Oskarżenia stały się głównym narzędziem uprawiania polityki Nie wystarczy być uczciwym, aby ustrzec się przed pomówieniami – twierdzą zgodnie zarówno socjolodzy obserwujący polską scenę polityczną, jak i sami jej bohaterowie. Obelga i bezpodstawne oskarżenie stały się głównymi narzędziami uprawiania polityki. Łatwość oskarżeń Wydaje się, że dzień bez afer to dzień stracony. Stracony dla dziennikarzy, bo nie udało się im wytropić i napiętnować nieprawidłowości, i zmarnowany dla polityków, bo nie zdołali utrącić politycznego wroga, przyłapując go na kłamstwie, mataczeniu i korupcji. – Mamy dziś do czynienia z pewną tendencją do oskarżania polityków. Jest niesłychana łatwość rzucania oskarżeń. I prawie zawsze postawiony zarzut odbiera się już jako udowodnienie winy – uważa dr Jerzy Głuszyński, prezes Instytutu Pentor. Po kilku dniach szalejącej nad głową polityka burzy, po serii artykułów, w których ukazany jest jak przestępca, przeciętny czytelnik nabiera przekonania, że stawiane zarzuty są na pewno prawdziwe, a za bohaterem wydarzeń jak najszybciej powinny się zamknąć drzwi więziennej celi. Społeczne wyroki są tym boleśniejsze, że jeśli raz zapadną, trudno je później zmienić. W ostatnim czasie mogła to odczuć Aleksandra Jakubowska, kilkakrotnie przesłuchiwana przed sejmową Komisją Śledczą badającą sprawę Rywina. Niezależnie od tego, co stwierdzą sąd czy sejmowa Komisja Śledcza, pani minister została już napiętnowana przez społeczeństwo (a przynajmniej sporą jego część). Łatwości rzucania oskarżeń towarzyszy przekonanie, że politycy to grupa szczególnie skorumpowana, oraz to, że władza przyciąga cwaniaków i spryciarzy, którzy działają w polityce tylko po to, aby załatwić coś sobie lub rodzinie. – Z drugiej strony, media są przeświadczone, że są strażnikami porządku społecznego, że gdyby nie one, korupcja i nieuczciwość byłyby już całkiem powszechne – tłumaczy klimat towarzyszący nagłaśnianiu spraw aferalnych Jerzy Głuszyński. Nie jestem wielbłądem Większość polityków jest przekonanych, że rzucanie oskarżeń pod ich adresem to po prostu część politycznego pejzażu. Muszą się liczyć z tym, że oprócz zaszczytów mogą ich spotkać obelgi. Tym bardziej że jeśli chodzi o polityków, nie działa tu zasada domniemania niewinności, lecz raczej domniemania winy. Co stawia pomawiającego w o wiele lepszej sytuacji niż pomawianego. Dla Michała Kamińskiego z PiS to karygodne metody rodem ze stalinowskiego kodeksu. – Jeśli Jaskierni nie udowodniono, że wziął łapówkę, to sprawy po prostu nie powinno być. Sądzę, że lewicowi politycy padli ofiarą kampanii, którą sami rozpętali. Wystarczy wspomnieć sprawę Jacka Turczyńskiego, byłego prezesa Poczty Polskiej, o którym ktoś powiedział, że wziął łapówkę, więc zamknięto go na kilka miesięcy w więzieniu – zauważa poseł Michał Kamiński. Ale część polityków – także tych, którzy na własnej skórze doświadczyli oszczerstw – uważa, że w ich świecie konieczność udowodnienia niewinności jest rzeczą naturalną. – Nie ma co się na to obrażać, po prostu takie są reguły polityki – twierdzi Tomasz Nałęcz, wicemarszałek Sejmu. – Jeżeli ktoś chce w niej funkcjonować, nie powinien mieć skóry gazeli, ale nosorożca – ocenia. Najlepiej dla polityka – tego niesłusznie pomówionego – jeśli postawiono mu konkretne zarzuty. Ma wtedy szansę przedstawić równie konkretne dowody na ich obalenie. Gorzej, jeśli oskarżenie jest mgliste, niesprecyzowane. – Wtedy polityk znajduje się w bardzo trudnej sytuacji, bo musi udowodnić, że nie jest wielbłądem. A to nigdy nie jest łatwe – przyznaje psycholog społeczny, Janusz Czapiński. – Rzucanie oskarżeń jest tym prostsze, że nietrudno znaleźć świadka, który powie, że coś słyszał, ale właściwie to nie jest pewien, czy dobrze usłyszał – dodaje Głuszyński. Walka na wiarygodność O sile oskarżenia w dużej mierze decyduje to, kto je stawia. Jeśli osoba ujawniająca rewelacje nie budzi zaufania, wątpliwe jest, czy ktoś da wiarę jego słowom. Ofiarą tego mechanizmu psychologicznego stał się z pewnością lider Samoobrony. Im więcej oskarżeń i sensacyjnych informacji ujawnia, tym mniej mu się wierzy. (Oczywiście, jest grono zwolenników Samoobrony, którzy mimo wszystko mu ufają). Tym bardziej że zarzuty częściej okazują się wyssane z palca. Kiedy więc Andrzej Lepper grzmiał z sejmowej mównicy, że kilku bardzo znanych polityków wzięło łapówki (m.in. Paweł Piskorski i Włodzimierz Cimoszewicz), niewiele osób dało temu wiarę. I choć niewątpliwie Lepperowi
Tagi:
Joanna Tańska









