Polski ksiądz musi się zmienić

Polski ksiądz musi się zmienić

Niewiara to świat, który ukształtował się trochę obok Kościoła, trochę obok religii Rozmowa z o. Stanisławem Obirkiem (SJ), prorektorem Ignatianum – Intensywny w latach 70. i 80. dialog niewierzący-Kościół, z udziałem takich postaci jak Adam Michnik czy Jacek Kuroń, po 1889 r niemal ustał. Dlaczego? – Wtedy intelektualiści pojawiali się, niezależnie od światopoglądu, w zakrystiach i w różnych kościelnych przybudówkach. Po 1989 r. nastąpiła jakaś polaryzacja, zupełnie dla obserwatora z zewnątrz nieuzasadniona. Byłem tym zaskoczony. Tym, co mnie zbliżyło do środowisk niekościelnych, było to zaskoczenie, które z nimi dzieliłem. Tu bym wymienił Jana Woleńskiego, prof. filozofii na Uniwersytecie Jagielońskim, czy Stanisława Lema. Obaj są niewierzący. Zbliżyło mnie do nich, z jednej strony, zaciekawienie ich nieosłabłym zainteresowaniem dla Kościoła jako instytucji, a z drugiej, zwłaszcza do Woleńskiego, wyraźne rozczarowanie ideologizacją Kościoła. Jego zdaniem, jako agnostyka, stało się coś takiego, że instytucja, która była otwarta w czasach totalitarnego zniewolenia, nagle dokonała wolty. Mówiono, iż czarni zastąpili czerwonych. Dokonało się coś dziwnego: znikła partia, znikła dyktatura systemu komunistycznego, a Kościół, w postawach niektórych krewkich księży, zaczął uzurpować sobie podobne prawa. Np. forsować legislację wprowadzającą religię do szkoły, postulat likwidacji ustawy aborcyjnej itd. – Ksiądz rektor powiedział niedawno, że nie czuje się dobrze wśród ludzi, którzy uważają, że mają prawo dekretować, kto może wejść do raju, a kto nie. – Skrótowo tak bym to określił. Demokratyczne struktury wymagają demokratycznych procedur. Niepotrzebne są naciski ze strony Kościoła na świecką administrację, że trzeba zrobić to czy tamto. Skarżył się na to m.in. minister edukacji. Nie ma potrzeby takich działań, ponieważ wcześniej czy później obracają się przeciwko Kościołowi. – Na podstawowym szczeblu działalności Kościoła, w praktyce parafialnej, różnie się układa. Są proboszczowie, którzy współpracują ze wszystkimi, i są tacy, którzy wyłączają pewne grupy według klucza politycznego. – Mieliśmy kilka zmian ekip rządzących, a postawa hierarchów Kościoła wobec nich miała różne skutki. Teraz w 2002 r. można mówić, że Kościół i księża w zdecydowanej większości zdystansowali się od polityki. W tym sensie, że przestają dawać ten bilet do raju tylko ze względu na przynależność partyjną. Raczej patrzą na to, co ludzie robią. -To znaczy, że schemat: prawica to dobry katolik, lewica to niekatolik lub zły katolik przestaje funkcjonować. -To po prostu odczytanie pewnego stanu faktycznego. Tego, że nie ma przełożenia przynależności konfesyjnej na rzeczywistość polityczną. Że to nie jest kryterium. Zdaliśmy sobie sprawę, że tego rodzaju podziały nie wytrzymują konfrontacji z praktyką dnia codziennego. – Czy w Polsce można dziś mówić o jakichś zdeklarowanych adwersarzach Kościoła? – Ta zdecydowanie antyklerykalna opcja jest związana ze środowiskiem Jerzego Urbana. Jest też utrzymana w takich środowiskach jak pismo „Bez dogmatu”. To są pewne ostre środowiska laickie, które ciągle postrzegają Kościół jako zagrożenie. Ale nie jest tak do końca. Na przykład moje doświadczenia z redakcjami „Res Humana” lub „Myśli Socjaldemokratycznej” nasuwają refleksję, że oni raczej szukają możliwości rozmowy. – Zdecydowani przeciwnicy dialogu po drugiej stronie, zdaniem księdza, to… -Po tej drugiej stronie byłyby zdecydowanie „Nasz Dziennik” i Radio Maryja. Oni po prostu nie odczuwają potrzeby dialogu. Mamy więc dwie ekstremy, które się spotykają. – Dość specyficznie polskie zjawisko. Kościół powszechny, zwłaszcza na naszym kontynencie, ma to raczej za sobą. W Rzymie uczestniczyłem w dyskusjach, w których przy jednym stole zasiadali włoscy biskupi, lewicowi intelektualiści, niewierzący politycy. Biografia wielkiego watykańskiego sekretarza stanu, kardynała Agostino Casarolego, ukazała się z jego inicjatywy jako wywiad-rzeka przeprowadzony przez słynnego watykanistę lewicowej „L’Unita”, Alceste Santiniego. W wyborze autora kardynał kierował się jego kompetencją. Łączyła ich również przyjaźń. – Niedawno naszym gościem był prof. Jerzy Zubrzycki z Australii. Opowiadał o swoich doświadczeniach z Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, gdzie kryterium członkostwa stanowi właśnie kompetencja. W jej pracach z udziałem papieża uczestniczą także niewierzący bądź hinduiści. Zubrzycki, współtwórca australijskiego modelu wielokulturowości, widzi dużą szansę na zmiany również w Polsce. Mówi o Polsce: „To jest kraj u progu zmiany”. – U nas publiczne debaty w rodzaju zorganizowanego niedawno w Lublinie forum dyskusyjnego pod hasłem „Przekraczać mury”

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2002, 2002

Kategorie: Kościół