Pomówienia bez dowodów

Pomówienia bez dowodów

Eugeniusz Guz polemizuje z publikacją „Wprost” nt. polskiego śladu w zamachu na papieża

Rewolwerowy „Wprost” już w 2006 r. (18.06) uśmiercał Jana Pawła II rękoma SB, i to nie na placu św. Piotra, lecz w Polsce, podczas pielgrzymki papieża. Dowody na to, chociażby poszlaki? Nie ma problemu. Jeden pan (według scenariusza „Wprost” oczywiście anonimowy) spotyka „któregoś dnia” również anonimowego drugiego pana, o którym czytelnik dowiaduje się przynajmniej, że chodzi o „wysokiego funkcjonariusza KGB”. Tenże przekazuje pierwszemu anonimowi wiadomość, że SB szykuje zamach na papieża. Mamy więc donos zdrajcy KGB na SB. Pierwszy anonimowy śpieszy przekazać sensację trzeciemu, również anonimowemu panu, członkowi Rady Prymasowskiej. Do zamachu oczywiście nie dochodzi, lecz sensacyjne opakowanie jak znalazł. Ono jednak błyskawicznie umiera śmiercią naturalną bez kariery medialnej.
Prawie po roku od pierwszego niewypału „Wprost” podejmuje (11.02 i 18.02.2007 r.) kolejną próbę medialnego zaistnienia, w sojuszu z programem telewizyjnym „Warto rozmawiać”. Tytułową stronę z ugodzonym kulami papieżem tygodnik opatrzył tekstem: „Kto wydał wyrok. Polskie służby zataiły, włoskim wyciekło”. Znów, podobnie jak w 2006 r., pojawia się… ślad polski. Tytuł tekstu w środku numeru pomija już Włochów: „Wyrok na Jana Pawła II. Tajne służby PRL wiedziały o planowanym zamachu na papieża Polaka, ale go nie ostrzegły”. Oba tytuły bez znaku zapytania, a więc przesądzające z góry o winie Polaków.
W kolejnym odcinku (18.02) historycy „Wprost” sięgają już szczytu pomówień, zapewniając czytelników, że dysponują dowodami, „które mogą być przełomem w prowadzonym przez IPN śledztwie dotyczącym zamachu na papieża”. Tym przełomem ma być powrót do śladu bułgarskiego, wzbogaconego o ślad polski. Istnieje bowiem „bardzo wiarygodny dowód obciążający całe kierownictwo wywiadu wojskowego PRL w 1981 r., być może także rządzących wtedy Polską”. Czy w diabolizowaniu PRL można sobie wyobrazić bardziej potworny zarzut? Czy przynajmniej prasa lewicowa może w tej sytuacji nałożyć sobie czapkę niewidkę? Zareagowała już „Trybuna”, lecz wymieniony we „Wprost” wojskowy ograniczył się w rozmowie z dziennikiem do oświadczenia, że zarzuty wobec niego są zmyślone,

o notatce nic nie wie,

może ktoś inny coś widział lub słyszał. Tymczasem cała sensacja „Wprost” jest niewarta funta kłaków.
W tekście znów jesteśmy w krainie anonimów. Redakcja powołuje się na „wieloletniego oficera Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiadu wojskowego PRL)”, na którego biurko „kilka tygodni przed zamachem” trafić miała od rezydenta na Bliskim Wschodzie notatka sygnalizująca przygotowanie zamachu. O tym, że na biurko Zarządu II trafiła w 1981 r. wspomniana notatka, przypomina sobie po 18 latach transformacyjnego milczenia, znów niestety anonimowy, chyba w bardzo już zaawansowanym wieku wojskowy. Posługując się 30-letnią pamięcią, odtwarza dziennikarzom „Wprost” treść notatki. „Pierwszy akapit informował o planach zamachowych ťSzarych WilkówŤ. Drugi w kilku zdaniach charakteryzował turecką organizację ekstremistyczną”. Taką to papkę „dokumentacyjną” prezentuje „Wprost” opinii publicznej, sugerując jednocześnie, że ścina ona z nóg przeciwników śladu bułgarskiego i odpowiedzialności KGB za zamach.
Scenariusz „Wprost” zakłada, że można mówić tylko o tajemniczym „zaginięciu” notatki, czyli ukryciu jej, zniszczeniu. Moim zdaniem, notatka taka kwalifikowała się na makulaturę. O tym bowiem, że Szare Wilki ostrzą kły na Jana Pawła II, pisano wówczas i mówiono w mediach międzynarodowych nie tylko od święta. Sam Agca, po ucieczce z wyjątkowo pilnie strzeżonego więzienia (dzięki pomocy wywiadu minął sześć posterunków w przebraniu oficera tureckiej armii), ogłosił w prasie, że jego życiowym celem jest zabicie papieża. Nieprzypadkowo ucieczka nastąpiła dwa dni przed przybyciem Jana Pawła II do Turcji. Pierwsza próba zamachu nie udała się, lecz

Agca nie zrezygnował.

Ruszył w kierunku Europy Zachodniej. Dlatego Interpol rozesłał za nim po całej Europie listy gończe, a 10 maja 1981 r. uprzedził włoską policję, że zamachowiec kręci się gdzieś w pobliżu. Również szef wywiadu francuskiego przekazał w kwietniu 1981 r. Włochom i Watykanowi wiadomość o przygotowywanym zamachu. To samo uczynił wcześniej ambasador Turcji przy ONZ.
Także pełno było w mass mediach informacji charakteryzujących Szare Wilki. Rezydent PRL na Bliskim Wschodzie, w oddaleniu od Europy, mógł oczywiście nie wiedzieć, że swoją niepełną nawet stroną maszynopisu jedynie odkrywa Amerykę. Musiano o tym jednak wiedzieć w Warszawie. Czy lakoniczna, banalna informacja w dodatku nie z Paryża, Ankary czy Rzymu, lecz z peryferyjnego dla tematu rejonu mogła mieć jakąś wartość poznawczą? Były to przecież popłuczyny po tym, co już wiadome.
Tego samego zapewne zdania był wówczas również wywiad włoski. Obecny koordynator włoskich tajnych służb, gen. Giuseppe Gucchi, przypomina sobie w rozmowie z włoskim tygodnikiem „Espresso”, że w 1986 r. zjawił się u niego jako rezydenta wojskowego wywiadu w Kairze polski pułkownik i opowiedział, co widział na biurku II Oddziału w 1981 r. Gucchi: „Zwierzchnicy uznali jednak materiał za bezwartościowy, jako że nie zawierał żadnych nazwisk ani faktów”. Tę opinię generała poznali jednak tylko czytelnicy „Rzeczpospolitej” w relacji rzymskiego korespondenta, ponieważ „Wprost”, również cytując „Espresso”, akurat tę wypowiedź generała przemilczało. Nasz pułkownik musiał się zresztą kwalifikować do szybkiego odwołania, skoro „nie stronił od alkoholu, a gdy wypił, często narzekał na ZSRR” (Gucchi w „Rzeczpospolitej”).
Sądzę, że przekazując taki strzęp informacji na Zachód, nasz wywiad skompromitowałby się. Więcej, mógłby nawet wzbudzić tam podejrzenie o montowanie jakiejś prowokacji, szczególnie że Wschód i Zachód dzieliła wówczas bariera wrogości. Nawet zaprzyjaźnione ze sobą

wywiady skąpiły

przekazywanych sobie informacji. Mówił o tym w prasie np. płk Henryk Bosak, oceniając relacje między wywiadem polskim a radzieckim. Nadużyciem, jeśli nie głupotą (może jednym i drugim), jest więc robienie z tego strzępu informacji dowodu czy poszlaki o udziale SB w zamachu na papieża Polaka.
Nie bardzo zresztą rozumiem nagłe i namiętne zakochanie się „Wprost” w strzępie informacji anonimowego pułkownika, skoro już 25.06.2000 r. korespondent „Wprost” w Rzymie, Jacek Pałasiński, zapewniał na łamach tego pisma: „To nie Agca pierwszy ujawnił ślad bułgarski. Uczyniła to w 1982 r. na łamach ťReaders DigestŤ kontrowersyjna dziennikarka amerykańska Claire Sterling. Agca siedział jeszcze w nadadriatyckim więzieniu (…), gdzie odwiedzany był przez dziesiątki agentów służb specjalnych, niektórych – jak Andrea Pazienza czy szef włoskiego wywiadu Pietro Musumeci – związanych z CIA. I dopiero wówczas – jak twierdzi większość badaczy okoliczności zamachu na papieża – Agca wyuczony jak papuga, wciągnął w całą sprawę Siergieja Antonowa, Żelio Wasiliewa i Todora Ajwazowa”.
Pułkownika odwołano w 1986 r. z placówki do kraju nie za notatkę, jak sugeruje „Wprost”, lecz za nawiązanie bez wiedzy i zgody centrali poufnego kontaktu z rezydentem wywiadu włoskiego. Notatka o zamachu nie miała tu nic do rzeczy. Dziennikarze „Wprost” sami zresztą informują, że postępowanie służbowe wobec tego pułkownika „prowadzono w związku z podejrzeniem utrzymania nieuprawnionych kontaktów z przedstawicielami NATO”. Nie może być więc zaskoczeniem, że pułkownika odsunięto od wywiadu wojskowego. Każdy wywiad na świecie postąpiłby tak samo. Tylko laik w zacietrzewieniu może się temu dziwić. Ukarano go jednak znacznie łagodniej, niż uczyniłaby to dzisiaj

bolszewicka miotła Macierewicza.

Pozwolono mu bowiem nadal pracować w wojskowości, bo w Inspektoracie Obrony Terytorialnej Kraju. Co więcej, wysyłano nadal służbowo za granicę.
Czy mętne losy cherlawej notatki, koronny dowód „Wprost”, mogą ożywić ślad bułgarski, skoro jego dotychczasowe fiasko udokumentowały:
1. Uwolnienie przez włoski sąd z braku dowodów winy po czterech latach procesów wszystkich trzech Bułgarów, czego uzasadnienie znajdujemy w 25 tys. akt procesowych (nieco więcej niż jedna kartka w wydaniu „Wprost”).
2. Przesłuchanie przez sędziów włoskich kilkunastu Turków, mniej lub bardziej powiązanych z Agcą, z których żaden nie obciążył śladu bułgarskiego.
3. Przyszły szef CIA oświadcza w 1995 r., że CIA po prostu zmyśliła ślad bułgarski, bo zakładała, że zamach mogła zainspirować tylko Moskwa.
4. Jan Paweł II wielokrotnie, przy różnych okazjach stwierdzał, że nigdy nie wierzył w ślad bułgarski.
5. Po przemianach transformacyjnych w Europie Środkowo-Wschodniej specjaliści zaproszeni przez władze bułgarskie nie znaleźli niczego w 127 tomach akt bułgarskiej bezpieki. Nie znaleźli także w aktach Stasi. Oba archiwa penetrowali specjaliści włoscy, bułgarscy, amerykańscy. Udostępniono im także archiwa czechosłowackie. Ciekawe, że cały postkomunistyczny Wschód się tutaj obnażył, natomiast o archiwach francuskich, zachodnioniemieckich, włoskich, tureckich itd. cicho sza.
6. Archiwa radzieckiego KGB zostały dosłownie przekartkowane przez wywiadowców, naukowców, dziennikarzy – przeciwników władzy radzieckiej. Nikt nie znalazł tam śladu obciążającego KGB winą za zamach.
7. Polskie tajne archiwa zieją pustką. Brak było większego zainteresowania tematem.
Kard. Stanisław Dziwisz miał więc powody, by podczas prezentacji swoich wspomnień powiedzieć w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” (22.01), że „ślad bułgarski to mit”.
Dla historyków amatorów z „Wprost” wszystko to jednak nie ma najmniejszego znaczenia. Kartka maszynopisu, nawet nie pokazana, lecz jedynie streszczona w kilku zdaniach na podstawie opowieści anonimowego świadka, ma według „Wprost” przekreślać wymowę powyższych dowodów. Co gorsza, tygodnik w ślad bułgarski wymanewrowuje jeszcze polski wywiad. Głupiej i haniebniej nie sposób chyba postąpić.

Autor napisał cztery książki o zamachu na Jana Pawła II. Według redaktora naczelnego „Wprost”, Stanisława Janeckiego, jest nawet agentem KGB, bo na zamówienie KGB napisał książkę o zamachu.

 

Wydanie: 09/2007, 2007

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy