Pornografia w Sejmie

Pornografia w Sejmie

Polityka zamiast realnych działań

Politycy twierdzą, że od 1 września będą chronić dzieci. Jednak blokada pornografii to jedynie przedwyborcza zagrywka. Dlaczego prawie jednogłośnie przegłosowany w Sejmie projekt nie ma szans działać?

– Pierwszy film porno obejrzałem, gdy miałem 12 lat. Znalezienie odpowiedniej strony i wejście na nią już wtedy nie stanowiło żadnego problemu, a działo się to kilkanaście lat temu, nie było wtedy w sieci tylu stron dla dorosłych. Filmy pornograficzne, które są mocno przesadzone, w krótkim czasie bardzo mnie wciągnęły. Miałem wręcz obsesję, żeby chociaż raz dziennie obejrzeć kilka minut. Być może właśnie dlatego swoją inicjację seksualną przeżyłem już jako 15-latek i od razu na wiele lat straciłem zainteresowanie seksem. To było rozczarowanie – wyznaje 28-letni Wojtek.

Dziś, dzięki łatwemu dostępowi do internetu, z pornografią mają styczność nawet siedmioletnie dzieci. Eksperci zajmujący się seksuologią i psychologią jednogłośnie uznają, że kontakt dzieci z filmami dla dorosłych jest zjawiskiem niebezpiecznym w każdym możliwym aspekcie. Od reakcji młodego organizmu na wyrzut dopaminy do mózgu, który wywołują filmy porno, przez przekłamany obraz stosunków płciowych, które w tego typu nagraniach są pełne fizycznej i słownej agresji, aż po wyrzuty sumienia, że robi się coś złego, o czym mogą dowiedzieć się rodzice. Porno w przypadku dzieci nawet na socjalizację wpływa destrukcyjnie.

Ruchy pozorowane

W ograniczeniu dzieciom dostępu do treści pornograficznych mają pomagać tzw. blokady rodzicielskie, które można uruchomić zarówno w smartfonie, jak i w komputerze. Wyłączają one dostęp do określonych stron internetowych lub aplikacji. I choć brzmi to obiecująco, badania Urzędu Komunikacji Elektronicznej pokazują niestety, że z programów do kontroli rodzicielskiej korzysta zaledwie 40% rodziców.

Tymczasem dane o dostępie osób niepełnoletnich do stron pornograficznych są przytłaczające. Z raportu Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej (NASK) „Nastolatki wobec pornografii cyfrowej” wynika, że ponad 72% ankietowanych dzieci i młodych osób deklaruje, że w internecie łatwo znaleźć treści o charakterze pornograficznym. Z czego ponad 50% respondentów chociaż raz je oglądało. Co czwarty badany nastolatek ogląda treści pornograficzne codziennie, wśród dzieci zaś – ponad 20%. Średni wiek, w którym dziecko w Polsce ma dzisiaj pierwszy kontakt z pornografią, to zaledwie 11 lat. Badanie NASK wskazuje też, że kontrola rodzicielska nie stanowi dla młodszych użytkowników żadnej przeszkody – 38% ankietowanych stwierdziło, że kontrola rodzicielska nad oglądanymi przez nich treściami jest nieskuteczna. – Wszystko rozbija się o pewne skomplikowanie systemów blokady rodzicielskiej. Pracuję w szkole z dziećmi i widzę, że rodziców to ciągłe zatwierdzanie i sprawdzanie, co dziecko ogląda, frustruje lub nawet nudzi. Niestety, wymaga to ogromnej cierpliwości i wręcz aptekarskiej precyzji. A ja nawet kilka razy dziennie łapię dzieciaki na oglądaniu filmów porno na smartfonach – opowiada Beata, 40-letnia nauczycielka z Gdańska.

Według Ministerstwa Cyfryzacji problem pornografii wśród dzieci i młodzieży ma rozwiązać ustawa przyjęta przez Radę Ministrów w maju br. Politycy chcą, aby firmy dostarczające usługi telekomunikacyjne były zobligowane do zapewnienia abonentom takich mechanizmów, które na życzenie użytkowników wprowadzą ograniczenia treści nieodpowiednich dla małoletnich. W czerwcu ustawa trafiła do Sejmu i została prawie jednogłośnie przyjęta. Ma wejść w życie od 1 września 2023 r.

I choć w projekcie po konsultacjach społecznych doprecyzowano, czym są treści pornograficzne, nadal zdaje się on niczym więcej jak przedwyborczym picem na wodę. Ustawa napisana jest tak, aby coś robić, ale nic nie zrobić. Są to ruchy pozorowane, które znamy bardzo dobrze z działań PiS podczas pandemii, kiedy ustalano nowe obostrzenia i zmieniano np. dopuszczalną odległość między ludźmi z 2 m na 1,5 m albo zamykano lasy.

Blokadą stron porno mają się zająć według projektu resortu cyfryzacji operatorzy telekomunikacyjni do spółki z rodzicami, którzy mają zgłaszać swoim dostawcom internetu, jakie treści ich zaniepokoiły. Ministerstwo Cyfryzacji tłumaczy, że wzorowało się na prawodawstwie innych państw. Problem polega na tym, że zrobiono wszystko dokładnie odwrotnie, niż postępuje się za granicą. Ministerstwo powołuje się w ustawie m.in. na Niemcy czy Wielką Brytanię. Wszędzie tam zastosowano prosty trik – wymaga się od stron pornograficznych, aby rzetelnie weryfikowały wiek użytkowników. Te zaczęły więc po prostu wymagać skanu dokumentu tożsamości, zanim ktoś będzie mógł się zalogować. Nasze ministerstwo twierdzi tymczasem, że taka praktyka byłaby naruszeniem prywatności użytkowników, więc z tego najprostszego i skutecznego mechanizmu zrezygnowało. W krajach, gdzie wymagana jest taka weryfikacja, same pornoportale stworzyły odpowiednie narzędzia, zapewniając klientom anonimowość.

Bezpieczeństwo dziecka kosztuje

Głównym założeniem projektu proponowanego przez Ministerstwo Cyfryzacji jest właściwie sprawienie, aby obecnie płatne narzędzia oferowane przez usługodawców telekomunikacyjnych do ochrony przed treściami 18+ stały się darmowe. Nawet więc w założeniu nie jest to blokada, jak szumnie ogłaszano, lecz ograniczanie dostępu. Można się zastanawiać, czy rząd daje w takim razie cokolwiek od siebie, skoro cała odpowiedzialność nadal ma spoczywać na rodzicach, z których, jak wykazała sama rządowa NASK, aż 60% i tak nie ma pojęcia, jak się zabrać do uruchomienia kontroli rodzicielskiej.

Operatorzy telekomunikacyjni od dawna oferują usługi, które blokują strony z pornografią. Problem polega na tym, że użytkownicy często nie są świadomi ich istnienia, a poza tym trudno, żeby znali wszystkie portale z treściami dla dorosłych. Nie zmienia to jednak faktu, że są dostępne narzędzia, które w jakimś stopniu ułatwiają ochronę młodych w sieci. Dziś każda z takich usług jest dodatkowo płatna. Plus oferuje aplikację ochrony rodzicielskiej za 4 zł miesięcznie dla dwóch urządzeń. Play życzy sobie już 10 zł, a nawet 20 zł za program Bezpieczna Rodzina. T-Mobile za 6 zł miesięcznie oferuje Dzieci w sieci. Najciekawiej jest zaś w Orange, bo można płacić 10 zł za usługę Bezpieczne Dziecko w Sieci albo 0 zł za włączenie specjalnego filtra Cyber Ochrona, który ma możliwość blokowania stron z pornografią.

NASK stworzyła zaś darmową aplikację mOchrona. Służy ona do monitorowania aktywności dziecka w sieci. Ma też funkcję blokowania pewnych kategorii stron. Wszystko to brzmi bardzo obiecująco, jednak rozbija się o brutalną rzeczywistość. Według dr. Rafała Langego z NASK codziennie powstaje 300 stron pornograficznych. Na dodatek w każdej minucie do sieci trafia 13,5 GB nowych treści dla dorosłych. Zdaniem badacza dziecko w sposób nieunikniony trafi w pewnym momencie na treści pornograficzne. Przy takiej skali monitorowanie i wykluczanie kolejnych stron dla dorosłych jest właściwie niemożliwe. Tym bardziej przez poszczególnych rodziców.

W swoim projekcie Ministerstwo Cyfryzacji przerzuca całą odpowiedzialność na podmioty zewnętrzne. Nikt po rządowej stronie nie kwapi się do stworzenia listy portali pornograficznych. Przy czym nie mówimy tutaj o działaniach takich jak w Indiach, gdzie z nakazu rządowego zablokowano z dnia na dzień dostęp do 827 stron oferujących pornografię. Wystarczy spojrzeć na własne podwórko. Przecież można zadziałać dokładnie tak samo jak w przypadku ustawy hazardowej, gdy dostawcy usług telekomunikacyjnych dostali od strony rządowej listę stron do zablokowania. Tymczasem według ludzi od ministra Cieszyńskiego firmy telekomunikacyjne same mają wybrać, co uważają za strony dla dorosłych, z uwzględnieniem wytycznych zawartych w ustawie, które brzmią: „Wszelkie treści ukazujące rzeczywiste lub symulowane zachowania o charakterze seksualnym, w tym prezentujące różne formy kontaktów seksualnych oraz przedstawiające organy płciowe w funkcjach seksualnych”. Równie dobrze z marszu można zablokować część witryn należących do muzeów, które w kolekcjach mają takich klasyków malarstwa jak Picasso, Rubens czy część przedstawicieli renesansu, których twórczość nacechowana była metaforyką dotyczącą seksu.

Na dodatek to rodzice mają zgłaszać operatorom, że chcą coś zablokować. W przytaczanym wyżej badaniu NASK niemal 24% dzieci i nastolatków deklarowało, że w domu nigdy nie zakazano im oglądania pornografii, a prawie 34% ankietowanych nie potrafiło określić, jaki jest stosunek rodzica do takich treści. Rodzice po prostu tego nie ogarniają, bo sami nie są w żaden sposób wyedukowani seksualnie.

Kapitał polityczny kosztem dzieci

Zdaje się, że rząd jak zwykle zabiera się do rzeczy, w szczytnym celu, nie od tej strony co trzeba. Przecież wystarczyłoby wymagać większej odpowiedzialności od stron oferujących pornografię, pod rygorem szybkiego i permanentnego ich zablokowania. Wystarczyłoby, aby pisowski rząd odrzucił na moment swoją fasadową pruderię i potraktował portale z porno jak przedsiębiorstwa, które boją się utraty zysków. Nie trzeba udawać, że walczy się z jakimś wcielonym złem. Wystarczy wprowadzić regulacje, zamiast zrzucać odpowiedzialność na użytkowników.

Sensownych rozwiązań za granicą jest zaś sporo. Mówiliśmy już o Niemczech czy Wielkiej Brytanii. W amerykańskim stanie Utah wprowadzono bardzo podobne przepisy – strony z treściami dla dorosłych mają obowiązek weryfikować wiek użytkowników. Najbardziej znany serwis z pornografią, czyli Pornhub, po wprowadzeniu tego prawa natychmiast zaczął blokować użytkowników logujących się z adresów internetowych z Utah. Portal nie chciał dostosować się do nowego prawa, więc odciął dostęp wszystkim użytkownikom z tej okolicy. Ale nie miał też wyjścia, bo gdyby złamał prawo, wyciągnięto by przewidziane przepisami konsekwencje. Natomiast polski resort cyfryzacji grozi karami, ale przedsiębiorcom, którzy zapłacą, jeśli np. w salonie fryzjerskim da się poprzez firmowe WiFi obejrzeć film porno, siedząc z farbą na głowie. – Naszym zdaniem najskuteczniejsze byłoby wdrożenie i stosowanie przez portale pornograficzne narzędzi weryfikacji wieku – mówi Katarzyna Nowicka ze Stowarzyszenia Twoja Sprawa, która od lat zajmuje się walką o ograniczenie dostępu dzieci do pornografii.

Podobną opinię wyrażają przedstawiciele Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji. Nie zgadzają się z przewidzianym w ustawie sposobem ograniczenia pornografii. „Projektowana ustawa wszystkie obowiązki związane z ochroną małoletnich przed treściami pornograficznymi składa na barki polskich dostawców internetu, nie nakładając absolutnie żadnych obowiązków na dostawców treści pornograficznych – zwraca uwagę PIIT w 24-stronicowym dokumencie, w którym dalej czytamy: – Projektowana ustawa wydaje się nie dostrzegać istniejących, w tym finansowanych ze środków publicznych, rozwiązań służących ochronie małoletnich. Wreszcie projektowana ustawa, zamiast budować na istniejących przepisach prawa służących ochronie małoletnich przed kontaktem z treściami pornograficznymi (np. przepisach Kodeksu karnego), ignoruje fakt ich istnienia”.

Oczywiście kto będzie chciał porno obejrzeć, ten do niego dotrze. Skoro jest technologia mogąca blokować dostęp do czegoś, powstaje natychmiast taka, która ten dostęp ułatwi. Jak zwykle wystarczy wpisać odpowiednią frazę w wyszukiwarkę internetową, aby dotrzeć do stosownej instrukcji i programu. Nie zmienia to jednak faktu, że ograniczenie młodym osobom dostępu do treści pornograficznych jest konieczne. Musi to być zrobione w sposób przemyślany, a nie za pomocą ustawy pisanej na kolanie, bo wynik tej potyczki, co już wiemy, będzie mizerny. Ustawa ma wejść w życie półtora miesiąca przed wyborami. PiS będzie zbijało kapitał polityczny na pozornej walce z pornografią. Szkoda, że odbędzie się to kosztem dzieci.

 

Fot. Shutterstock

Wydanie: 2023, 28/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy