Pójść w swoją stronę

Taksówkarz, ksiądz i uczennica – los połączył ich w marzeniu o szczęściu

Styczeń był martwym miesiącem. Ksiądz Andrzej przeciął kościół, odruchowo przyklęknął. Ostatnie staruszki kończyły swoje długie prośby o zdrowie. Było zimno i gdyby ksiądz mógł, odesłałby je do domu, bo to bardziej niż modlitwa zapewniłoby zdrowie. On sam modlił się chyba za często, ale nigdy o nic nie prosił.

Do następnego nabożeństwa zostały dwie godziny, szuranie oznaczało, że staruszki niespiesznie, ale wychodziły. Będzie mógł zamknąć kościół i…

Kobieta szła przez nawę energicznie, tak jakby spieszyła się na przystanek. Nie pamiętał jej, ale wszystkie twarze, które widział w kościele co niedzielę albo sporadycznie, gdy ludzie mieli coś do załatwienia, teraz zlały się w jeden duży obraz.

– Muszę z księdzem porozmawiać raczej poinformowała, nie prosiła. Nie potrafił się wykręcić, choć czuł, że to nie będzie miła rozmowa. Chcesz się wyspowiadać? – zapytał.

– Nie – odpowiedziała. – Potrzebuję pomocy. Konkretnej pomocy. Moja córka jest w sekcie.

– No to trzeba z tym iść na policję. Oni ją znajdą, ja mogę się tylko pomodlić. No, może nie tylko. Modlitwa na pewno coś da.

Kobieta szorująca kamienną podłogę pod ołtarzem już tylko udawała, że porusza szmatą. Nawet Chrystus wydawał się być zgorszony ich głośną rozmową.

– Wejdźmy – wziął ją za łokieć i prowadził do kancelarii. Zapach stearyny i starych książek. Kobieta uśmiechnęła się: – Przypomina mi się dzieciństwo powiedziała. -Tam, gdzie się wychowałam, kościół pachniał tak samo. Patrzył na nią wyczekująco. Nie, nie pamiętał jej. Zamyka drzwi przed księdzem, po kolędzie nie przyjmuje, a teraz przychodzi po pomoc.

– Przecież ja nie przyszłam tak sobie – odgadła jego myśli. – Nie chodzę do kościoła, a jeżeli, to tylko, kiedy mogę być sama. Ale Monika to co innego… Wyciągnęła zdjęcie.

– Niemożliwe – powiedział. – Niemożliwe – powtórzył. Z fotografii spoglądała dziewczyna, która pomogła mu jak nikt. Bo ksiądz Andrzej nie radził sobie z lekcjami religii. Szybko się denerwował, dawał wciągać w prowokacyjne dyskusje, dopiero Monika ”ustawiła” klasę, stanęła po jego stronie i zaczęli spokojnie rozmawiać. Monika jak barometr wyczuwała narastające nastroje, potrafiła je rozładować. IVb stała się ulubioną klasą księdza.

Po raz ostatni widzieli się przed feriami. Monika była jakaś smutniejsza, nieobecna. Lekcja wlokła się. Zauważył jeszcze, że dziewczyna ścięła włosy na krótko, co nie dodało jej urody.

– Do zobaczenia w lutym – powiedział. – W szkole wszystko w porządku? – Może być – odpowiedziała.

 

Przyrzekł wybawienie

Ksiądz Andrzej organizował wyjazd do Poronina, ale Monika się nie zapisała. Ksiądz pomyślał, że to sprawka tej znanej mu tylko z opowiadań matki, ateistki. Chciał porozmawiać z dziewczyną, jednak nie odważył się. Stanie murem za matką. Zresztą nie wiedział, jaką dziewczyna dałaby odpowiedź. Nigdy z nikim młodym nie rozmawiał zbyt głęboko. Uważał, że wszelkie intymności można powierzać Bogu, a i tu trzeba dbać o przyzwoitość wypowiedzi. Drugi człowiek to ostatni adresat.

Więc teraz ksiądz Andrzej oglądał fotografię z osłupieniem, a matka Moniki przyglądała mu się z ponurą satysfakcją, jakby od początku podejrzewała, że ksiądz nie zauważył, jak Monika się zmieniła. – I zostawiła jeszcze ten list – powiedziała. Z nie dokończonych zdań listu wynikało, że ksiądz Andrzej przyrzekł jej wyróżnienie od Boga. Przyrzekł szczęście, spokój i radość. Ona ma zaufała, a tymczasem

wszystko wokół niej zaczęło się walić. Matka wściekła bo praca wisi na włosku, chłopak znalazł sobie inną dziewczynę, chętniejszą do pubu niż do kościoła Próbowała z księdzem Andrzejem pogadać, ale ją zbył, że Pan Bóg to nie święty Mikołaj, a już proponować mu ”coś za coś” jest niedopuszczalne. Więc ona wreszcie chce być gdzieś, gdzie nie będzie pouczana… List urywał się, jakby dziewczyna zniechęciła się do dalszych tłumaczeń. Milczał, a kobieta go nie poganiała. – Nadal uważam, że to sprawa dla policji. -Jest pełnoletnia – powiedziała. – A poza tym nie mam dowodu, że ktoś ją przetrzymuje siłą. Można powiedzieć, że odeszła z własnej woli.

– Tylko tyle ma mi ksiądz do powiedzenia? – nie płakała, a on nie mylił się, czując, że ma coś jeszcze do powiedzenia. – Ja wiem, gdzie ona jest i ksiądz musi tam pójść.

– Niech pani wyjdzie – wstał, ale zaraz się zmitygował. – Jestem wstrząśnięty, Monika to dobra i wrażliwa – dziewczyna, ale przecież ja nie jestem policjantem. – Ale tylko księdza usłucha.

– A pani?

– Proszę bardzo, mogę przyznać się do klęski wychowawczej. Jak mnie zobaczy, to jeszcze bardziej zwiąże się z tym swoim guru.

– Nie mogę pani pomóc, przykro mi.

 

Pewnie była zakochana

Wstydził się, ale każde wejście do kościoła łączył z ukradkowym rozglądaniem się. I nawet był rozczarowany, że kobieta nie przyszła znowu. Zachował się zbyt obcesowo, gdyby jeszcze raz poprosiła o pomoc, przynajmniej by ją pocieszył.

Klasa Moniki była bezradna i przestraszona. Jej przyjaciółka przesiadła się do ostatniej ławki i tam opowiadała wybrańcom o przywódcy ”Miłości Największej”, w którym zakochała się Monika.

– Świr jakiś – wyrokowali jedni.

– No, ale co przeżyje, to jej.

– Ze szkoły ją wyrzucą, tam straci rozum i będzie żyła na jakimś odludziu, w komunie, jedząc ziemniaki.

– On przychodził po nią pod szkołę. Mówię wam, brodaty, chudy, jakiś taki nijaki. Każdy ”kanar” w autobusie by się na niego. rzucił. Mówię wam, bieda z nędzą.

Ale temat znudził się szybko. Nauczyciele domagali się napisania klasówek, rodzice wytłumaczenia, co ma się zamiar robić w przyszłości. Nikt nie miał głowy do Moniki.

Jedno, co po Monice zostało, to życzliwość klasy, którą ksiądz odczuwał. Lekcje religii przebiegały spokojnie, ale nie rozmawiali o Monice.

Pewnego dnia spotkał je obie. Wychodził właśnie z pokoju nauczycielskiego. Pod sekretariatem mignęła mu matka Moniki. Pewnie kazali jej zabrać papiery córki, pomyślał.

Monikę zobaczył w przejściu podziemnym. Rzadko tamtędy przechodził, ale dziś wracał ze szpitala, gdzie w piątki zastępował kapelana. Ci chorzy też traktowali Pana Boga jak świętego Mikołaja. Prosili,. domagali się łaski zdrowia, bo całe życie ’ byli wierni Bogu. Nie chcieli słuchać, że ich cierpienie zbawi świat.

Stała na rogu z tym swoim guru. On grał na piszczałce, ona rozdawała ulotki. Ksiądz Andrzej podszedł bez namysłu. Odruchowo wcisnęła mu ulotkę o ”Miłości Największej”. Zapewnienia, że jeśli uwierzysz, będziesz szczęśliwy. A uwierzyć trzeba było w cudowną moc grającego na piszczałce człowieka.

Spadaj powiedział guru ”Miłości Największej”. Monika podniosła głowę. Nie była speszona, to on się zaczerwienił.

– Matka martwi się o ciebie – powiedział Cisza.

– Pan Bóg martwi się o ciebie. Cisza.

– Ja też się martwię – powiedział. – I cała klasa – dodał, żeby nie zabrzmiało to zbyt prywatnie.

Ocenił szybko, że miała jasne, spokojne spojrzenie. Nie była naćpana ani pijana. Pewnie była zakochana.

– Spadaj – powiedział mężczyzna, a on w ułamku sekundy zobaczył, dlaczego Monika obciąga nerwowo rękawy przykrótkiego swetra.

 

Bójka nieznajomych

– On ją bije – powiedział.

– Chwała Bogu – odpowiedziała matka Moniki, która wcale nie zdziwiła się, gdy przyszedł. – Ona tego nie zniesie. Zostawi go. Rok w szkole straciła, ale wszystko da się jeszcze naprawić.

– Pani mnie nie rozumie. Ona ma siniak na siniaku, żółty przykryty fioletowym. To trwa od dawna i ona to znosi. Tylko się tego wstydzi. Nadal roznosi z nim ulotki a przecież on jej nie więzi, w tym podziemiu mogła odwrócić się na pięcie i pójść w swoją stronę

– Pójść w swoją stronę – powtórzyła po nim. – To dlaczego pozwala się tak bić?

– Z miłości – odpowiedział.

Nie, to nie była jednorazowa akcja. Następnego dnia zobaczył ich w tym samym miejscu przejścia podziemnego. Zasłonił się gazetą, wszyscy mijali go obojętnie.

Na szczęście, guru nie był zbyt pracowity i już po godzinie machnął na Monikę. Po drodze deptali ulotki “Miłości Największej”. Ludzie orientowali się, że to nie zniżka na zakupy i wyrzucali ulotki w błoto.

Nie miał planu, więc kiedy po prostu wsiedli do autobusu, zaczął rozpaczliwie machać na taksówki. Pomyślał, że scena jest filmowa, bo natychmiast podjechała. Proszę jechać za tym autobusem starał się, żeby jego głos brzmiał jak najnormalniej. – A co, ksiądz wiernych zgubił? – zainteresował się taksówkarz, ale szybko ruszył. Kiepska okolica powiedział po kwadransie, kiedy wjechali w Targówek Fabryczny. Ksiądz rozglądał się. Był rozczarowany. Sądził, że ”Miłość Największa” mieści się na wsi. Rozpadające się domy, chaszcze badyli. Trudno o większą brzydotę niż to, co mijali.

Wysiedli na ostatnim przystanku. Mężczyzna był niezadowolony, przystanęli, bo on musiał jej swoją złość wykrzyczeć w twarz. Potknęła się o jakieś zardzewiałe puszki, popchnął ją, upadła. Rzucił w nią ulotkami. Odszedł. Próbowała wstać, żeby go tylko dogonić. Zawrócił, uderzył.

Ksiądz Andrzej zdążył tylko pomyśleć, że mężczyzna jest rozsądny, nie bije po twarzy, bije tak, żeby można było zasłonić ślady. Ksiądz Andrzej był silniejszy, ale tamten miał nóż. Ułamki sekundy, które we wspomnieniach będą powracać jak najdłuższy film. Krzyk Moniki, kotłowanina. Taksówkarz rąbnął wyznawcę ”Miłości Największej”, wykręcił mu rękę, nóż pacnął w błoto.

– Przyjrzałaś mu się? – zapytał Monikę. – No to jedziemy, a na przyszłość niech ksiądz mówi, że tu trzeba dać nauczkę gnidzie. A tak stanąłem w tych krzakach i nie wiem, co robić. Dobrze, że nie odjechałem.

Po prostu wziął Monikę za łokieć i poprowadził do samochodu. Ty to chyba miałaś w życiu za dobrze taksówkarz nawoził się takich ciągle obrażonych panien.

 

– Ona uważa, że życie daje jej za mało. To znaczy, że Pan Bóg dawał jej za mało ksiądz ledwo dyszał. Sutanna nadawała się do wyrzucenia.

– Faktycznie ten bubek to superzamiana. Uszczęśliwiał ją jak nikt. Dokąd jedziemy? – taksówkarz wrócił do swojej roli. – Licznik bije – dodał i roześmiał się.

– To nie jest takie proste – Monika odezwała się po raz pierwszy. – Nie mogę tak po prostu odejść.

Ksiądz milczał. Powoli, powtarzał sobie. Żadnych gwałtownych słów. Nie wiedział, do jakiej ewangelii mógłby się odwołać. Więc powiedział: – Wszystko będzie dobrze. Już ja się o to pomodlę.

Monika uśmiechnęła się.

 

Wydanie: 04/2000, 2000

Kategorie: Przegląd poleca

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy