Przewidzenie kolejnych miejsc, które będą ulegały powodzi, nie jest zbyt skomplikowane. Z 8500 km wałów przeciwpowodziowych aż ponad 2000 km wymaga pilnych prac renowacyjnych Przechodzące w ostatnich dniach przez Polskę nawałnicowe deszcze i huragany skłaniają do analizy tych zjawisk. Kluczowe staje się pytanie, czy w tej części Europy, w której leży Polska, zachodzą jakieś nowe, niepokojące zmiany pogodowe, grożące narastaniem zagrożeń ekstremalnymi klęskami żywiołowymi. Czy jest to zjawisko stałe i nieodwracalne? Klęski powodzi Polacy w ostatnich latach poddani zostali ciężkim próbom związanym zwłaszcza z katastrofalną powodzią w 1997 r., która pochłonęła 55 ofiar śmiertelnych i spowodowała szkody na znacznym obszarze kraju (patrz rysunek). Lipcowa powódź powtórzyła się, choć na mniejszą skalę, w 1998 roku. W lipcu 2001 roku gwałtowne deszcze spowodowały lokalne, ale groźne w skutkach powodzie w Gdańsku i Słupsku. Już mało kto pamięta, że podobna bardzo groźna powódź wystąpiła w 1995 roku w gminie Książ Wielki. Ponieważ jednak zdarzyła się w terenie rzadko zabudowanym, słabo o niej pamiętamy. Ponadto świeże nieszczęścia wypierają zawsze z pamięci obraz tych, które już przeżyliśmy. Warto w tym miejscu wspomnieć, że w Polsce występują powodzie następujących rodzajów: opadowe (głównie czerwcowe – tzw. świętojanka – i lipcowe), roztopowe (wiosenne), sztormowe (wybrzeże i zalewy Wiślany oraz Szczeciński), zatorowe (zimowo-wiosenne utrudnione spływy kry). Gwałtowne zjawiska atmosferyczne: śnieżyce, nawałnicowe opady, huragany można wykrywać i obserwować za pomocą radarów meteorologicznych. Pozwalają one zaalarmować służby ratownicze oraz ludność z wyprzedzeniem kilku godzin o miejscu i rozmiarze zagrożenia. Dzięki tej informacji można ostrzec mieszkańców i zalecić pożądane sposoby ich zachowania (zabezpieczenia, schronienie do domów, przemieszczanie się do wyznaczonych miejsc itd.). Radary nie eliminują wystąpienia niszczycielskiego gradobicia, potężnej ulewy czy wichury, ale zmniejszają ryzyko utraty życia i zdrowia ludzi. Podjęte działania mają uchronić głównie ludzi, a nie ich mienie. Polska potrzebuje dla pełnej osłony meteorologicznej osiem radarów. Obecnie pracują tylko trzy (patrz rysunek). Nie wiadomo, kiedy zostaną znalezione środki na zakup i instalację pozostałych. Brak radarów w pasie wybrzeża był przyczyną niewystarczająco dokładnego rozpoznania zjawiska i działań wyprzedzających. Dla oceny wielkości zagrożenia opadowego należy wykorzystać następujące porównanie. Przeciętny opad roczny w Polsce wynosi około 620 mm (oczywiście, różnicuje się to na wyższe opady w rejonach górskich i niższe na obszarze np. Wielkopolski, Mazowsza czy Kujaw). Zatem informacja o opadzie w Gdańsku i okolicach rzędu 120-140 mm uzmysławia wielkość tragicznej koncentracji opadu. Porównanie wielkości średniego opadu rocznego w Polsce z opadami rejestrowanymi w 1997 r. w różnych miejscach dorzecza górnej Odry (450 mm) i w 1998 r. (170 mm) uzmysławia jasno, że powodzie roku 2001 na wybrzeżu są wielokrotnie mniejsze. Warto w tym miejscu zauważyć, że w 2000 roku w „Gazecie Morskiej” ukazał się artykuł docenta Jerzego Makowskiego z PAN, który stwierdzał, że Gdańskowi i Żuławom przydarzy się wielka powódź. Stan wałów na Pomorzu Gdańskim jest zły i wymaga pilnych prac. Zresztą trzeba powiedzieć, że przewidzenie kolejnych miejsc, które będą ulegały powodzi, nie jest zbyt skomplikowane. Z 8500 km wałów przeciwpowodziowych aż ponad 2000 km wymaga pilnych prac renowacyjnych, usunięcia zniszczeń i poprawy wytrzymałości wałów. Jak wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli oraz Głównego Urzędu Nadzoru Budowlanego, stan techniczny wałów przeciwpowodziowych oraz budowli hydrotechnicznych pogorszył się w porównaniu z 1997 rokiem. Jest to efektem długotrwałego naporu wód w czasie wielkiej powodzi i braku środków na usunięcie wszystkich szkód popowodziowych. Powódź w Gdańsku jest kolejną z serii powodzi opadowych w zlewniach małych rzek, które występowały w Polsce (Krasnystaw 1956, Chełm Lubelski 1965, Wałbrzych 1979, Książ 1995). Układ frontów atmosferycznych w 1997, 1998 oraz 2001 roku jest zbliżony. Dwie ścierające się nad Polską masy powietrza, o różnicy temperatur do 20oC, spowodowały intensywne opady i gwałtowne wiatry. Taki układ frontów jest dla polskiego lata charakterystyczny. Nikt nie chce pamiętać, że lipiec tradycyjnie jest w Polsce miesiącem o największej w roku skali opadów. Częstość i intensywność ich występowania będzie się zwiększała.
Tagi:
Krzysztof Szamałek









