Pozytywistka

Pozytywistka

Warszawa 03.11.2016 r. WYSTAWA „OBLICZA STAROSCI W WIELKOPOLSCE” W LAZIENKACH KROLEWSKICH fot.Krzysztof Zuczkowski

Nigdy nie pytałam, skąd kto przychodzi, tylko dokąd idzie Jolanta Kwaśniewska – pierwsza dama dwóch kadencji: 1995-2000, 2000-2005 Jak dzisiaj ocenia pani swój poziom stresu związany z przyjazdem królowej Elżbiety? – W jakiej skali? Od zera do dziesięciu. – 20 (śmiech). Stres był gigantyczny. Spotykałam się z naszymi byłymi ambasadorami w Wielkiej Brytanii, m.in. z ambasadorem Janem Wojciechem Piekarskim, a Ambasadę Wielkiej Brytanii w Warszawie poprosiłam o przysłanie mi materiałów na temat ubiorów królowej. Zrobiłam research, jak inne pierwsze damy się ubierały, jakie obowiązują zasady dotyczące noszenia rękawiczek – kiedy się je zdejmuje, a kiedy wkłada – i kapelusza, dowiedziałam się, jaki on powinien być, jakie ma mieć rondo itd. Wiele czytałam, spotykałam się z mądrymi osobami i w ten sposób rodził się pomysł na moje stroje. „No dobrze, pomińmy strój – myślałam – ale co będzie dalej, jak już powitamy Jej Wysokość królową Elżbietę i usiądziemy w Sali Białej… Jak będzie wyglądała nasza rozmowa?”. Już wiedziałam, że to królowa pierwsza zagaja oraz że nie można mówić na temat polityki. Dochodziły do tego dziesiątki różnych rzeczy, bo obowiązywał nas nie tylko protokół dyplomatyczny, ale i dworski. Tortury? – Otóż nie, pierwsze lody szybko zostały przełamane, a królowa okazała się czarującą kobietą. Wiedziała, że jest naszym pierwszym gościem, w związku z tym była ujmująca, uśmiechnięta. Podobnie jak książę Filip, który przez dwa dni wizyty Jej Wysokości stał się moim partnerem. Kolacja była wspaniała. Wszystkie potrawy na najwyższym poziomie. Ale jeszcze przed wyjściem na kolację przeżyłam kolejny stres. Królowa usiadła na zapleczu gabinetu, który urządził mąż. Stały tam nowo zakupione kanapy, a w kominku palił się ogień. I wtedy królowa zapytała, gdzie mieszkamy. „Piętro wyżej” – odpowiedzieliśmy. „Ach, i macie Państwo jedną córkę” – zauważyła Jej Wysokość. „Tak”. „A to bardzo miło byłoby ją poznać”… Posłaliśmy szefa ochrony po 15-letnią wtedy Oleńkę, a ja, znając styl ubierania się naszej córki, cały czas myślałam: „Boże, co to moje dziecko na siebie włoży…”. Nie omówili państwo z Olą takiej ewentualności wcześniej? – Nie. Dziecko nie miało uczestniczyć w żadnym ze spotkań, a był to czas, kiedy Oleńka była taką szarą myszą. Starała się tak ubierać, żeby się wtopić w tłum. Jedyne, co ją wyróżniało, to buty – wściekle pomarańczowe martensy, które nosiła przez cztery lata aż do zdarcia czubów. Chodziła w długich, szarych spódnicach i rozciągniętych swetrach, więc miałam wszelkie powody do obaw. Tymczasem dziecko roztropnie wybrało długą, granatową sukienkę z wzorkiem w łączkę i biało-czerwone sandałki. Widziałam, że jest zestresowana, ale pięknie dygnęła przed Jej Wysokością i ładnie po angielsku porozmawiały. To chyba był najbardziej stresujący moment tego wieczoru. Nie martwiłam się o swoją fryzurę, o rękawiczki, o nic… Tylko o to, jak przyjdzie ubrana Ola i jak się zachowa. A ona wypadła fantastycznie! Muszę przyznać, że przez te dziesięć lat prezydentury Ola nigdy nie sprawiła nam kłopotów. Chroniliśmy ją, zwłaszcza kiedy była młodsza, w czasie pierwszej kadencji męża. Ola nie brała wtedy udziału w żadnych oficjalnych uroczystościach, poza wizytą u Ojca Świętego Jana Pawła II. To prawda, zdjęć Oli nie było w mediach. – W czasie pierwszej kampanii wyborczej męża nie byłam zbyt aktywna, tym bardziej więc nie miałam zamiaru włączać Oli w jakiekolwiek działania. Chcieliśmy, żeby była niewidoczna, i uważam to za mądre posunięcie. Ola była nierozpoznawalna – nikt nie wiedział, że jest córką urzędującego prezydenta. W liceum miała wspaniałego dyrektora Aureliusza Leżańskiego, który zgodził się na pomysł mój i ochrony, by w czasie podróży po Polsce dysponowała legitymacją wystawioną na inne nazwisko. (…) Podobno rodzice mówili na panią „Włodek”. Pani – kwintesencja kobiecości i męskie imię? – Mieszkaliśmy w „chłopczyńskim” bloku, większość sąsiadów miała synów, z którymi się kolegowałam. Wyglądałam jak chłopak i chodziłam ubrana jak chłopak – latem najlepiej się czułam w krótkich spodniach i sandałach. (…) Byłam przeciwieństwem sióstr: starsza, na którą wszyscy mówili „Niusia”, miała uczesanego loka, Alunia urodziła się z pięknymi czarnymi włosami i od razu została „Lalą”, „Laleczką”, a ja byłam

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2017, 2017

Kategorie: Wywiady