Polski najazd na Cypr

Polski najazd na Cypr

Nasi piłkarze coraz częściej zarabiają na wyspie Afrodyty Najpierw wyjeżdżano przede wszystkim do Niemiec, Turcji czy też ligi austriackiej. Po letniej przerwie najwięcej piłkarzy z nad Wisły przeniosło się na Cypr. O walorach turystycznych wyspy nie trzeba nikogo przekonywać, bowiem to jeden z najpiękniejszych zakątków Morza Śródziemnego. Nic więc dziwnego, że każdemu Polakowi kojarzy się on przede wszystkim z udanym urlopem. W Polsce słota, a na Cyprze przez 300 dni w roku świeci słońce. Kusząco działa również grecka bogini miłości, Afrodyta, do dziś opiekująca się mieszkańcami Cypru, a wszystkim, którzy zanurzą stopy w kamienistej zatoczce, gdzie wyszła z morza, ofiarowuje wieczne powodzenie w miłości i nieprzemijającą urodę. Czyżby dlatego polscy piłkarze tak chętnie obierali cypryjski kierunek? Dobrzy i tani Cypr to kopciuszek europejskiego futbolu. Nic więc dziwnego, że liga tego kraju nie cieszy się zbytnią renomą. Jeszcze kilka lat temu znanych piłkarzy można było zobaczyć tu jedynie w sezonie urlopowym bądź też w okresie przygotowawczym. Skąd więc w ostatnim czasie taki bum wyjazdowy polskich piłkarzy na wyspę Afrodyty? – Odpowiedź jest bardzo prosta. Są po prostu tani i dobrzy – mówi trener Jacek Gmoch. Co więcej, poziom tamtejszej ligi z każdym rokiem wzrasta, a kilka czołowych klubów prezentuje naprawdę bardzo przyzwoity poziom. Przyciągają również warunki finansowe. – Rzeczywiście pieniądze, jakimi dysponują tamtejsze czołowe kluby, są nieporównywalnie większe niż w Polsce. I tak np. według nieoficjalnych informacji roczny kontrakt trenera Edwarda Lorensa, prowadzącego drużynę Anorthosisu Famagusty, opiewa na sumę 200 tys. dol. Również trener Smuda, który odrzucił przedsezonową ofertę pracy na wyspie Afrodyty, zapewniał, iż Cypryjczycy byli gotowi dać mu każde pieniądze. Zdaniem Krzysztofa Walczaka, byłego gracza m.in. Ruchu Chorzów i GKS Katowice, który w swojej karierze również występował na Cyprze, kontrakty wyróżniających się zawodników w lidze opiewają na pokaźne sumy. – Nie ma tam co prawda złotych gór, ale na pewno zarobki są większe niż u nas. Zatem Polacy występujący na Cyprze nie mają powodów do narzekań, tym bardziej iż przyznać trzeba, że markę mają dobrą. – W ostatnim sezonie razem z Radkiem Michalskim i Sławkiem Majakiem wykonaliśmy kawał dobrej roboty, dlatego o Polakach zaczęto głośniej mówić. Daliśmy dobry przykład i w tym sezonie będzie nas już więcej. Jestem pewien, że to jeszcze nie koniec polskiego najazdu na Cypr. Coraz więcej pieniędzy inwestuje się tu w futbol, modernizację stadionów i bazę treningową. Jest więc bardzo dobry klimat dla piłki. Cały czas myśli się o podniesieniu poziomu, stąd też nie powinno dziwić, że sprowadza się coraz więcej dobrych zawodników, w tym również z Polski – mówi Wojciech Kowalczyk, były reprezentant Polski, zawodnik klubu Anorthosis Famagusta. Najbardziej polski Polscy piłkarze i trenerzy nie od dziś upodobali sobie Cypr jako miejsce swojej pracy. Nic więc dziwnego, że niemal w każdym sezonie mieliśmy tam swojego przedstawiciela. Z dużym powodzeniem tamtejsze zespoły prowadził Jerzy Engel, który spędził na Cyprze prawie dziewięć lat, co wspomina jako niekończące się wakacje. Teraz menedżerowi liczą, że niezwiązany z żadnym klubem Engel przypomni sobie o dawnych czasach i ponownie zawita na Cypr. Trenerskie sukcesy odnosił również Jacek Gmoch – były selekcjoner reprezentacji w latach 1976-1978, pod wodzą którego Apoel Nikozja wywalczył mistrzostwo i puchar Cypru. Polskie ślady zostawili m.in. Krzysztof Walczak, Eugeniusz Ptak i Dariusz Pasieka. – Przez te kilka lat naszej pracy wyrobiliśmy sobie i Polsce dobrą markę, dlatego jesteśmy tam poważani i szanowani – podkreśla Gmoch. Jednak w ubiegłych latach to nie Polacy byli przewodnią nacją w piłkarskiej lidze Cypru. Prym wiedli zawodnicy z byłej Jugosławii, którzy również i dzisiaj biegają po cypryjskich boiskach. Są też Niemcy, Węgrzy oraz zawodnicy z krajów byłego ZSRR. Dzisiaj najbardziej polskim klubem na Cyprze jest Anorthosis Famagusta. Przed rokiem pracę rozpoczął tam były selekcjoner, Janusz Wójcik. To on przyczynił się do sprowadzenia do klubu najpierw Sławomira Majaka i Radosława Michalskiego, a następnie Wojciecha Kowalczyka. Wójcik co prawda został szybko zwolniony z klubu, jednak trójka Polaków pozostawiła dobre wrażenie. Z 71 bramek

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 40/2002

Kategorie: Sport
Tagi: Tomasz Sygut