Ostra debata w Sejmie nad reparacjami wojennymi pokazała, że Polacy wciąż lękają się Niemców. Oba narody pozostają sobie obce Między Warszawą a Berlinem zbiera się na burzę. W ubiegłym tygodniu niektórzy posłowie wypowiadali się w Sejmie, tak jakby Niemcy wciąż knuły agresję na nasz kraj, jakby za Odrą czaił się podstępny nieprzyjaciel. Wydaje się, że 14 lat polsko-niemieckiego pojednania poszło na marne. Janusz Dobrosz z LPR twierdził, że w RFN istnieje historyczna linia, zmierzająca do zniszczenia państwa polskiego, którą zapoczątkowali Fryderyk II i Bismarck. Dobrosz głosił, że Niemcy powinny zapłacić Polsce za straty wyrządzone w czasie II wojny światowej 634 mld dol. odszkodowania. Lider PiS, Jarosław Kaczyński, ostrzegał przed frontem obrony niemieckich interesów w Polsce, który tworzą niemieckie służby specjalne, żyjący jakoby za niemieckie pieniądze „niezależni publicyści” oraz „tłumek pożytecznych idiotów o żebraczym usposobieniu”. Jan Łączny z Samoobrony pytał byłego ministra spraw zagranicznych, Bronisława Geremka, ile wziął pieniędzy za to, że milczał, gdy w 1998 r. Bundestag przyjął uchwałę popierającą postulaty Związku Wypędzonych. Krytykowano silną obecność kapitału niemieckiego w polskich mediach, wypominano mniejszości niemieckiej jej wyborcze przywileje. Gorąca debata w Sejmie odbyła się na temat projektu uchwały o reparacjach wojennych, której przyjęcie rekomendowała Sejmowi Komisja Spraw Zagranicznych. Uchwała ma zobowiązać rząd RP do wyegzekwowania należnych Polsce reparacji wojennych z tytułu strat i szkód wyrządzonych przez Niemcy w czasie II wojny światowej i do rozpoczęcia w tym celu rozmów z rządem RFN. Tylko SLD był przeciwko przyjęciu tej uchwały jako „sprzecznej z polską racją stanu” i burzącej istniejący porządek prawny w Europie. W 1953 r. rząd PRL, aczkolwiek wasalny wobec Moskwy, to przecież na arenie międzynarodowej uznawany, zrzekł się przecież reparacji wojennych. Wydaje się jednak, że w jakiejś złagodzonej formie uchwała ta zostanie przyjęta przez Sejm, aby wisiała jak miecz Damoklesa nad głowami polityków w Berlinie. Uzasadnione polskie lęki są przecież oczywistą odpowiedzią na żądania Związku Wypędzonych i Powiernictwa Pruskiego, które zapowiadają, że niemieccy wysiedleńcy będą szukali zaspokojenia swych roszczeń majątkowych przed polskimi i międzynarodowymi sądami. Rząd niemiecki uważa, że wysiedleni mają do tego pełne prawo. Opinia publiczna i politycy polscy reprezentują natomiast pogląd, że to władze RFN muszą zapłacić przesiedleńcom ewentualne odszkodowania – to przecież Niemcy ponoszą winę za barbarzyńską wojnę i okupację, to Niemcy wymordowali 6 mln Polaków i dokonali w naszym kraju potwornych spustoszeń. Uchwała o ewentualnych reparacjach dla Polski może skłonić rząd federalny do ponownego przemyślenia problemu. Cała sprawa jeszcze raz pokazała, jak ogromne są wciąż pokłady nieufności między dwoma sąsiadującymi ze sobą narodami. Dziennik „Der Tagesspiegel” napisał, że epoka, w której Polacy i Niemcy gotowi byli do pojednania, dobiega kresu. „Nasze stosunki z Polską stają się coraz trudniejsze… Niemcy nie akceptują Polski jako równoprawnego partnera”, twierdzi magazyn „Die Zeit”. Wśród zagranicznych studentów w RFN większość stanowią Polacy. W statystyce małżeństw mieszanych w Republice Federalnej polsko-niemieckie są na pierwszym miejscu. 30 tys. pracujących na czarno polskich sprzątaczek i rzemieślników utrzymuje porządek w mieszkaniach dobrze sytuowanych berlińczyków. Prawie 500 polskich księży otacza opieką duszpasterską niemieckie parafie. Podpisano ponad 400 umów o partnerstwie między polskimi a niemieckimi miastami. Tylko po obu stronach granicy Polski z Brandenburgią istnieją partnerskie związki między 230 szkołami i dziesięcioma przedszkolami. Polsko-niemiecko-duński korpus wojskowy pełni służbę w Szczecinie. Polska jest dla kulejącego, ale wciąż potężnego kolosa gospodarczego zza Odry wspaniałym rynkiem zbytu i polem ekspansji gospodarczej. Około 25% zagranicznych inwestycji w RP to dzieło niemieckiego kapitału. Współpraca ekonomiczna między oboma krajami jest imponująca i z każdym rokiem nabiera rozpędu. W 2003 r. wartość niemieckiego eksportu do Polski wyniosła 16,39 mld euro (spośród krajów, które 1 maja br. przystąpiły do UE, tylko do Czech Niemcy wyeksportowały więcej – za 16,72 mld euro). Według federalnego Ministerstwa Finansów, samochodowy ruch towarowy na granicy polsko-niemieckiej wzrośnie do 2015 r. o 235%. Dynamiczni polscy przedsiębiorcy, specjaliści i lekarze już teraz ratują od zapaści wyludniające się miasta Niemiec Wschodnich. Jednak mimo