Polacy liczą na to, że Europa założy rodzaj kagańca na rozbuchanych polityków i większość z nich zmiecie z powierzchni Janusz Czapiński, profesor na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego i prorektor Wyższej Szkoły Finansów i Zarządzania w Warszawie. Od 1991 r. prowadzi we współpracy z socjologami i ekonomistami badania poświęcone społecznym i psychologicznym problemom transformacji ustrojowej. Kierownik wieloletniego projektu badawczego „Diagnoza społeczna”, którego tegoroczne wyniki zostaną zaprezentowane w najbliższych tygodniach. – Czy referendum europejskie nie pokazało jeszcze raz polskich podziałów? Na mobilnych i niemobilnych, tych, którzy osiągnęli sukces, i tych, którzy buksują? – To widać. I granicą jest Wisła, oczywiście. A może ściślej – granice zaborów. Widać, że życie w niewoli, w zależności od tego, pod czyim panowaniem się żyło, ukształtowało postawy Polaków, stosunek do państwa, do rzeczywistości. – Czyli ludzie decydują o jakości instytucji, ale instytucje również kształtują ludzi. – W Polsce zachodzi znamienne zjawisko – ludzie rozchodzą się z instytucjami. Jest państwo polskie, są wybierane władze, są instytucje, sądy itd. Tylko że te instytucje państwowe buksują w próżni. – Dlaczego? – Ludzie nauczyli się grać z państwem. Coraz większa liczba Polaków traktuje państwo albo jako wroga numer 1, albo jako źródło różnych łatwych dóbr. Świadczy o tym kilka rzeczy z najświeższych badań. Coraz mniejszy odsetek Polaków zgadza się ze zdaniem, że reformy zapoczątkowane w 1989 r. – ogólnie rzecz biorąc – się udały. W tej chwili jest to 6%! Prawie dwie trzecie twierdzi, że się nie udały. To oczywiście idzie na rachunek państwa i kolejnych rządów. Dalej – Polacy nie mają żadnych zahamowań, żeby wszędzie tam, gdzie dostrzegają jakąś dziurę w prawie albo nieudolność różnych organów ścigania, łącznie z policją skarbową, państwo kiwać. Bez żenady. Większość Polaków nie identyfikuje się z państwem. Coś takiego jak bycie obywatelem Polski nie obliguje do czegokolwiek. – Czy ta tendencja w ostatnich latach się zmienia? – W ostatnich kilkunastu latach był taki czas, w okolicach rządu Tadeusza Mazowieckiego, gdy Polacy odzyskiwali dumę państwową. Liczyli, że ich państwo będzie tak skonstruowane, że będą mogli się z nim identyfikować. Ale to trwało bardzo krótko. W historii ostatnich 200 lat nic się więc pod tym względem nie zmieniło… Tylko że teraz zjawisko to stało się bardziej widoczne i groźniejsze. 150 lat temu państwo, na przykład w wymiarze infrastruktury, odgrywało stosunkowo niewielką rolę. Można było budować drogi żwirowe i ludzie jakoś dawali sobie radę. Dziś bez autostrad nie ruszymy do przodu. To zaś może załatwić wyłącznie państwo. Nikt, choćby najbardziej przedsiębiorczy, nie zbuduje indywidualnie nawet 10 cm autostrady! I w związku z tym kiwanie państwa i nieidentyfikowanie się z nim jest na dłuższą metę groźne. Bo hamuje rozwój całego społeczeństwa. SĘPY I CWANIAKI – Jak pogodzić niechęć do państwa z tym, że ludzie oczekują od niego opiekuńczej roli? – Można głośno domagać się różnych rzeczy, a po cichu nie liczyć wcale na spełnienie tych żądań. Polacy przestali już oglądać się na państwo. – Wszyscy? – Owszem, istnieją grupy społeczne, które można nazwać obiektywnie wykluczonymi. Nie mają one szans samodzielnie stanąć na nogach. Tylko problem polega na tym, że wielu cwaniaków podszywa się pod etykietę wykluczonych czy niezaradnych i próbuje doić państwo. W Polsce w tej chwili rejestrowane bezrobocie wynosi niecałe 19%. Wyłączmy z tej grupy ludzi mających stałe dochody, bo jako bezrobotni rejestrują się nawet biznesmeni albo ci, którzy i tak nie poszliby do żadnej pracy, bo mają inne obowiązki. Wtedy okazuje się, że stopa bezrobocia drastycznie spada, do nieco ponad 13%. Państwo nie potrafi odróżnić jednych od drugich. I w związku z tym czuje się zobowiązane pomagać wszystkim. Jest marnotrawne. Polacy to widzą. I to usprawiedliwia ich negatywny i cwaniacki stosunek do państwa. – Klasa polityczna też o tym wie. – W związku z tym czuje się usprawiedliwiona, gdy nachodzi ją ochota na zachowania sępowate. I postępuje tak jak ten cwany, przeciętny obywatel. Też próbuje doić państwo. – Ale to krótkowzroczność. Przychodzą wybory i ląduje się w kosmosie. – Poszczególni przedstawiciele tej klasy, iluś tam posłów i wysokich urzędników, zdają sobie jednak sprawę, że to jest ich jedyne pięć minut awansu społecznego w życiu i nigdy
Tagi:
Robert Walenciak









