Pogotowaie jak barometr służby zdrowia – rozmowa z prof. Pawłem Bożykiem

Pogotowaie jak barometr służby zdrowia – rozmowa z prof. Pawłem Bożykiem

Ratownictwo medyczne powinno być uznane za strategiczną dziedzinę medycyny i pozostawać pod kuratelą państwa W ostatnich tygodniach media obiegają historie o zaniedbaniach pogotowia. Od trzech lat nic się nie zmienia? – Od czasu, kiedy z powodu odmowy udzielenia pomocy zmarła moja żona, sytuacja w pogotowiu nie tylko się nie poprawiła, ale nawet pogorszyła. Z badań przeprowadzonych na zlecenie Fundacji im. Hanki Bożyk wynika, że czas przewożenia chorego do szpitala bywa skandalicznie długi. Od przyjęcia zgłoszenia upływa 80 minut w Warszawie, 120 w Ciechanowie, Grodzisku Mazowieckim i Żyrardowie, a w Radomiu nawet 295 minut. Bardzo często pogotowie nie ma odpowiedniej liczby lekarzy. Tak było, gdy zmarła żona – jedyny dyżurujący lekarz musiał pojechać z chorym do innego szpitala. Dyspozytorka stwierdziła, że do tak ciężkiego przypadku musi przyjechać lekarz – a skoro lekarza nie ma, nie może wysłać karetki. Później się okazało, że wystarczyło, aby przyjechali ratownicy i zawieźli żonę do dowolnego szpitala, gdzie dostałaby zastrzyk przeciwzakrzepowy. Wyszło także na jaw, że dyspozytorka w ogóle nie miała prawa podjąć tak odpowiedzialnej decyzji. Powinien ją podpisać lekarz dyżurny, którego akurat nie było na miejscu. Dyspozytorkę, jako kozła ofiarnego, wyrzucono później z pracy, ale przecież nie w tym rzecz. Takich patologii jest mnóstwo: brakuje lekarzy, sprzętu, ratowników. Moja fundacja gromadzi informacje o takich wydarzeniach. System nie działa Szacuje się, że nawet jedna trzecia karetek wyjeżdża niepotrzebnie. – To gotowy argument obronny dyspozytorów. Wiele osób nie chce jechać do przychodni, tym bardziej że nocna pomoc lekarska często źle funkcjonuje. Łatwiej zadzwonić po pogotowie – przyjedzie karetka, ratownik zrobi zastrzyk i wystarczy. Ale skąd wiadomo, że mamy do czynienia akurat z takim przypadkiem? Ja tego nie wiem, dyspozytor pogotowia też nie. Przy zgłoszeniu pada pytanie o wiek, jeśli chory ma ponad 50 lat, unika się wysyłania karetki. Podobnie w przypadku pacjentów onkologicznych – pierwsze pytanie dyspozytora brzmi: czy chory miał nowotwór. Jeśli tak, można się nie doczekać karetki. A tu przecież liczy się każdy dzień życia. Takie pytania powinny być stawiane dopiero w wywiadzie lekarskim po przywiezieniu do szpitala, a nie w momencie podejmowania decyzji o wyjeździe karetki! Fundacja otrzymuje wiele zgłoszeń od poszkodowanych? – Często zgłaszają się do mnie ludzie poszukujący sposobu na ukaranie odpowiedzialnych za śmierć ich bliskich, szukają kontaktu do prokuratora, żeby lekarza czy dyspozytora wsadzić do więzienia. Ale my nie zajmujemy się karaniem, tylko zapobieganiem takim przypadkom. Sam zrezygnowałem z dochodzenia w sprawie żony. Nawet jeśli dostałbym odszkodowanie, co z tego? Mam uznać, że życie mojej żony zostało wycenione na 5-10 tys. zł? Na pogotowiu obiecano mi, że zakupią karetkę i nazwą ją imieniem Hanki Bożyk. Kiedy się okazało, że nie zgłaszam sprawy do prokuratury, nikt już się o tym nie zająknął. Nie dałoby mi to satysfakcji, ale miałoby znaczenie symboliczne. Reformy służby zdrowia nie pomagają? – 10 marca brałem udział w naradzie SLD, na której omawiano patologie służby zdrowia i samego pogotowia. Wskazywałem, że z reformy, która polega na decentralizacji, gdzie rozdziela się środki finansowe na fundusze wojewódzkie, może wyniknąć wyłącznie pogorszenie sytuacji. Kiedy kołdra jest za krótka, ciągnięcie każdy w swoją stronę nic nie da. Decentralizacja i możliwość gospodarowania, jak kto chce, w sytuacji, kiedy brakuje pieniędzy, nie tylko nie pomoże, ale wręcz zaszkodzi. Na naradzie przedstawiono także tezę, z którą w pełni się zgadzam: pogotowie powinno być uznane za strategiczną dziedzinę medycyny i pozostawać pod kuratelą państwa. Mówimy tu o chorych, dla których nie ma alternatywy. Jeśli nie udzieli się im natychmiastowej pomocy, jeśli pogotowie nie wywiąże się ze swojego zadania, czeka ich śmierć. A nie wywiązuje się często… – Incydenty, o których piszą media, są zaledwie bąblami, które wypływają na powierzchnię, trzeba badać to, co jest pod nią, i do czego to prowadzi. Nie trzeba być geniuszem, żeby uzdrowić sytuację, wystarczy pojechać do Francji, Niemiec, przyjrzeć się tamtym rozwiązaniom. To, co się stało niedawno w Skierniewicach, nie było błędem człowieka, tylko systemu. System stwarza możliwość nieprawidłowości, człowiek ją tylko wykorzystuje. W tym przypadku system dopuścił m.in., żeby zamiast trzech lekarzy na nocnym dyżurze był jeden i żeby prywatny właściciel pogotowia działał z nastawieniem na maksymalizację zysków. W przypadku mojej żony odpowiedzialnością została obarczona dyspozytorka,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2013, 2013

Kategorie: Wywiady
Tagi: Agata Grabau