Prawo to my

Prawo to my

Dlaczego braciom Kaczyńskim tak przeszkadza Trybunał Konstytucyjny

To, że papież Benedykt XVI mimo napiętego programu pielgrzymki postanowił spotkać się z sędziami Trybunału Konstytucyjnego, podczas gdy krajowi dygnitarze nie mieli ochoty, by swoją obecnością zaszczycić spotkanie z okazji 20-lecia TK, jest zdarzeniem o wymiarze symbolicznym.
Wyraźnie pokazuje ono, jaki stosunek do praworządności i zasad życia publicznego ma głowa Kościoła, a jaki członkowie prawicowej i rzekomo głęboko katolickiej ekipy rządzącej.
Nieplanowana wcześniej audiencja dla prezesa Marka Safjana i jego współpracowników jest więc oczywistym przejawem wagi przykładanej przez papieża do tego, by ludzie kierujący Polską przestrzegali norm prawa i reguł demokracji, nie łamali konstytucji, rozumieli, że ich władza nie jest nieograniczona. I równocześnie wyrazem krytyki wobec poczynań braci Kaczyńskich oraz ich pomocników.

Władza dziesięciu procent
Benedykt XVI nie spotkał się przecież z Sądem Najwyższym, Trybunałem Stanu czy Krajową Radą Sądownictwa. Spotkał się z Trybunałem Konstytucyjnym, instytucją, która w demokratycznym systemie prawnym jest najważniejszą zaporą przed rządami nieograniczonymi i sprzecznymi z prawem. I właśnie dlatego, że względu na swą funkcję – pilnowania tego, by władza przestrzegała konstytucji – instytucja ta od czasu wyborów jest szczególnie atakowana przez liderów zwycięskiej ekipy, którzy uważają, że mają legitymację do rządów niemal absolutnych i wzywają inne ugrupowania „do uznania wyniku wyborów”. A wynik ten jest taki, że poparło ich zaledwie 10% wyborców, co dla każdej, demokratycznie panującej ekipy, byłoby oczywistym wskazaniem, że powinna ona rządzić tak, by uwzględniać interesy i odczucia tych 90% wyborców, którzy nie udzielili jej poparcia.
Papież przyjął członków Trybunału Konstytucyjnego na prośbę nuncjusza abp. Józefa Kowalczyka, zaniepokojonego działaniami ekipy rządzącej, mogącymi naruszać praworządność. Ale decydująca była oczywiście wola papieża, który wbrew pozorom – wykazał to w swych „polskich” homiliach – dobrze wie, jak w istocie władza w Polsce przestrzega wartości chrześcijańskich i co się kryje za ostentacyjnym manifestowaniem swej religijności i demonstracyjną obecnością w pierwszych ławkach podczas mszy z udziałem papieża.

Wyprowadźcie papieża z błędu
Zrozumiałe więc, że to spotkanie nie mogło się spodobać braciom Kaczyńskim, prezydent RP zaś, oceniając stan wiedzy papieża Benedykta XVI, stwierdził: – Nie jestem przekonany, czy ta wiedza obejmuje sytuację związaną z Trybunałem Konstytucyjnym w Polsce. Wolałbym, by ksiądz nuncjusz załatwił spotkanie także z tymi, którzy Trybunał krytykują. To byłoby lepiej.
Pomijając sposób, w jakim prezydent wyraża się o swym dostojnym gościu, głowie zaprzyjaźnionego państwa, widać, że Lech Kaczyński uważa papieża Benedykta XVI za osobę, która, zapewne z powodu niepełnej wiedzy, popiera Trybunał. I chciałby, by przyjął on również ludzi, którzy wyprowadziliby go z błędu.
Niestety, papież już opuścił Polskę, ale cóż szkodzi, by prezydent wysłał do Watykanu np. posła Przemysława Gosiewskiego (uchodzącego za prawnika), który przekona papieża, że w rzeczywistości Trybunał Konstytucyjny to instytucja antypaństwowa, zdominowana przez postkomunistyczną opcję, złożona z ludzi myślących tylko o tym, by swym dzieciom załatwić po protekcji wejście do zawodu adwokata – czyli powie to wszystko, co dygnitarze PiS mówili pod adresem TK na krajowym gruncie. Prezydent RP takie sformułowania uważa bowiem za przejaw dopuszczalnej krytyki, jaką władza administracyjna może wyrażać pod adresem władzy sądowniczej.

Wierni do Trybunału
Dlaczego liderom PiS tak przeszkadza Trybunał Konstytucyjny?
Tu nie chodzi o to, że TK wychwycił jeden czy drugi akt prawny sprzeczny z konstytucją, np. bezprawny sposób powołania szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy błędy w ustawie o dostępie do zawodów prawniczych, źle przygotowanej przez działaczy PiS.
Tu chodzi o całą filozofię rządzenia. O głęboki sprzeciw, jaki u braci Kaczyńskich budzi to, że przecież oni kierują Polską, zajmują najwyższe urzędy, na ich polecenie uchwalane jest prawo, takie jakiego oni sobie życzą – i nagle ciało, które jest od nich niezależne, mówi: nie, tak nie może być, te przepisy są sprzeczne z konstytucją, trzeba je poprawić, inaczej nie będą miały mocy prawnej.
Na szczęście dla samopoczucia liderów PiS, to już niedługo się zmieni. Jesienią Sejm zacznie wybierać nowych członków Trybunału Konstytucyjnego i koalicyjna większość z pewnością zechce zaproponować takich sędziów, którzy nie będą zbyt wnikliwie patrzyli na naruszenia konstytucji, zawarte w ustawach przyjmowanych z inicjatywy liderów PiS, LPR czy Samoobrony. Mam przynajmniej nadzieję, że nie będzie za łatwo ich znaleźć.

 

Wydanie: 2006, 23/2006

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy