Polski zgryz

Polski zgryz

Warsaw, Poland - July 09, 2020: Teeth treatment, child during dental examination. A visit to the dentist. Hygiene measures at the dentist during dental inspection.

NFZ od 2024 r. dołoży pieniędzy na leczenie naszych zębów. Na jedną osobę przypadnie 88 zł rocznie. Lekarze i pacjenci są zgodni – taka stawka to żart – Z perspektywy stomatologa to za stawki, jakie oferuje nam NFZ, opłaca się już tylko wyrywać zęby. Jest to najprostszy zabieg, zabierający najmniej czasu. Materiały, których można użyć do wypełnienia w ramach NFZ, to farsa – są przestarzałe i mniej trwałe niż materiały oferowane komercyjnie. Również w kwestiach estetycznych takie wypełnienie pozostawia wiele do życzenia. Słowem, wstyd dziś robić czymś takim zęby – opowiada Artur*, młody stomatolog, który dwa lata temu zatrudnił się w prywatnej klinice w Warszawie, uciekając od pracy w państwowej medycynie. W 2022 r. NFZ przeznaczał rocznie na leczenie zębów jednej osoby 55 zł. W lipcu 2023 r. Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że od 2024 r. NFZ przeznaczy na leczenie stomatologiczne ok. 3,3 mld zł ze 156,8 mld zł, które mają zostać przeznaczone na wszystkie świadczenia medyczne. Oznacza to, że stawka roczna na jeden zgryz wzrośnie „aż” do 88 zł. Od razu wylejmy kubeł zimnej wody na głowy tych, którzy stwierdzili, że to spora podwyżka względem poprzedniej stawki – koszt najtańszej plomby to dziś ok. 100 zł. Dlatego leczenie zębów w Polsce na fundusz jest od lat przedmiotem żartów. W domyśle: ludzie leczący zęby na NFZ są miejską legendą. Każdy o nich słyszał, ale nikt takiej osoby nie zna. W każdym żarcie jest zaś ziarno prawdy. Takie myślenie nie było też obce byłemu już ministrowi zdrowia, który komentował „zastrzyk pieniędzy” na świadczenia stomatologiczne. – Mamy pewien segment stomatologii publicznej, ale zdecydowana większość usług dla pacjentów jest finansowana prywatnie. To wynika z pewnego wzorca przyzwyczajenia – odparł Adam Niedzielski pytany przez media, dlaczego jego resort przeznacza na leczenie stomatologiczne zaledwie ułamek pieniędzy na świadczenia medyczne. Twój ząb, twoja sprawa Trudno nie być przyzwyczajonym jako obywatel Polski do prywatnej opieki dentystycznej, skoro kolejne ekipy rządzące zaniedbywały ten temat tak bardzo, że prywatyzacja gabinetów stomatologicznych stała się synonimem prywatyzacji w ochronie zdrowia. Nie bez powodu mówi się o niej „stomatologizacja”. Dostępność gabinetów dentystycznych, w których zabiegi są refundowane, z roku na rok konsekwentnie maleje. W 2019 r. było ich ponad 7 tys. W 2021 r. 6,2 tys. Dziś w Polsce działa ich ok. 5,6 tys. I na ogół znajdują się w większych miastach, dlatego oprócz kolejek trzeba się jeszcze liczyć z dojazdem, gdy ktoś mieszka w małej miejscowości. Ubyło również gabinetów zajmujących się leczeniem zębów dzieci i młodzieży na fundusz. Jeszcze w 2015 r. było ich 8,5 tys. W 2021 r. ich liczba spadła do 6 tys. Od lat pacjenci nie mają wyjścia. Większość chodzi do stomatologów prywatnie. – Klinikę stomatologiczną miałam po drugiej stronie ulicy. Oczywiście, jak to z zębami bywa, potrzebowałam wizyty natychmiast. Pobiegłam. Na fotelu okazało się, że trzeba wyrwać za jednym zamachem dwie ósemki po tej samej stronie. Rachunek przy wyjściu? Razem 1100 zł. Drugi ząb, jak się dowiedziałam, wyrwano mi niejako w promocji, za 350 zł – ironizuje Daria, 52-letnia menedżerka z Katowic. Na rządowej stronie pacjent.gov.pl czytamy: „Jeśli zgłosisz się z bólem zęba do dowolnego dentysty lub przychodni stomatologicznej z umową z NFZ – przyjmie Cię w dniu zgłoszenia. Po godzinie 19.00 pomoc otrzymasz w placówkach, które pełnią dyżur stomatologicznej pomocy doraźnej”. Niestety, znanych jest wiele przypadków, kiedy kolejka była na tyle długa, że pacjenci z bólem i tak musieli udać się po pomoc na pogotowie stomatologiczne. – Zdarzyło mi się cztery razy, że dentysta przyjmujący na NFZ odesłał mnie od razu na pogotowie stomatologiczne, bo nie miał gdzie szpilki wcisnąć w kolejkę oczekujących. Moje doświadczenie z leczeniem zębów na fundusz przypomina jedno wielkie czekanie. Same wizyty kojarzą mi się ze słowem ograniczenia. Za każdym razem, kiedy lądowałam na fotelu, słyszałam głównie, czego w ramach NFZ zrobić się nie da, za co będę musiała zapłacić prywatnie, jeśli nie chcę po prostu wyrwać zęba, dlaczego dostanę gorsze materiały itd. – wylicza 33-letnia Amelia, malarka z Warszawy. Czas,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2023, 34/2023

Kategorie: Kraj