Premier Brown i królobójcy

Premier Brown i królobójcy

Nawet zmiana lidera nie pomoże pogrążonej w kryzysie brytyjskiej Partii Pracy Brytyjska Partia Pracy przeżywa najostrzejszy kryzys od ponad 40 lat. Paraliżują ją zacięte kłótnie polityków. Wielu czołowych laburzystów chce pozbyć się niefortunnego premiera Gordona Browna. Na następcę szefa rządu typowany jest minister spraw zagranicznych David Miliband. Laburzyści rządzą 11 lat i wygrali trzy wybory z rzędu Ale sromotna porażka w kolejnej elekcji wydaje się nieuchronna. Prof. John Curtice ze Strathclyde University uznał Gordona Browna za „najbardziej niepopularnego premiera z Partii Pracy wszech czasów, stojącego na czele najbardziej niepopularnego laburzystowskiego rządu w dziejach”. Pozostający w opozycji konserwatyści mają obecnie w sondażach 24-punktową przewagę nad Partią Pracy. Większym od laburzystów poparciem w społeczeństwie cieszą się nawet Liberalni Demokraci. Zdaniem dziennika „Daily Mail”, w Labour Party toczy się wojna domowa. Miliband musi odpowiadać na pytania dziennikarzy, czy w Partii Pracy rozpoczęła się już zimna wojna między obozem Browna a jego przeciwnikami. W czerwcu ub.r. pod naciskiem partyjnych kolegów oraz znudzonej nim lewicującej prasy odszedł premier Tony Blair, twórca Nowej Partii Pracy. Dziś trudno zrozumieć, dlaczego laburzyści pozbyli się tak charyzmatycznego polityka. Blair był już zmęczony i trochę wypalony, ale z pewnością pełniłby obowiązki szefa rządu lepiej niż obecny gospodarz Downing Street 10. Teraz ponad 50% obywateli Zjednoczonego Królestwa chce, aby to Blair stał na czele rządu. Ich życzenia jednak się nie spełnią. W polityce nie ma takich powrotów. Następcą Blaira został 57-letni obecnie szkocki polityk Gordon Brown, który w poprzednim gabinecie jako minister finansów odpowiedzialny był za sprawy gospodarcze. Brown nie ma zdolności porywania tłumów, uważany jest za lidera trochę niedźwiedziowatego i sztywnego. Ale przez lata wierzył, że jest idealnym kandydatem na przywódcę, zaprzyjaźnieni dziennikarze zaś, spragnieni nowych tematów i twarzy, utwierdzali go w tym przekonaniu. Brown zapowiadał pewną zmianę kursu – większą troskę o bezrobotnych i mniej zarabiających, reformę systemu opieki zdrowotnej. Spodziewano się, że będzie z mniejszym entuzjazmem odnosił się do brytyjskiej obecności wojskowej w Iraku (premier Blair jako przywódca centrolewicy utracił wiarygodność w oczach wielu wyborców i publicystów, ponieważ z zapałem poparł iracką awanturę George’a W. Busha). Początki były pomyślne. Brown, zgodnie z obietnicą, usunął dawnych doradców i sprowadził na Downing Street zespół wytrawnych menedżerów i fachowców. Poparcie dla Partii Pracy natychmiast wzrosło. Ale był to fenomen chwilowy. Okazało się, że nowemu premierowi brakuje wyczucia politycznego. W sprawie Iraku nie podjął przełomowych decyzji Introwertyczny Szkot próbował wprowadzić zmiany w systemie podatkowym, które opracował jeszcze jako minister finansów. Nie przejął się tym, że reforma oznacza straty przede wszystkim dla 5 mln najmniej zarabiających obywateli. Wyborcy centrolewicy nie posiadali się z oburzenia. Pod naciskiem własnych parlamentarzystów premier musiał w upokarzający sposób zrezygnować ze swych pomysłów. Na domiar złego Brown okazał się kunktatorem. Rozważał rozpisanie nowych wyborów jesienią 2007 r., w końcu jednak nie odważył się na elekcję. A wtedy jego ugrupowanie miało jeszcze realne szanse na wygraną. Do zmierzchu Labour Party, oprócz nieudolności lidera, przyczyniła się gospodarcza mizeria. Wielka Brytania przeżywa dotkliwsze kłopoty ekonomiczne niż reszta kontynentu. Rosną ceny żywności, energii i paliw, funt słabnie, inflacja przekroczyła 4%. Zdaniem ekspertów, do Bożego Narodzenia liczba bezrobotnych przekroczy 2 mln. W grudniu ub.r. bez pracy pozostawało 1,64 mln obywateli. Na rynku hipotecznym panuje ostry kryzys. W ciągu ostatniego roku ceny nieruchomości spadły o 10%. Wielu obywateli stwierdziło z przerażeniem, że ich długi hipoteczne są wyższe niż wartość całego domu. W pierwszej połowie br. przymusowo zlicytowano 56 tys. domów. Brytyjczycy rezygnują ze swych domów letniskowych w Chorwacji czy na Cyprze, ponieważ nie stać ich już na bilety lotnicze. Po 63 kwartałach nieprzerwanego wzrostu gospodarka Zjednoczonego Królestwa zaczyna się kurczyć. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), w trzecim kwartale bieżącego roku brytyjska gospodarka ulegnie redukcji o 0,3%, w czwartym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 37/2008

Kategorie: Świat