Polityka musi być po coś – rozmowa z Tadeuszem Mazowieckim
Tusk bardzo się wyrobił. Oceniam jego rozwój bardzo wysoko. Także patrząc na decyzje Komorowskiego w okresie, kiedy pełnił funkcję prezydenta, uważam, że dorasta do tej funkcji – Obserwuje pan kampanię wyborczą. Czy jakiś obraz Polaków z tej kampanii się wyłania? – Ta kampania najpierw była planowana jako kampania, w której kandydować będą Lech Kaczyński i Donald Tusk… Potem to się zmieniło. Tusk wybrał inną drogę, zresztą ja go do tego bardzo namawiałem. – Żeby nie kandydował na prezydenta i był premierem? – Tak, bo uważam, że władza wykonawcza skoncentrowana jest przede wszystkim w rządzie, on tam jest potrzebny. Ale przyszła katastrofa smoleńska, okres żałoby, a potem przyszła powódź. Mamy więc inną niż zawsze kampanię, niełatwo wyciągać z niej wnioski. Nie pomaga też w tym publicystyczny szum. Dziwią mnie np. niektóre opinie, że właściwe nie wiadomo, jakie programy mają główni kandydaci. Przecież to wiemy, wiemy, jaka wizja polityki stoi za Komorowskim, a jaka za Kaczyńskim. Czy wizja jakiegoś zamknięcia Polski w sobie i nieufności wobec wszystkich na zewnątrz, co też się wyrażało w jakimś stopniu i w poprzedniej prezydenturze, czy wizja Polski otwartej i znaczącej coraz wyraźniej w Unii Europejskiej i chcącej coś w niej znaczyć. A do wewnątrz – czy wizja rozwoju demokracji obywatelskiej, czy wizja demokracji lekko autorytarnej. Można to rozeznać. Dziwi mnie, że wielu ludzi tego nie rozeznaje albo że im ta wizja Polski zamkniętej, nieufnej, kierującej się w stronę autorytaryzmu, nie przeszkadza. Komorowski zdał egzamin – Może części Polaków podoba się ta silna władza, autorytarna, szukająca wrogów? Ten motyw cały czas w polityce polskiej powraca. W PZPR też były takie frakcje. Jedna – bardziej liberalna, druga – bardziej autorytarna. – Bardzo trudno ocenić, na ile jest to tak, jak pan mówi, że ten model władzy, który proponuje Jarosław Kaczyński, odpowiada ludziom, a na ile jest to ich złudzenie, że będzie inaczej. – Teoretycznie w warunkach katastrofy, niepewności ludzie szukają twardej, mocnej władzy. A powódź czy katastrofa smoleńska wprowadzają te elementy. – Ale państwo przecież się sprawdziło! W obu tych sytuacjach! Oczywiście, zgadzam się z tymi, którzy mówią, że można było być lepiej przygotowanym do powodzi, że w latach poprzednich zrobiono za mało. Ale to jest kwestia pracy wielu rządów. Natomiast w ostatnich tygodniach państwo się sprawdziło. Instytucje państwa zafunkcjonowały dobrze przy obu tych tragediach. I konstytucja! Teraz wielu ludzi, którzy wcześniej tak na konstytucję narzekali, przekonuje się, że ona nie jest zła. – Nie odnosi pan wrażenia, że PO chciałaby być takim Frontem Jedności Narodu, partią, gdzie są wszyscy, eklektyczną. – Wydaje mi się, że coś takiego jak życie ideowe jest w tej partii słabe. Nie funkcjonuje dialog wewnętrzny. – A w porównaniu z PiS jak to wygląda? – Proszę pana… (Tadeusz Mazowiecki wznosi oczy ku niebu). – Może urodą dzisiejszych partii jest to, że są one takie jak ich liderzy. – Myślę, że Tusk bardzo się wyrobił. Oceniam jego rozwój bardzo wysoko. Także patrząc na decyzje Komorowskiego w okresie, kiedy pełnił funkcję prezydenta, uważam, że dorasta do tej roli. Może nie zawsze potrafi sprzedać to publiczności, pokazać, nie zawsze też ułatwiają mu to media, ale w jego decyzjach widzę poczucie odpowiedzialności za państwo, widać wciąż dojrzewanie. Przykłady już podawałem – gen. Koziej, wiceminister obrony w rządzie PiS, został szefem BBN, a Marek Belka – prezesem NBP. – Nominacja Marka Belki to także polityczny ukłon w stronę elektoratu lewicowego. – Przedstawienie jego kandydatury niosło ryzyko. Komorowski nie miał przecież pewności, że tę kandydaturę przeprowadzi przez Sejm. Ale przeprowadził. Tym także mierzymy umiejętności polityka. Czy była alternatywa? – A panu udawało się przeprowadzać swoje koncepcje, zamiary? – Myślę, że wiele rzeczy tak. – Dogadywał się pan, tłumaczył, wysyłał współpracowników? – To był inny czas, nieporównywalny z obecnym. To był czas, kiedy trzeba było podejmować wielkie decyzje, i powiedziałbym – chyba nie było dla nich alternatywy. Mój przyjaciel z czasów strajku gdańskiego, prof. Tadeusz Kowalik, wydał książkę o polskiej transformacji, w której napisał, że były alternatywne rozwiązania gospodarcze.









