Prezydencie, nie podpisuj

Prezydencie, nie podpisuj

Finałowa debata sejmowa nad ustawą reprywatyzacyjną odbyła się w równie kiepskim stylu, jak marny jest cały ten projekt. Za komentarz do jej przebiegu niech wystarczą słowa posła UW, Jana Wyrowińskiego, który ocenił, że “efekt głosowania jest konsekwencją kompletnej degrengolady w klubie AWS”. Licząc na coś innego, poseł Unii Wolności wykazał się dużą naiwnością. A zachowania posłów AWS dziwią już tylko nielicznych. Obyczajem tego klubu stało się, że przewodniczący Krzaklewski i premier w ważnych sprawach głosują odmiennie. W tym przypadku Krzaklewski był przeciw poprawkom Senatu, a Buzek za.
Przyjęty przez Sejm tekst ustawy potwierdza przede wszystkim to, że oczekiwania związane z trudami napisania dobrego projektu ustawy reprywatyzacyjnej przekroczyły możliwości jej autorów. Podobnie zresztą jak w przypadku wielu innych, ważnych dla państwa ustaw. Ustawa jest legislacyjnym knotem nie nadającym się do sensownych poprawek.
W ciągu trwającej wiele miesięcy dyskusji wszyscy zabierający głos mogli przedstawić swoje racje i argumenty.
Ze zrozumieniem odnoszę się do tego, że byli właściciele walczą o odzyskanie majątku i o odszkodowania. Że zbudowali silne lobby polityczne i medialne reprezentujące ich interesy. Mają do tego prawo. Podobnie jak bliskie im ugrupowania partyjne, które się z nimi identyfikują i które walczyły w parlamencie o interesy byłych właścicieli wszelkimi metodami. Dając przy tym popis niczym nie ograniczonej demagogii i zacietrzewienia. I na to, choć z oporami, zgoda.
Bez zrozumienia trzeba jednak potraktować tych, którzy z tytułu pełnionych funkcji i ról społecznych mają reprezentować interesy całego państwa. Myślę tu o rządzie premiera Buzka i jego ministrach. Niestety, mimo wielu pytań nie potrafili oni rozwiać wątpliwości dotyczących skutków reprywatyzacji dla finansów państwa. Rząd przedstawił tylko mało wiarygodne szacunki kosztów roszczeń reprywatyzacyjnych. Nigdy nie padła odpowiedź, dlaczego bogate Niemcy przeznaczyły na reprywatyzację dwukrotnie mniej niż planuje Polska?
Milczeniem skwitowano wystąpienia historyków i naocznych świadków dobrze pamiętających, że reformę rolną i nacjonalizację przemysłu przeprowadzono przy poparciu większości sił demokratycznych w Polsce. Głosząc tezę, że stać nas na reprywatyzację w proponowanej formie, nie zadano sobie trudu, by powiedzieć, dlaczego w takim razie w ramach oszczędności budżetowych drastycznie obniża się świadczenia socjalne? I tak już symboliczne. Posłowie AWS i UW zrobili wiele, by zdążyć z tą uchwałą jeszcze w tym parlamencie. I chyba nie ja jeden mam wrażenie, że jest to cyniczna próba przerzucenia konsekwencji finansowych tej decyzji na zupełnie inną władzę. Jakże przypomina to działanie w myśl zasady “po nas choćby potop”. A rachunki za hipokryzję polityków przyjdzie płacić tym, co zwykle, czyli polskim podatnikom.
W debacie nad reprywatyzacją słowami najczęściej używanymi przez jej apologetów było święte prawo własności. Wyniesiono je nad wszelkie inne prawa człowieka jako to najważniejsze. Aż dziw, bo wystarczy trochę się rozejrzeć po tym świecie, na który tak chętnie powołują się czciciele tego prawa, żeby zobaczyć, że nawet w USA własność podlega ograniczeniom na wiele sposobów.
Los ustawy reprywatyzacyjnej jest teraz w rękach prezydenta Kwaśniewskiego. Wśród wielu apeli z prośbą, by zawetował tę ustawę, jest wspólny głos Karola Modzelewskiego i Jacka Kuronia. Są apele komitetów, które zebrały ponad 1,5 mln podpisów pod ideą referendum reprywatyzacyjnego. Jest uchwała Związku Miast Polskich, która mówi o próbie zamachu na własność komunalną i pozbawieniu gmin finansowych podstaw działania.
Protestują szeregowi obywatele i autorytety, instytucje i organizacje społeczne, związkowe, samorządowe. W prezydencie pokładają swoje nadzieje na zablokowanie tej ustawy. Do redakcji “Przeglądu” wpłynęło kilkaset listów z apelami do prezydenta. Apeluję również i ja. Panie prezydencie, nie podpisuj ustawy reprywatyzacyjnej.

e-mail: j.domanski@przeglad-tygodnik.pl

Wydanie: 11/2001, 2001

Kategorie: Felietony, Jerzy Domański

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy