Polski przemysł ofiarą neoliberalizmu

Polski przemysł ofiarą neoliberalizmu

Przyszłość będzie należała do zupełnie innej globalizacji – zielonej, ekologicznej


Prof. Andrzej Karpiński


Panie profesorze, co w ostatnich latach zmieniło się w gospodarce światowej?
– Moim zdaniem największym wydarzeniem ostatnich pięciu lat w skali globalnej, które dziś najbardziej intryguje opinię światową, jest zasadnicza zmiana stosunku państwa do własnej gospodarki i przemysłu. Pojawiła się ona po kryzysie w 2008 r., a znacząco przyśpieszyła w latach 2020-2023, po pandemii COVID-19. Niewątpliwie na zmiany wpływa też inwazja Rosji na Ukrainę z 2022 r., chociaż pomoc USA dla Ukrainy opiera się na dostawach z istniejącego już przemysłu zbrojeniowego w Stanach.

Zmiany te zmierzały do ponownego rozszerzenia i zwiększenia aktywnej roli państwa w gospodarce i przemyśle. Nazywamy to obecnie neointerwencjonizmem. W Ameryce pierwsze tego objawy pojawiły się za rządów Donalda Trumpa, choć początkowe symptomy można było dostrzec już w czasach prezydentury Baracka Obamy. Prezydent Joe Biden idzie jeszcze dalej niż Trump i jasno stawia sprawę, mówiąc: „Zrobimy wszystko, aby zapewnić USA przywództwo światowe w przemysłach przyszłości”.

Jak interpretować te słowa Bidena?
– Że te zmiany mają charakter przełomu, wielkiej zmiany jakościowej, a nie tylko korekty dotychczasowego sytemu. Naruszają bowiem podstawowe zasady neoliberalizmu ekonomicznego, a więc idei, która po 1980 r. zwyciężyła w głównym nurcie ekonomii światowej i dominowała w działalności gospodarczej rządów w ostatnich 40 latach. W tym świetle powinna bardzo niepokoić znikoma wręcz wiedza naszych polityków, w ogóle naszego społeczeństwa, o tych nowych trendach w gospodarce światowej, a już wręcz martwić musi zupełny brak świadomości możliwych następstw dla naszej gospodarki.

Na czym polega neointerwencjonizm?
– Biden jasno to wyartykułował, że zmierza do bardziej aktywnej polityki gospodarczej na miarę tej z czasów Franklina D. Roosevelta z lat 30. minionego wieku. Można nawet powiedzieć, że Ameryka wybrała najbardziej radykalny kierunek zmian w polityce przemysłowej, bo jest w niej szczególnie zapóźniona w stosunku do takich krajów jak Japonia, Korea Południowa, Francja, Izrael. W publicystyce amerykańskiej pojawił się nawet termin superaktywna polityka przemysłowa. Jeszcze 10-15 lat temu było to wręcz niewyobrażalne. W ramach tej polityki podkreśla się konieczność koncentracji wysiłków, by amerykański przemysł wrócił do USA, bo przed laty amerykańskie firmy uciekały ze Stanów, inwestując głównie w Azji, oczywiście ze względu na niskie koszty produkcji, zwłaszcza koszty pracy.

Czy neointerwencjonizm to praktyka na długie lata, czy zakończy się wraz ze znalezieniem kolejnych metod tańszego wytwarzania, jeśli nie w Azji, to np. w Afryce Subsaharyjskiej, gdzie teraz przemysł dynamicznie się rozwija?
– Powrót przemysłu do Ameryki będzie procesem trwałym, bo długofalowy charakter mają trzy wymienione wyżej jego przyczyny. Wciąż bowiem utrzymują się, a nawet nasilają zakłócenia w światowym systemie finansowym i monetarnym. Trzeba się liczyć z kolejnymi pandemiami. A zagrożenie wojną, powstałe w związku z agresją Rosji na Ukrainę, zawsze prowadzi do wzmocnienia państwa.

Neointerwencjonizm to także reakcja na skutki nadmiernego liberalizmu i niekontrolowanej globalizacji, tj. wolnego dostępu do rynków większości krajów. Doprowadziło to Stany Zjednoczone do takiej sytuacji, że bez importu, zwłaszcza z Chin (stanowi on 17% całego importu USA), mają trudności w zaspokojeniu zapotrzebowania na własną produkcję nawet prostych wyrobów. Przykładem mogą być trudności w zaspokojeniu zapotrzebowania na szyny kolejowe, zanim nie podjęto inwestycji w walcowniach.

Za długookresowym charakterem neointerwencjonizmu w USA przemawia również fakt, że Trumpowi daje szanse na ponowną elekcję przez poparcie na terenach, gdzie doszło do zamknięcia jedynych zakładów przemysłowych w okolicy. Dlatego jeśli Trump wygra, to wróci do swojej polityki, a jeżeli Biden chce pozostać na stanowisku prezydenta – będzie musiał kontynuować swoją obecną strategię przemysłową albo nawet ją wzmocnić.

To w jakimś sensie zagraża Europie?
– Nie zdajemy sobie sprawy, że taka polityka przemysłowa może stworzyć pewne niebezpieczeństwa i zagrożenia dla Europy. Ogromne przywileje wprowadzone w Ameryce dla inwestorów mogą skłaniać do przenoszenia wielu zakładów i firm do USA, także z Europy. Zresztą takie przypadki już mają miejsce.

Czy neointerwencjonizm zahamuje globalizację?
– Globalizacja ekonomiczna, ponadpaństwowa, w dotychczasowym kształcie nie ma szans na kontynuację. Dziś polega ona na tym, że wytwarza się i kupuje tam, gdzie można to zrobić najtaniej. Dlatego nazywa się ją globalizacją efektywnościową. Można przewidywać, że w najbliższych kilku latach nastąpi w niej regres, poza niewielkimi, słabymi ekonomicznie krajami o małej skali rynku i zakupów. Ale już to, czy USA i Zachód będą kupowały w Rosji, czy w Chinach, w obliczu konfliktu z Pekinem ma zasadnicze znaczenie. W miejsce dotychczasowej globalizacji efektywnościowej wejdzie inna – polityczna, jako przejaw sprzeciwu wobec krajów wchodzących w konflikt z demokracją. Już teraz obserwuje się działania państw Zachodu zmierzające do powstrzymywania się od zakupów surowców, energii i wyrobów o strategicznym znaczeniu w Rosji, a ograniczenia ich w Chinach.

Globalizacja stanie się ofiarą polityki mocarstw?
– Nie. Ona nie zniknie, ale przyszłość będzie należała do zupełnie innej globalizacji. Zielonej, ekologicznej. Jest ona nieuchronna i ma największą przyszłość. Lasy brazylijskie nie są własnością samej Brazylii, są własnością światową. Dają ogrom tlenu, a bez niego klimat na świecie szybko ociepliłby się o 1-1,5 st. C. Co to oznacza, nie muszę mówić. W przyszłości rosnące znaczenie mogą mieć także ogromne zasoby wód w rzekach i jeziorach Syberii. Myśli się też o wykorzystaniu wiecznej zmarzliny. W tym świetle za niezwykle trafną i potrzebną uważam opinię prof. Grzegorza Kołodki, że w pierwszej kolejności należy stworzyć plan inwestycji w celu ochrony środowiska dla całego świata. Byłoby to pierwszym krokiem w kierunku przyszłościowej globalizacji ekologicznej.

Wróćmy do polityki przemysłowej. Na czym dziś się zasadza nowoczesność przemysłu?
– Przejawem i motorem nowoczesności są przede wszystkim mikroelektronika i elementy półprzewodnikowe. Bez nich nie ma nowoczesnego przemysłu i nowoczesnych wyrobów. Nie ma zwiększenia produkcji rakiet amerykańskich, samochodów elektrycznych, telefonów komórkowych, w zasadzie wszystkiego, co jest bardziej zaawansowane technologicznie. Obecnie półprzewodniki są produkowane głównie na Tajwanie i w innych krajach Azji Południowo-Wschodniej. Ale nawet znaczny wzrost produkcji w tych krajach nie jest w stanie rozwiązać problemu światowego niedoboru półprzewodników. Dlatego Europa intensywnie inwestuje w ten przemysł – głównie Niemcy i Holandia.

Jeżeli założyć, że możni tego świata dogadają się w sprawach środowiska, to co w przyszłości będzie jeszcze dominować w przemyśle?
– Najbardziej charakterystyczną cechą w przemyśle w najbliższych latach będzie masowe wejście technologii komputerowych i internetowych, na skalę nigdy dotychczas niewystępującą. W zasadniczy sposób wzrośnie znaczenie przemysłu półprzewodników. Szczególną rolę w przemyśle przyszłości odegrają także technologie produkcji energii nieoparte na węglu, przemysł biotechnologiczny i oparty na wykorzystaniu laserów.

Poza mikroelektroniką, w tym półprzewodnikami i komputerami, o sile państw będzie decydował przede wszystkim przemysł ekologiczny, a więc taki, w którym wytwarza się urządzenia, sprzęt, chemikalia i materiały stosowane w ochronie środowiska. Uważa się go dzisiaj za główny sektor wzrostu w bieżącym dziesięcioleciu. Największymi producentami w tym przemyśle są USA, Japonia i Niemcy. W USA prognozowano, że w bieżącym pięcioleciu w tym przemyśle produkcja będzie rosła o 12% rocznie.

Sąsiadujemy z Niemcami, jednym z liderów tego przemysłu. Umiemy to wykorzystać?
– Ta bliskość z Niemcami powinna służyć i sprzyjać rozwojowi naszej kooperacji w tym przemyśle. Niemcy mają ogromny potencjał gospodarczy, wytwarzają prawie 35% całej produkcji przemysłowej UE, a kolejny kraj o największym przemyśle, Włochy – tylko 14%, Polska zaś 4-5%. Nie umiemy jednak wykorzystać szansy, którą ta bliskość stwarza. Duża część naszych oczyszczalni ścieków pracuje, wykorzystując sprzęt i materiały importowane z Niemiec. Dotyczy to nawet chemikaliów produkowanych na bazie chloru, którego mamy najwięcej w Europie. Aż się prosi zapytać, dlaczego nie ma myślenia o sposobach, a właściwie konieczności gospodarczego współdziałania ze światowymi liderami w tej najbardziej przyszłościowej dziedzinie techniki.

Bo nie mamy takiej polityki?
– Otóż to. I tu dochodzimy do sedna sprawy, a mianowicie braku dalekosiężnej, przemyślanej i rozumnej polityki przemysłowej. W gruncie rzeczy nie mamy jej od 1989 r., od czasów pierwszego po zmianie ustroju ministra przemysłu i handlu Tadeusza Syryjczyka, który twierdził, że najlepszą polityką przemysłową jest jej brak. A na pytanie, czy ona jest potrzebna, najtrafniej odpowiedział już w XVI w. Machiavelli, gdy mówił: „Żaden wiatr nie jest pomyślny temu, kto nie wie, do którego portu płynie”.

Co stoi na przeszkodzie temu, by mieć dobrą politykę przemysłową?
– Przyczyn tego jest wiele. Wśród nich niezdolność naszych rządów do wykreowania nowoczesnej polityki przemysłowej, błędne poglądy i niezrozumienie jej roli we współczesnej i nowoczesnej gospodarce rynkowej. Jednym z przykładów może być lansowane stwierdzenie rządzących, chyba tylko w celach PR, że rząd chce zbudować politykę przemysłową na potrzeby branż, szytą na miarę ich potrzeb. To całkowite nieporozumienie. Jak sama nazwa wskazuje, polityka (polis – państwo) służy zawsze państwu i dotyczy całego przemysłu. A potrzeby branż są często sprzeczne; im większe subsydia państwa dla jednych przemysłów, tym mniejsze dla pozostałych, nie mówiąc już nawet o realnych sprzecznościach pomiędzy branżami, takich jak wybór energetyki woltaicznej lub węglowej.

Co jest sednem mądrej polityki przemysłowej?
– Istota nowoczesnej polityki przemysłowej w gospodarce rynkowej polega na dokonaniu wyboru przemysłów, które mają w danym kraju najbardziej sprzyjające warunki rozwoju i mogą dać najlepsze efekty. Dlatego mogą być uznane za przemysły preferowane. A w stosunku do nich uzasadnione jest stosowanie wszystkich czterech zasad polityki przemysłowej: (1) ochrona już istniejących zakładów przemysłowych przed likwidacją, (2) wspieranie ich rozwoju, (3) pobudzanie powstania nowych obiektów w tych przemysłach, (4) nadanie im priorytetu w dostępie do środków rozwojowych państwa i inwestycji.

Z powodu braku takiej polityki, opartej na priorytetach sektorowych, pozwoliliśmy zlikwidować przeważającą część mikroelektroniki profesjonalnej, z produkcją półprzewodników włącznie. Dotyczy to także wielu innych przemysłów, przede wszystkim wysokiej techniki, które stanowiły najważniejszą konkurencję dla zagranicznych koncernów w ich ekspansji na nie tylko nasz rynek.

Co zatem było i jest przyczyną braku polityki przemysłowej?
– Istotną tego przyczyną był także regres w naszej nauce i daleko idąca likwidacja zaplecza badawczo-rozwojowego w zakładach przemysłowych. Zatrudnienie w służbach badawczo-rozwojowych w tych zakładach zmniejszyło się z 56 tys. w 1989 r. do 7 tys. w przededniu wejścia Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. Nie ma nowoczesnej polityki przemysłowej bez wykorzystania wyników badań naukowych i innowacyjności. W dzisiejszej Polsce nauka nie jest ceniona. Jeżeli politycy, od lewa do prawa, nie zmienią o 180 stopni swojego stosunku do niej, może nam grozić estonizacja przemysłu – staniemy się państwem o przemyśle całkowicie zależnym od innych, czyli montownią. Przemysł w Estonii w 90% składa półfabrykaty z wielkich koncernów. I to nam coraz bardziej zagraża.

Sektor montażowy ma jeszcze jakiś sens w małych krajach, ale nie w takim, który ma 38 mln obywateli i taką skalę rynku. My musimy być innowacyjni w przemyśle, ale tego się nie osiągnie bez wsparcia nauki. Swojego rodzaju estonizacja przemysłu byłaby dla nas poważnym zagrożeniem. Nie wolno nam do tego dopuścić.

Tymczasem na naukę przeznaczamy 1,4% PKB. W porównaniu z czołówką europejską to niewiele.
– W pierwszych latach po transformacji ustrojowej aż trzykrotnie zmniejszono udział wydatków państwa na naukę, a i teraz przeznaczamy na nią mniejszy odsetek PKB niż w Polsce Ludowej. O ile w PRL na naukę wydawaliśmy 1,9% PKB, o tyle w 2019 r. zaledwie 1,4%, co oczywiście jest poziomem wysoce niewystarczającym. Dla porównania – w Unii Europejskiej na naukę wydaje się średnio 2,3%, a w krajach najwyżej rozwiniętych 3-3,5%, czyli dwa razy więcej niż my. W Polsce w szczególności konieczne jest przesunięcie nakładów z badań nad przeszłością na rzecz studiów nad przyszłością.

Dokonanie przełomu w tej dziedzinie obok wzmocnienia finansowania wymaga istotnego zwiększenia udziału studentów i absolwentów o kwalifikacjach w naukach technicznych i innych ścisłych do poziomu osiąganego w wielu krajach, np. w Finlandii – 40%.

Jeżeli nasi decydenci w radykalny sposób nie zmienią swojego stosunku do nauki, przyszłe pokolenia Polaków bardzo krytycznie ocenią ich i nas samych za zaniedbanie tej dziedziny, mającej decydujące znaczenie dla przyszłości Polski.

Na czym, poza wzrostem nakładów na naukę, miałaby polegać zmiana polskiej polityki przemysłowej?
– Przede wszystkim na określeniu priorytetów, jakimi dziedzinami ma ona się zajmować. Nie możemy powtórzyć błędu z ostatnich dziesięcioleci. Skierowanie nadmiernych środków na motoryzację indywidualną oraz związaną z nią infrastrukturę ruchu samochodowego w miastach i na ich obwodnicach spowodowało znaczne ograniczenie nakładów na budownictwo mieszkaniowe ze względu na wyjątkowo wysoką wzajemną substytucję pomiędzy wydatkami na samochody i mieszkania. W budżetach rodzin jest to niemal jak 1 do 1. W rezultacie powstała sytuacja mieszkaniowa wybitnie niesprzyjająca prokreacji. A to stało się jedną z przyczyn spadku urodzeń – nie tylko u nas.

Ustalenie, które dziedziny i branże przemysłu powinny być u nas uznane za priorytetowe, jest niemożliwe bez przeprowadzenia odpowiednich badań. Problem w tym, że na szczeblach kolejnych rządów zostały one praktycznie zaniechane po 1995 r. i od tej daty, czyli od prawie 25 lat, nie były realizowane. Do tego obecna struktura nauki nie sprzyja ich podjęciu.

Co w praktyce cechuje neointerwencjonizm?
– Polega on na udzieleniu pomocy finansowej i stosowaniu przywilejów prorozwojowych dla przemysłów o szczególnym znaczeniu w obecnym okresie. W USA zalicza się do nich teraz trzy sektory przemysłu, a mianowicie zieloną energię, samochody elektryczne i półprzewodniki. Ale przede wszystkim dotyczy on subsydiowania powstawania i funkcjonowania zakładów o najwyższym, najnowocześniejszym poziomie technologii oraz wdrażania różnego rodzaju działań wspierających wznowienie produkcji towarów i urządzeń we własnym kraju. Jeżeli chodzi o Polskę, jedno jest pewne – polska polityka przemysłowa nie może ograniczać się do przemysłów niszowych, musi stworzyć kierunek specjalizacji w głównym nurcie rozwoju przemysłu europejskiego. Rozwój przemysłów niszowych u nas (okna, jachty, gry komputerowe itp.) tego nie załatwi. Bo to nie te przemysły mają decydujące znaczenie w pozycjonowaniu państw, ale zakłady wysokiej technologii i wykształcone kadry, których nie możemy się pozbywać.

Co ma pan na myśli?
– Nadmierny odpływ kadry, którą wykształciliśmy tu, w kraju. Na skutek odpływu za granicę po 1989 r. naszej kadry, która zbudowała przemysł Polski Ludowej, odbudowa własnych tradycyjnych przemysłów, zniszczonych w czasie transformacji, nie jest możliwa. Same budynki i maszyny nie wystarczą. Dlatego obecnie główny wysiłek musimy skierować na budowę nowoczesnego przemysłu, a nie na odbudowę poprzednio istniejących. Uważam, że nadal mamy zbyt dużą emigrację ludzi wykształconych. Nie jesteśmy krajem niezdolnym do dobrego i lepszego ich wykorzystania w przemyśle, który wciąż ma najwyższą wydajność na jednego zatrudnionego.

Mamy przecież w kraju świetnych informatyków, programistów czy inżynierów. Mamy znakomicie wykształconą młodzież, co potwierdzają jej osiągnięcia na światowych olimpiadach matematycznych, informatycznych, fizycznych, chemicznych. Nie jesteśmy wielkim krajem, ale nawet mniej od nas liczne potrafią rozwijać nowoczesne technologie, czasem wręcz z udziałem pracujących w tych państwach Polaków, tak jak w Finlandii w przemyśle stoczniowym. Norwegowie dzięki Polakom zbudowali znaczną część swojego przemysłu elektronicznego.

Polityka przemysłowa kosztuje. W Polsce nie ma kapitału, który sfinansowałby najpierw badania naukowe, a potem produkcję wysokich technologii.
– Trzeba dobitnie powiedzieć, że nie jesteśmy w stanie dokonać technologicznego unowocześnienia naszego przemysłu bez włączenia państwa w finansowanie rozwoju nowoczesnych przemysłów, udziału kapitału zagranicznego, prywatnego biznesu i społeczeństwa. W tym celu z reguły tworzy się specjalny fundusz, do którego wpłaty są uprzywilejowane (ulgi od podatków, przesunięcie terminów płatności zobowiązań wobec państwa, subsydia finansowe itp.). Nawet tak bogaty kraj jak USA za rządów Obamy prawie w połowie finansował rozwój nowych przemysłów wysokich technologii (IT) drogą pożyczek tylko częściowo zwrotnych. My też powinniśmy tą drogą iść.

Zakładając, że uda się znaleźć finansowanie, jakie dziedziny nowoczesnego przemysłu, jakie jego sektory powinny być przedmiotem szczególnej troski rządzących?
– Odpowiedź na to pytanie wymaga specjalistycznych i, co należy podkreślić, jak najbardziej aktualnych badań. Z badań z 1995 r. wynikało, że do przemysłów „wysokiej szansy”, jak wtedy nazwano nowoczesne przemysły, w rozumieniu nie zysków czy opłacalności dla biznesu, ale korzyści dla całej gospodarki i przemysłu, należało zaliczyć przemysł lotniczy, farmaceutyczny, sprzętu oświetleniowego (lampy), aparatury medycznej, elektrycznej, aparatury rozdzielczej i zabezpieczeniowej, turbin i innych maszyn energetycznych. Badania zagraniczne potwierdziły słuszność naszych ówczesnych wniosków. Dzisiaj jednak skład tej grupy i kolejność poszczególnych branż mogą być inne. Polska jest dużym europejskim krajem i nie może się skupiać na wąskich dziedzinach, musi patrzeć na przemysł kompleksowo. Ale to nie znaczy, że ma wydatkować środki na wszystkie sektory i nawet w przemysłach wysokiej techniki iść szeroką falą. Do osiągnięcia celu w naszych warunkach jest konieczna maksymalna koncentracja wysiłków państwa na gałęziach prorozwojowych, a nie ich rozpraszanie na zbyt wiele branż. Temu służy właśnie polityka przemysłowa, a w niej priorytety sektorowe.

Kup książkę Prawda i kłamstwa o przemyśle

Które zatem branże powinny być oczkiem w głowie rządzących, bez względu na ich proweniencję?
– Co do czterech przemysłów nie mam żadnych wątpliwości: przemysł ekologiczny, jako obszar najbardziej przyszłościowy; energetyka zielona i atomowa, od których zależy modernizacja struktury naszego przemysłu; przemysł mikroelektroniki profesjonalnej – jeżeli uda nam się wejść w kooperację z krajami bardziej zaawansowanymi w jego rozwoju; przemysł zbrojeniowy – jeżeli nie zmieni się sytuacja polityczna w świecie.

Wskazanie bardziej szczegółowych kierunków rozwoju przemysłu i jego wspierania będzie możliwe dopiero po badaniach i analizie, o których już mówiłem. Punktem wyjścia do nich powinna być ocena zdolności naszego krajowego zaplecza badawczo-rozwojowego do kreacji innowacyjnych branż. A wtedy można określać przemysły zasługujące dzisiaj na preferencje rozwojowe, a następnie na tej podstawie dokonywać wyboru tych przemysłów, a nie odwrotnie, jak to miało miejsce w przeszłości.

Własną propozycję przeprowadzenia nowoczesnej restrukturyzacji przemysłu w Polsce przedstawiłem w książce opublikowanej w 2023 r.: „Jak wyjść z obecnego chaosu i bezwładu – strategia i polityka przemysłowa dla Polski”.

Powiązania naszej gospodarki z Niemcami są oczywiste, ale jak pan postrzega rolę Niemiec w gospodarce całej Unii Europejskiej?
– Przystępując do Unii Europejskiej, musieliśmy zdawać sobie sprawę, że Niemcy mają w niej wielką, czasem wręcz decydującą pozycję. Propozycje gospodarcze Niemiec mogą być realizowane w całej Unii dopiero jednak tylko po ich akceptacji przez państwa członkowskie. Nie mają uzasadnienia obawy naszej prawicy, że Niemcy mogą nam coś narzucić bez zgody innych państw członkowskich, w tym także naszej własnej. Dlatego strategia naszej współpracy gospodarczej z Niemcami musi być niezbywalnym elementem każdej polityki przemysłowej w Polsce. Wiele zależeć więc będzie od naszych umiejętności i mądrej strategii w kooperacji i współpracy z Niemcami.

 Nie brak głosów, że Niemcy działają według hasła „Deutschland über Europäische Union”.
– Sukces Unii w ostatecznym rezultacie zależy od tego, czy Niemcy uznają cele wspólnoty europejskiej za swoje i nie będą dążyć do realizacji tylko własnych interesów. Dotychczas obserwujemy, że Niemcy mają tendencję do utożsamiania własnej strategii z celami wspólnoty. Przełomem w polityce Niemiec byłoby jednak uznanie celów wspólnoty za cel nadrzędny w stosunku do ich własnych celów co najmniej w takim zakresie, jakiego wymaga strategia UE. W naszych relacjach z Niemcami na pewno należy unikać niepotrzebnych sporów, forsowania reparacji, gdy mogą one budzić konflikty. Bo może to utrudnić naszą kooperację z największym w Unii partnerem.

To nie brzmi pomyślnie dla Polski.
– Ale w gospodarczych kontaktach z Niemcami mamy również argumenty pozytywne. Jest nim położenie, a także znaczna (oceniana na 0,6-0,8 mln) liczba Polaków pracujących w niemieckiej gospodarce, w tym uczestniczących również w eksporcie Niemiec. Niemcy chcą zacieśniać współpracę z polskimi przedsiębiorstwami, są nią zainteresowani, bo z ich wschodnich landów następuje odpływ szczególnie ludzi młodych na ich zachód, a więc mamy nowy swoisty: ostfucht. Nie muszę dodawać, że Niemcy chcą współpracować z Polakami, bo są im najbliżsi cywilizacyjnie i kulturowo.

Czy powinna istnieć wspólna europejska polityka przemysłowa? Czy też rozbicie Unii na 27 państw ją wyklucza, bo każdy ciągnie w swoją stronę, patrzy na własny, narodowy interes?
– Wspólna polityka przemysłowa powinna istnieć i ona nieuchronnie powstanie, mimo wszelkich przeszkód i trudności. Powinna jednak istnieć równocześnie z polityką przemysłową poszczególnych krajów. Ta pierwsza rozwiązuje tylko wspólne interesy Unii, a krajowe wersje tej polityki problemy równie ważne, ale mające tylko lokalne znaczenie. Poszczególne kraje mogą włączyć się do realizacji polityki przemysłowej UE, jeżeli to jest dla nich korzystne i jest zgodne z ich zamierzeniami. Ale jeżeli włączą się do polityki wspólnoty, to muszą ją konsekwentnie realizować. Mądra i skuteczna polityka przemysłowa dla całej Unii może być opracowana tylko przez najlepszych ekspertów w Europie, wybranych ad personam, a nie przez osoby delegowane przez rządy do Unii, często już na emeryturze.

Co zatem trzeba zrobić, by powstała wspólnotowa polityka przemysłowa?
– Jednym z dyskutowanych wariantów rozwoju UE jest możliwość podziału działań na etapy – wcześniejszy i późniejszy. Pierwszy z nich poświęcony byłby integracji gospodarczej, a drugi, znacznie późniejszy, integracji politycznej. W tej pierwszej fazie kluczowe znaczenie miałoby utworzenie rządu gospodarczego jako partnera dla banku europejskiego. Byłoby to zbliżone do koncepcji i propozycji Lionela Jospina z lat 90. A głównym jego głównym zadaniem powinno być określenie strategii wspólnej polityki przemysłowej.

Zintegrowana Europa, jej wspólna polityka przemysłowa do tej pory nie była w interesie USA.
– Głównym celem UE powinno być jej przekształcenie w samodzielnego partnera w układzie mocarstw światowych, czy to się komuś podoba, czy nie. Alternatywą byłoby tylko jej przekształcenie w partnera zależnego i realizującego cele Ameryki. Dotyczy to też całej gospodarki, gdzie konkurencja USA-UE jest nieuchronna.

Czy w polskiej polityce przemysłowej powinniśmy się na kimś wzorować?
– Nie widzę kraju, na którym moglibyśmy się wzorować w całości, bo nasze warunki różnią się zasadniczo od innych, choćby z racji roli węgla w gospodarce. Natomiast jest wiele doświadczeń innych krajów, które powinniśmy maksymalnie wykorzystać. Zaliczyłbym do nich: Japonię z okresu działania MITI (Ministerstwa Międzynarodowego Handlu i Przemysłu, które odegrało wiodącą rolę w jej powojennej modernizacji – przyp. red.) – zachęty podatkowe bądź nisko oprocentowane kredyty w latach 70., a obecnie najlepsze kontakty z biznesem, Irlandia – system podatkowy, USA – konsorcja jako forma łączenia w celu wspólnego działania kapitału różnych form własności, w tym zagranicznego, Korea Południowa i Izrael – rola przemysłu zbrojeniowego, Finlandia – rola nauki i szkolnictwa wyższego. Najbliżej naszej struktury jest Korea Południowa. Ale wszelkie zmiany tego rodzaju powinny być realizowane przez polskich specjalistów, a nie przez importowanych doradców, którzy w większości przypadków nie sprawdzili się w naszej transformacji. Że tak było, potwierdza niezwykle ważna, niedawno opublikowana praca Ryszarda Ślązaka: „Samozagłada przemysłu polskiego: 1989-2016”.

Skoro już zagraniczne koncerny zadomowiły się w Polsce, to jaka powinna być ich rola w kształtowaniu naszej polityki przemysłowej?
– Mogą wziąć udział w realizacji naszej polityki przemysłowej, powstałej tu, nad Wisłą, i na naszych warunkach, ale nie w jej opracowaniu. Polityka przemysłowa Polski powinna odpowiadać tylko naszym interesom i potrzebom. Koncerny i kapitał zagraniczny zawsze realizują i realizować będą własne interesy, odpowiadające potrzebom wzbogacenia ich właścicieli. A one mogą być sprzeczne z naszym narodowym interesem. Ten zaś powinniśmy chronić ponad wszystko.

Jaki generalny wniosek wynika z pana analiz?
– Rozwiązanie problemów przyszłości wymagać już będzie zasadniczego zwiększenia inwestycji oraz konsekwentnej realizacji strategii długookresowej. Tego nie może zapewnić czteroletni cykl życia parlamentarnego. Bo główne problemy przyszłości są nierozwiązywalne w ciągu czterech lat; aby je rozwiązać, potrzeba ciągłości w procesie rozwoju. A tego nam obecnie najbardziej brakuje.


Prof. Andrzej Karpiński – autor wielu prac ekonomicznych. Zawodowo i naukowo zajmował się polityką gospodarczą państwa (od 1948 r.), a zwłaszcza polityką przemysłową, prognozowaniem i studiami nad przyszłością. Piastował liczne odpowiedzialne stanowiska, m.in. był wieloletnim sekretarzem naukowym Komitetu Prognoz „Polska 2000 Plus” przy Prezydium PAN i zastępcą przewodniczącego Komisji Planowania przy Radzie Ministrów.


p.dybicz@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2023, 36/2023

Kategorie: Kraj

Komentarze

  1. Grzegorz Bazylak
    Grzegorz Bazylak 3 września, 2023, 14:58

    Prawidłowy tytuł książki Ryszarda Ślązaka brzmi: „Samozagłada polskiej gospodarki 1989-2019”, Wydawnictwo: MUZEUM HISTORII POLSKIEGO RUCHU LUDOWEGO
    ISBN: 978-83-7901-348-7, Warszawa 2021, 835 stron.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy