Powtórka z powodzi

Powtórka z powodzi

Na Opolszczyźnie na szczęście ludzie pamiętali powódź sprzed 13 lat. Wiedzieli, że trzeba działać wspólnie. Różnie było z pomocą władz Gdzie jest prezydent? – to pytanie pojawiało się na ustach opolan i mieszkańców Kędzierzyna-Koźla w rejonach zalewanych przez Odrę i jej dopływy. Wylały Kłodnica, Mała Panew i najmniejsze rzeczki w regionie. Stolicy Opolszczyzny broni przed zalaniem wał z 1903 r., zbudowany „za Niemca”. Fotka z wielką wodą Takich tłumów na wałach i mostach nad opolskim odcinkiem Odry dawno nie było. Najpierw ok. godz. 13 w środę, potem w pogodny wieczór czwartkowy ok. 20 widzowie wyczekiwali na szczytową falę. Gapie, domorośli fotografowie. Tatusiowie każący niepewnym maluchom siadać na murkach nadodrzańskiego bulwaru i uśmiechać się, by cyknąć pamiątkową fotkę z powodzi. Pary zakochanych z wielką wodą w tle, spacerowicze. Panowie w garniturach, na delegacji. Nastolatki na ławeczkach przy murach na wałach z kanapkami, ktoś sączył piwo. Gromadzili się na moście nad rzeką, gdzie są jazy i śluzy, koło zoo, bardzo dotkniętego powodzią 13 lat temu i pięknie odtworzonego z ruin, na dwóch mostach między centrum i dzielnicą Zaodrze, na wiadukcie kolejowym. Z ciekawością obserwowano wodę i komentowano: „Eee, co to za powódź! W 1997 to była rzeka!”, „Przyszliśmy zobaczyć falę, a tu nic”. Rozczarowani komórkowi fotografowie wypatrywali w nurcie jakichś płynących zwierząt czy nie chcę myśleć, czego. Dobrze jest stać na suchym gruncie, po bezpiecznej stronie miasta i komentować z puszką piwa w ręce, a potem wrócić do mieszkania z prądem i wodą, do ciepłych kapci. Ci, których bezpośrednio nie dotknęła powódź sprzed 13 lat, wylegli w pobliże rzeki, by coś przeżyć – nareszcie w mieście będzie się działo! Kilkadziesiąt metrów od wałów ma swoją siedzibę opolska Państwowa Szkoła Muzyczna im. Fryderyka Chopina. Dwa dni przed zapowiadaną na środę pierwszą falą czołową Odry instrumenty, nuty, dokumenty zostały zabezpieczone na pierwszym i drugim piętrze, również z pomocą młodzieży, która licznie się zjawiła. Podczas poprzedniej powodzi szkoła poniosła dotkliwe straty. Podobnie pobliska placówka konsulatu RFN – od wtorku wszyscy pracownicy, łącznie z konsulem i jego żoną, zakasali rękawy i nosili sprzęt i dokumenty po krętych, drewnianych schodkach z piwnic na górę. Konsul Ludwig Neudorfer zakończył umówiony wywiad o 11.30, nerwowo patrząc na zegarek, bo o godz. 13 miała przejść najwyższa fala, a powinien był zwolnić swój gabinet dla stosów segregatorów i papierów. Szkoła muzyczna, przedszkole, konsulat i sztuczne lodowisko czy remontowany właśnie amfiteatr znajdują się zaledwie kilkadziesiąt metrów od wałów nad Odrą na wyspie Pasiece. Tam jest też budynek Radia Opole, 200-300 m od Odry. Ma symboliczną tabliczkę z zaznaczonym poziomem wody pamiętnej powodzi – na wysokości pierwszego piętra, wystarczy, by sobie wyobrazić tę wodę. Po drugiej stronie, na Zaodrzu, w wielu instytucjach, w tym bibliotece publicznej, pospolite ruszenie pracowników, czytelników i szkolnej młodzieży pomagało przenieść dobytek na wyższe kondygnacje. Lekcja sprzed 13 lat Zaodrze 13 lat temu było ciemną, odciętą od świata dzielnicą „opolan od gorszego Boga”. Ci z centrum siedzieli w kafejkach na rynku, to był przecież lipiec. 100 m dalej rozgrywał się dramat, wystarczyło przejść przez most. Wspomnienia tych przeżyć co najmniej od poniedziałku odnowiły się, opolanie nerwowo wyczekiwali na wieści podawane w lokalnym radiu, informowano się wzajemnie, czy most już zamknięty, czy trzeba dzieci wcześniej odebrać ze żłobków, przedszkoli, w których woda stanęła w piwnicy już w środę, a szczytowa fala jeszcze nie nadeszła. Szefowie firm zwalniali pracowników koło południa, żeby wracali do zagrożonych domów. Od poniedziałku pakowano co cenniejsze przedmioty, rodzina z Gruzji mieszkająca w Opolu „złoto i dokumenty”, inni sprzęt elektroniczny, jeszcze inni – meble. W Opolu nie przerwano egzaminów maturalnych, ale młodzież z wiosek nie mogła już wspólnie z kolegami oblewać dobrych wyników. Zamiast tego pomagała w ewakuacji zwierząt i przenoszeniu sprzętów na wyższe kondygnacje. Przeparkowywano samochody, przygotowywano worki z piaskiem, patrolowano wały. Tak było w Naroku, Żelaznej, Zimnicach, Siołkowicach, Czarnowąsach i w dziesiątkach innych miejsc. Robiono zapasy wody pitnej, żywności, starano się o agregaty prądotwórcze, żeby jakoś przetrwać, nie wyjeżdzać, jeśli sytuacja nie będzie ostateczna. Dobrze tu wszyscy pamiętają, jak szybko w czasie poprzedniej powodzi zaczęli grasować

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 21/2010

Kategorie: Kraj
Tagi: Beata Dżon