Powrót do V Republiki

Powrót do V Republiki

Wybierając parlament, Francuzi dodali władzy prezydentowi Chiracowi Zwrotnice przesunięte na prawo czy skruszony powrót Francuzów do idei V Republiki? Po dwóch turach wyborów parlamentarnych (przeprowadzonych nad Sekwaną 9 i 16 czerwca) politolodzy w Paryżu wciąż nie są zgodni, z którym fenomenem Francja ma do czynienia. Na dodatek – jak pisze m.in. renomowany dziennik „Le Monde” – Francuzi wcale nie chcą w tej chwili żadnej wielkiej debaty na ten temat. Kraj bardziej zajęty jest zaskakującą klęską narodowej drużyny piłkarskiej, która miała przywieźć z Mundialu 2002 kolejne mistrzostwo świata, a wróciła „na tarczy” już w minioną środę, nie zdobywając w eliminacjach nawet jednej bramki. Optymiści właśnie piłką nożną i dobrą pogodą próbowali np. tłumaczyć najniższą w powojennej historii kraju frekwencję wyborczą – na poziomie zaledwie 63%. Ale politolodzy ze sławnej paryskiej Ecole des Sciences Politiques od pewnego już czasu nie mają wątpliwości, że powody zniechęcenia Francuzów do polityki są głębsze. Analizy socjologiczne, próbujące wyjaśnić m.in. niezwykle wysoką jak na warunki Francji absencję wyborczą, wskazują, że Francuzi dezawuują po prostu wszystkie elity polityczne V Republiki. W ankietach, kiedy pyta się ich, dlaczego bez specjalnego entuzjazmu biorą udział w wyborach, najczęstsza odpowiedź (74% wskazań) brzmi: bo politycy nie dotrzymują obietnic. Na drugim miejscu (72%) znajduje się – znamienne – wyjaśnienie, że kampanie wyborcze nie są ciekawe. Pozbawione świeżości debaty przed wyborami to pięta achillesowa francuskich polityków. Już w trakcie przeprowadzonej na początku maja tego roku elekcji prezydenckiej zwłaszcza socjalista Lionel Jospin, zdaniem praktycznie wszystkich obserwatorów, poniósł klęskę po części na własne życzenie. Jego kampania była nudna, bezbarwna, pozbawiona jakiejkolwiek świeżej myśli. Tym razem – należałoby powiedzieć – było to samo. „Zbyt wielu kandydatów (blisko 8,5 tysiąca na 590 miejsc w Zgromadzeniu Narodowym – przyp. BG), nudna kampania, przekonanie, że wynik jest z góry przesądzony – przyczyny wysokiej absencji”, napisał po 9 czerwca dziennik „Liberation”. Didier Witkowski, politolog z instytutu badania opinii publicznej SOFRES, uważa na dodatek, że był to przede wszystkim efekt braku mobilizacji lewicy, która „nie potrafiła się odnaleźć, nie miała jasnego programu, a Francuzi obawiali się na dodatek, że w przypadku jej zwycięstwa dojdzie do kolejnej kohabitacji” (współrządzenia prawicowego prezydenta i lewicowego rządu, co miało miejsce w latach 1997-2002 – przyp. BG). Takie wyjaśnienia – poza bolesnymi uwagami pod adresem liderów Partii Socjalistycznej, a zwłaszcza Lionela Jospina, który po porażce w wyborach prezydenckich psychicznie „zaszył się – jak napisał „Le Monde” – w mysiej dziurze, zamiast walczyć i pomagać swojemu ugrupowaniu” – wskazują, że ważnym elementem decyzji przy urnach była chęć Francuzów swoistego dodania władzy prezydentowi Jacquesowi Chirakowi. Ćwiczona kilkakrotnie w ostatnich 25 latach tzw. kohabitacja, którą przeżywał najpierw Francois Mitterrand, a teraz Chirac, zawsze była, zdaniem wielu politologów, sprzeczna z duchem konstytucji i pomysłem generała Charlesa de Gaulle’a na kształt V Republiki Francuskiej. Tzw. Wielka Francja, ukochane dziecko de Gaulle’a, miała być kierowana, niczym republikańska monarchia, przez jednego człowieka: prezydenta. Z tego punktu widzenia wzajemne kontrolowanie się i polityczne blokowanie pałacu Elizejskiego i pałacu Matignon (będącego siedzibą premiera) było niewskazane. Jacques Chirac potrafił znaleźć sposób, by powrócić do politycznych źródeł V Republiki. Wykorzystał swój – bardzo kontrowersyjny i kontestowany przez licznych wyborców – sukces w drugiej turze elekcji prezydenckiej nad Jean-Marie Le Penem na swoją korzyść. „Dajcie mi wyraźną i sprawną większość, dzięki której horror z groźbą sięgnięcia po władzę przez skrajną prawicę już się nie będzie powtarzał”, zaapelował do Francuzów na kilka dni przed czerwcowym głosowaniem. I wyborcy go posłuchali. Kohabitacja, która przez pięć lat łączyła Chiraca i Jospina w niewygodnym dzieleniu się władzą, od dawna była bowiem krytykowana za spowodowanie we Francji paraliżu politycznego i zniechęcenie ludzi do polityki. Teraz przez najbliższe pięć lat Jacques Chirac będzie dysponował wygodną większością prezydencką i – niczym generał de Gaulle – będzie mógł nawiązać do jego idei budowy „gloire de France” (chwały Francji), o czym całkiem spora część społeczeństwa francuskiego, jak twierdzą badacze nastrojów nad Sekwaną,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 24/2002

Kategorie: Świat