Polak gorszy, bo z akcentem

Polak gorszy, bo z akcentem

Alina, z zawodu malarka, ma córkę Zosię, urodziła się w Piatigorsku, na południu Rosji, na Przedkaukaziu. W Piatigorsku żyje 150 Borkowskich, wszyscy mówią po polsku, ona także, wszyscy przyznają się do polskości. – Alina jest wnuczką Mieczysława, a ja wnukiem Aleksandra – wyjaśnia Konstantyn.

W Piatigorsku zamieszkali przed laty dwaj synowie Mieczysława – Leo­nard i Włodzimierz. Współcześni Borkowscy są ich potomkami. Alina twierdzi, że gdyby Konstantyn pojechał do Piatigorska, poczułby się jak w rodzinie. Miasto nieduże, 142 tys., a Borkowskich tam tłum.
No, ale on na razie nigdzie nie pojedzie, usiłuje odnaleźć się w polskim społeczeństwie, chce jak najszybciej stanąć na nogi, co jest bardzo, bardzo trudne.

Pierwsze spotkania z Polską

– Pierwszy raz przyjechałem do Polski jako turysta w 1990 r. Miałem 18 lat, była zima, zobaczyłem ośnieżony Kraków, Wawel… Po prostu bajka. Najbardziej jednak ucieszyło mnie to, że rozumiałem Polaków, wiedziałem, co mówią, a przecież polskiego nie uczyłem się w szkole.

Kolejna okazja nadarzyła się trzy lata później. Tym razem w grupie kilku lekarzy przyjechał do pracy jako masażysta. Wylądował w Żarach, niedużym miasteczku w Lubuskiem.

To był czas, gdy w telewizji występował Kaszpirowski, liczył: adin, dwa, tri, czetyri, pół Polski siadało przed ekranem, po takim seansie widzowie czuli się zdrowsi. W co drugiej wsi pojawiał się bioenergoterapeuta, leczył wszystkie choroby.

Lekarze z Odessy i masażyści też mieli pełne ręce roboty. Pojęcia irydologia, terapia manualna, akupunktura były w Polsce mało znane, inaczej niż w Odessie, gdzie wpływ medycyny Dalekiego Wschodu był i jest większy niż gdzie indziej.

Z Żar Konstantyn trafił do Zielonej Góry, potem do Poznania. – Zarabialiśmy świetnie. Pensja miesięczna na Ukrainie wynosiła 5 dol., w prywatnej firmie najwyżej 20 dol., a w Polsce zarabialiśmy od 500 do 700 dol. Stosunek pacjentów do nas był bardzo dobry. W ogóle podobały mi się miasta, sympatyczni ludzie, atmosfera, zobaczyłem zupełnie inny kraj niż nasz.

Wtedy jednak nie myślał o stałym pobycie, o swojej polskości. Od 1995 r. sytuacja ekonomiczna na Ukrainie poprawiała się, wyglądało też na to, że pomarańczowa rewolucja ucywilizuje stosunki między władzą a narodem, że skończy się powszechna korupcja, złodziejstwo…

Z czasem przestał w to wierzyć. Zaczął szukać polskich korzeni. Teraz także nie wierzy w zmiany. Nie zmienią się nagle stare nawyki urzędników, przedstawicieli władzy, deputowanych. – Komendant policji nie zarabia dużo, a jakim samochodem jeździ! Skąd ma na takie auto?

Konstantyn mówi, że zmiany nastąpią w następnym pokoleniu, a on ma przecież tylko jedno życie!

Strony: 1 2 3 4 5

Wydanie: 04/2015, 2015

Kategorie: Reportaż

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy