Polacy bronili Paksasa

Polacy bronili Paksasa

Polacy z Litwy pamiętają, że właśnie za rządów Paksasa po raz pierwszy weszli w skład koalicji rządzącej Korespondencja z Wilna Paksas był prezydentem zaledwie 11 miesięcy i 13 dni. Sejm wymaganą większością trzech piątych głosów uznał, że powinien odejść ze stanowiska szefa państwa, bo rażąco naruszył konstytucję i złamał prezydencką przysięgę. Skandal prezydencki na Litwie wybuchł 30 października ub.r. Wówczas to szef Departamentu Bezpieczeństwa Państwa (DBP), Meczys Laurinkus, przedstawił Sejmowi tajny raport na temat domniemanych powiązań prezydenta z rosyjską mafią i tajnymi służbami. W trakcie wszczętego niebawem procesu impeachmentu DBP dorzucił oskarżenie, że litewski Pałac Prezydencki jest wykorzystywany jako trzecia strona w nielegalnych transakcjach handlu bronią oraz w finansowaniu międzynarodowego terroryzmu z przemytu papierosów. W trakcie procesu impeachmentu nie udało się potwierdzić tych ciężkich zarzutów. Rolandas Paksas faktycznie został zdymisjonowany za dopuszczenie do konfliktu interesów prywatnych i służbowych. Zaangażowany do procesu impeachmentu Sąd Konstytucyjny orzekł, że prezydent naruszył ustawę zasadniczą w trzech punktach: bezprawnie przyznał obywatelstwo najhojniejszemu sponsorowi jego kampanii wyborczej, biznesmenowi Jurijowi Borisowowi (przeznaczył on na kampanię Paksasa równowartość ok. 1,7 mln zł), nie dochował tajemnicy państwowej, bo świadomie dał do zrozumienia Borisowowi, że jest on inwigilowany przez litewskie służby specjalne, a także wykorzystując swoje stanowisko, próbował ingerować w działalność spółki akcyjnej, ściślej mówiąc, wpływać na proces jej prywatyzacji. Sejm uznał, że to wystarczy, by pozbawić prezydenta urzędu. Elektorat Paksasa, dzięki któremu w styczniu 2002 r. odniósł on druzgocące zwycięstwo nad poprzednim prezydentem, Valdasem Adamkusem, jest zdania, że padł on ofiarą politycznego spisku. Były pilot wyczynowy, następnie biznesmen, odkąd zajął się polityką, dwukrotnie piastował stanowisko mera Wilna, dwa razy też, co prawda krótko, kierował litewskim rządem. Jako mer zdobył sobie popularność tym, że zapoczątkował przekształcenie Wilna w przepiękną, odrestaurowaną, nowoczesną metropolię. Jako premier zasłynął sprzeciwem przeciwko przekazaniu udziałów litewskiego kompleksu naftowego amerykańskiej spółce Williams International. Wbrew własnej partii, która desygnowała go na premiera, oświadczył, że nie podpisze zgubnej dla litewskiej gospodarki umowy z Amerykanami, następnie podał się do dymisji. Po paru latach okazało się, że miał rację. Spółka Williams rzeczywiście doprowadziła litewski kompleks naftowy na skraj bankructwa, po czym, w tajemnicy przed litewskim rządem, sprzedała swoje udziały rosyjskiej spółce Jukos. Ale to osobny temat. Podczas prezydenckiej kampanii wyborczej media, rywale i niektórzy obserwatorzy litewskiej sceny politycznej przedstawiali Paksasa jako nieobliczalnego populistę bez sprecyzowanego programu politycznego, który wybory wygrał tylko dzięki wielkim pieniądzom i obietnicom poprawy poziomu życia wszystkich Litwinów. Faktem jest, że Rolandas Paksas wygrał wybory głównie dzięki poparciu rozczarowanych 14 latami litewskiej niepodległości i niewierzących w skuteczność innych polityków i partii politycznych. Wśród tych, którzy bezapelacyjnie poparli Paksasa, znaleźli się też Polacy, mieszkańcy Wileńszczyzny. W rejonie solecznickim, gdzie 80% procent mieszkańców stanowią Polacy, za kandydaturą Paksasa opowiedziało się prawie 81% głosujących, w rejonie wileńskim, gdzie Polacy stanowią 63% mieszkańców, uzyskał on ponad 72-procentowe poparcie. Dlaczego Polacy popierają Paksasa? Liderzy 240-tysięcznej polskiej społeczności twierdzą, że z kilku powodów. – Społeczność polska pamięta, że właśnie za rządów Paksasa, gdy był on merem Wilna, później premierem, Polacy po raz pierwszy weszli w skład koalicji rządzącej i w mieście, i w państwie. Paksas przełamał izolację Polaków, którzy dotychczas byli postrzegani na Litwie jako obcy element i pozostawali w opozycji – mówi Michał Mackiewicz, prezes Związku Polaków na Litwie. Rzeczywiście, dzięki Paksasowi, wiosną 2000 r., po raz pierwszy od chwili ogłoszenia w 1990 r. niepodległości na Litwie, przedstawiciele polskiej społeczności zostali zaproszeni do współrządzenia Wilnem. Nie tylko współdecydowali o tym, co się dzieje w mieście, ale też kierowali czterema stołecznymi starostwami. Jesienią tego samego roku partia Paksasa (wówczas to był Związek Liberałów, który potem się rozpadł) zaprosiła Polaków do współrządzenia państwem. W zamian za przystąpienie do tej koalicji otrzymali dwa kluczowe stanowiska: wicewojewody województwa wileńskiego (który decyduje o zwrocie ziemi na Wileńszczyźnie) oraz wiceministra oświaty. Była to nie lada zdobycz, gdyż zwrot ziemi Polakom z Wileńszczyzny dotąd szedł jak po grudzie,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2004, 2004

Kategorie: Świat
Tagi: Lucyna Dowdo