły, pytam o to, czy w jego leczeniu nie ma zakłóceń z powodu koronawirusa. – Badania i leczenie odbywają się normalnie. U nas w Raciborzu nie byłoby to jednak możliwe, bo szpital rejonowy został wyznaczony do leczenia pacjentów z COVID-19. Czy nie boją się wirusa i bliskości tego szpitala? – Wiadomo, że człowiek się boi, ja staram się nie wychodzić z domu, poza zakupami oczywiście. Ale szwagierka pracuje w tym szpitalu, musi, i u niej to widzę duży strach – przyznaje pani Barbara. Jej mąż do kwestii koronawirusa wydaje się podchodzić luźniej. – Ważne, aby nie zapomnieć, że są inne choroby. I że nie są one mniej groźne. Echo tych słów wybrzmi kilka godzin później, gdy pod koniec podróży, na przedmieściach Krakowa, wyczytam w prasie, że codziennie w Polsce ok. 60 osób umiera na raka płuc i że ta liczba może znacząco wzrosnąć. Chorzy na raka muszą korzystać ze szpitali, których personel i pacjenci są narażeni na zetknięcie się z nowym koronawirusem. „Dlatego ogranicza się przyjęcia i konsultacje tylko do najbardziej pilnych przypadków – mówi pneumolog Paweł Krawczyk w wywiadzie dla „Gazety Krakowskiej”. – Obawiam się, że za pół roku będziemy rozmawiać o fali przedwczesnych zgonów z powodu raka płuca”. Jest zatem i życie, i śmierć. Jest świat poza SARS-CoV-2. Pociąg dojeżdża do stacji Ruda-Chebzie. To nie byle jaka stacja – to stacja biblioteka. Gmach dawnego zabytkowego dworca, który przez lata stał opustoszały, w ubiegłym roku, po kosztownej rewitalizacji, przekształcono w filię biblioteki miejskiej, bodajże jedną z najpiękniejszych w kraju. Na zewnątrz oczyszczona czerwona cegła z końca XIX w., wewnątrz zaś stalowa antresola ze szklaną balustradą mieszcząca zasoby biblioteki – w to miejsce tchnięto życie, organizowano liczne spotkania z kulturą i literaturą. Teraz nie dzieje się nic; wiosenne słońce rozświetla puste wnętrza i niewypożyczone księgi, nie tylko te Jakubowe. Na końcu składu pociągu siedzi kobieta w niebieskiej maseczce, zaczytała się w magazynie psychologicznym, na okładce pisma słowa: „Wolni ciałem – i duchem”. Czas na rozmowy Dworzec w Katowicach. Wnętrza gmachu, doklejonego do ogromnej galerii handlowej, świecą pustkami. W otwartym sklepiku z żywnością i prasą sprzedawczyni surowym tonem odsyła młodszych klientów. Bo choć nikogo starszego w pobliżu nie ma, obowiązuje czas zadekretowany dla osób powyżej 65. roku życia. – Przecież to nonsens, kto coś takiego wymyślił? – denerwuje się kobieta, której do granicy wiekowej pozostała może dekada. W kasie biletowej ograniczenia wiekowe nie obowiązują, a i pracownica sprzedająca zza szyby bilety surowa nie jest. Wręcz przeciwnie. – Teraz mamy trochę więcej czasu na rozmowy z ludźmi – mówi. Jako temat koronawirus nadaje
Tagi:
dworce, epidemia, Kolej, koronawirus, pandemia, PKP, pociągi, Polska, transport, transport zbiorowy