Pracoholika poznasz po urlopie

Pracoholika poznasz po urlopie

Zagrożony jak Polak

Zwłaszcza że żyjemy w świecie, który coraz bardziej naraża nas na pracoholizm, i w kraju, który narzuca nam go w zasadzie systemowo. Należymy do najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie i na świecie. Według danych OECD, na kontynencie więcej czasu na pracę poświęcają jedynie Grecy i Rosjanie. Na świecie – Meksykanie i Chilijczycy, bo gdy chodzi o tradycyjnie uznawanych za wzór pracowitości Japończyków i Koreańczyków, już dawno zostawiliśmy ich w tyle. Tak jak i Amerykanów, którzy mimo że żyją w kraju bez prawa do płatnego urlopu, i tak pracują mniej od nas. Niemcy spędzają w pracy o kilkaset godzin mniej od nas – m.in. dzięki temu, że bardzo często to my pracujemy na przychody ich korporacji, które produkują lub sprzedają u nas.

Ponad milion Polaków ma dodatkowy „etat”. Zgodnie z wynikami badań CBOS, średnio pracujemy w tygodniu 46,3 godz., a ponad 40% z nas przekracza 40-godzinny tydzień pracy. Oczywiście większość z nas pracuje tak nie dlatego, że lubi, ale po to, by mieć co włożyć do garnka lub z czego spłacić ratę, oby nie frankowego, kredytu. Albo dlatego, że wciąż niskim zarobkom towarzyszą „zachodnie” ceny i chcąc żyć na miarę standardów obywateli „europejskiej zielonej wyspy”, jesteśmy zmuszeni pracować w tempie, które być może jeszcze przez chwilę da się utrzymać, ale na dłuższą metę jest ponad siły.

I tutaj wracamy do urlopów, bo i z nimi jest problem. Choć pracujemy niemal najwięcej w Europie, większości z nas nie stać na wakacje i nie możemy sprawdzić, jak funkcjonujemy w oderwaniu od pracy. Według danych CBOS, w 2013 r. poza miejscem zamieszkania wypoczywało zaledwie 46% Polaków. A za taki wypoczynek uznaje się wyjazd… dwudniowy, więc solidnie odpoczywała jeszcze mniejsza część społeczeństwa.

Efektem jest to, że krok po kroku zostajemy wpędzani w pracoholizm. Nawet jeżeli niebędący wynikiem uzależnienia, to „funkcjonalny” – żyjemy jak pracoholicy, choć nie stoi za tym żaden wewnętrzny przymus. A w takich warunkach uzależnienie od pracy ma doskonałe warunki, by się rozwijać, bo trudno dostrzec w nim odstępstwo od normy. Tymczasem pracoholizm to nie pracowitość, tylko coś, co czkawką odbije się nie tylko nam, ale i gospodarce. Niewiele jest takich prac, w których liczba roboczogodzin w prosty sposób zamienia się na rezultaty. Z pewnością nie są nimi miejsca, gdzie liczy się innowacyjność i kreacja.

Pracoholizm to nie pracowitość

A to one pozwalają, by w miarę rozwoju gospodarki pracować coraz mniej, a nie coraz więcej. Produkcję zawsze można przenieść. Z biurem projektowym jest znacznie trudniej. Tymczasem liczne badania pokazują, że zbyt duża liczba godzin pracy bardzo negatywnie odbija się na jej jakości. Prace amerykańskie wskazują np., że każde 10 dni wakacji poprawia wyniki ocen pracowniczych o mniej więcej 8%. NASA wyliczyła, że pracownik po urlopie zalicza skok produktywności liczony w dziesiątkach procent. Natomiast przekroczenie 60 godzin. – gdy nie chodzi o jednorazowy przypadek – przynosi zwykle efekty gorsze niż czterdziestogodzinny tydzień pracy. Ważne jest i to, że pracoholik dezorganizuje pracę zespołu. Mając wobec innych niemożliwe do zrealizowania oczekiwania, popada we frustrację i przenosi ją na współpracowników. Zresztą o tym, że z frustratami i frustratom pracuje się bardzo źle, wie każdy, kto miał okazję, to sprawdzić.
Jednak zapewne bardziej niż o stan gospodarki wypada się martwić o stan własnego zdrowia.

– U osób z uzależnieniem od pracy może się pojawić w długoterminowej perspektywie wiele negatywnych następstw. Mogą to być np. kłopoty ze zdrowiem, takie jak: ból głowy, bóle kręgosłupa, poczucie silnego zmęczenia czy wręcz fizycznego wyczerpania, trudności z zasypianiem, przy jednoczesnej niemożności zrelaksowania się – ostrzega dr Diana Malinowska. – Siła i rodzaj negatywnych konsekwencji może zależeć od postaci zjawiska, które ma różne nasilenie, a wymienione skutki nie zawsze muszą wystąpić w przypadku konkretnej osoby, którą uznamy za pracoholika.

To nie wszystko. Cierpi też otoczenie: – Pracoholik może czuć się wyizolowany z życia rodzinnego, mieć niewielkie zadowolenie z kontaktów z rodziną, może być też mniej skuteczny w sprawach rodzinnych. Co więcej, negatywne konsekwencje pracoholizmu rozumianego jako uzależnienie od pracy mogą dotykać nie tylko osobę uzależnioną, ale także członków jej rodziny, u których występuje wyższy poziom stresu. Wykazano również, że żony pracoholików doświadczają mniej pozytywnych emocji w stosunku do swojego życiowego partnera, a także są bardziej niezadowolone ze swojego małżeństwa w porównaniu z kobietami niezwiązanymi z pracoholikami.

A jak pomóc sobie lub komuś? Przede wszystkim trzeba się zorientować, że problem istnieje – choćby obserwując, co z „podejrzanym” o pracoholizm dzieje się podczas urlopu. Wtedy można poszukać skutecznej pomocy. Dostępne są różne formy psychoterapii i to nie tylko indywidualnej, bo często do pracy nad poprawą życia takiej osoby – znów podobnie jak w przypadku np. alkoholików – angażuje się całą rodzinę chorego. Bez poważnych zmian w otoczeniu bardzo trudno jest bowiem wyprowadzić pracoholika z uzależnienia. Jeszcze gorzej, gdy taki człowiek funkcjonuje w środowisku zawodowym, które pracoholizm wspiera, a takich miejsc nie brakuje i niekiedy trudno je zmienić, ponieważ recepta „zmień pracę i weź kredyt” zdecydowanie nie jest przeznaczona dla wszystkich. Jednak nawet jeżeli nie jest to łatwe, to i tak warto poświęcić energię nie na wykonanie kolejnych zadań w niemożliwym do zrealizowania tempie, ale na poszukanie możliwości zmiany. O ile bowiem można w ten sposób żyć na krótką metę i nawet osiągać sukcesy, na dłuższą tak funkcjonować się nie da. Na końcu ścieżki pracoholika jest zawodowe wypalenie, które pracy szkodzi, a nie pomaga, lub co gorsza zawał, wylew, rozwód…

Foto: Fotolia

Strony: 1 2 3

Wydanie: 2015, 32/2015

Kategorie: Psychologia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy