Za co Rosjanie kochają polskie filmy Dr Denis Viren – doktor nauk filozoficznych, filmoznawca To prawda, że Polska popularność w ZSRR zawdzięcza kinu? – W bardzo dużym stopniu. To medium o największej sile rażenia. Przed internetem stanowiło główne źródło wiedzy o życiu innych. W ZSRR polskie filmy cieszyły się popularnością. Niektóre osiągały status kultowych. Takie obrazy jak „Vabank” i „Seksmisja” Juliusza Machulskiego czy serial „Czterej pancerni i pies” do dziś emituje rosyjska telewizja. Trudno, żeby polskie filmy pasjonowały wszystkich, ale publiczność intelektualna, zwłaszcza ta zaangażowana społecznie i politycznie, zdecydowanie za nimi przepadała. A przed 1990 r. to były kręgi dosyć szerokie. Dlaczego Polska była dla nich interesująca? – Bo była przedmurzem Zachodu. Dzięki niej można było podejrzeć, jak się żyje za żelazną kurtyną. Polska i radziecka rzeczywistość dosyć się różniły. U nas ograniczenia cenzuralne i kontrola były znacznie ostrzejsze, u was była stosunkowa swoboda obyczajowa. W kinie było to widać wyraźnie, co stanowiło dodatkowy walor polskich filmów. Masz na myśli polskie filmy w ogóle czy te, które powstawały w czasach odwilży i podejmowały tematy w ZSRR zakazane? – I to, i to, choć na świadomość i postrzeganie polskiego kina największy wpływ miała twórczość Andrzeja Wajdy. Jednak, jak wiadomo, nie wszystkie jego produkcje docierały do ZSRR. Filmem, który okazał się doświadczeniem formującym dla radzieckich widzów, był „Popiół i diament”. Pojawia się w wypowiedziach większości filmowców radzieckich pytanych o inspiracje, o ukształtowanie gustu i stylu. Zrobił na nich szczególne wrażenie i zaliczany był do obowiązkowej filmografii tamtego okresu. Nieco mniej istotnym, ale wciąż ważnym twórcą był Jerzy Kawalerowicz. Jego „Pociąg” i „Matka Joanna od aniołów” cieszyły się ogromną sympatią. Podobnie „Jak być kochaną” Wojciecha Jerzego Hasa i szalenie popularny „Rękopis znaleziony w Saragossie” tego reżysera. Jak dużym zainteresowaniem się cieszył? – Mama opowiadała mi, że na ten film jej pokolenie chodziło do kina po kilkanaście razy. Był przebojowy, ale też nietypowy dla polskiego kina, więc nawet nie wszyscy widzowie kojarzyli go z Polską. Ale najważniejszym reżyserem długo pozostawał Andrzej Wajda, który wprowadził do kina Zbyszka Cybulskiego. On odegrał w ZSRR bardzo ważną rolę. Jego sposób bycia, styl ubierania się, to, jak chodził i mówił, sprawiło, że osiągnął status postaci kultowej. Stał się punktem odniesienia dla radzieckich filmowców i widzów. Na podobnej zasadzie polska szkoła plakatu narobiła w ZSRR sporo zamieszania i do dzisiaj cieszy się u nas uznaniem, jest rozpoznawalna. Na corocznych Targach Książki Non-fiction w Moskwie odwiedzający polskie stoisko bardzo często pytają o książki związane z polską ilustracją, plakatem czy designem. Inni polscy aktorzy też zyskiwali uwielbienie? – Tak, ale w przeciwieństwie do aktorek nie grali w tylu filmach radzieckich. Na pewno popularny był Daniel Olbrychski, który umacniał mit polskich mężczyzn – eleganckich i szlacheckich panów, okazujących niekiedy wyższość. Tak właśnie często mówiło się o Polakach i tak byli odbierani na ekranie. Panowało przeświadczenie, że Polacy samych siebie postrzegają jako ludzi Zachodu. Tak samo swój kraj. A jak Polskę postrzegali Rosjanie w ZSRR? – Jedni jako okno na Zachód, drudzy – jako sam Zachód, inne życie. Spośród republik ZSRR podobnie widziano np. Estonię. Panowało przekonanie, że żyje się tam prawie jak na zachodzie Europy. W przypadku Polski miało to większy wydźwięk – żeby tam pojechać, trzeba było mieć paszport, pokonać fizyczną granicę. To wytwarzało otoczkę innego świata. Co to ma wspólnego z uwielbieniem dla nadwiślańskich aktorek? – Istotna jest ich uroda i odmienność od kobiet radzieckich. Ta specyficzność przypisywana była „zachodnim twarzom”. Dlatego często zatrudniano je do ról nie Polek, lecz kobiet z jeszcze innego kraju. Dobrym przykładem jest Ewa Szykulska w roli Francuzki Pauliny Gueuble w radzieckim filmie Władimira Motyla „Gwiazda zwodniczego szczęścia” o powstaniu dekabrystów. Nawet akcent Polek mówiących po rosyjsku postrzegany był jako zachodni. Polki też inaczej grały. U nas dość szybko porzucono metodę Stanisławskiego. Szukano innych sposobów ekspresji. – To również składało się na wizerunek Polki jako Europejki.










