Próba ognia na Greenpoincie

Próba ognia na Greenpoincie

Bezdomny Polak został oskarżony w Nowym Jorku o spowodowanie największego pożaru po 11 września 2001 r. Był wtedy… 85 mil od tego miejsca Ten pożar widać było nawet z… kosmosu. – To było „Piekło nr 2” od World Trade Center – mówi mi znajomy strażak, który gasił i wtedy, 11 września 2001 r. na Manhattanie, i teraz, 2 maja br. na nabrzeżu East River wzdłuż West Street na Greenpoincie. Pożar gaszono półtorej doby. Dzięki temu piekłu polska enklawa na Brooklynie jest na informacyjnym topie nowojorskich mediów. Policja nowojorska dopisała już polską puentę – obwieściła pojmanie podpalacza. Sprawcą piekła miał być 59-letni bezdomny lublinianin, Leszek K. Polski diabeł. Wszystko grało przez kilka dni. Potem ta konstrukcja zaczęła się walić. Dlatego nie podamy nazwiska rodaka, który jest bohaterem tego tekstu. Osiem hektarów (nie)szczęścia? Czegoś takiego uczestniczący w akcji gaśniczej strażacy nie pamiętali. Płonące, wielopiętrowe XIX-wieczne zabudowania Greenpoint Terminal Market (mieszczące niegdyś m.in. największą na świecie fabrykę lin) widoczne były z pozostałych dzielnic nowojorskich. Od tego widoku zaczynał się każdy dziennik telewizyjny 2 maja br. Ogółem w akcji gaśniczej brało udział 107 jednostek i niemal pół tysiąca strażaków. Zniszczonych zostało 15 budynków na obszarze 8 ha. Nic dziwnego, że ustalenie sprawcy gigantycznego pożaru stało się punktem honoru nowojorskiej policji. Przede wszystkim specgrupy o nazwie Arson & Explosive Squad NYPD zajmującej się podpaleniami i przestępczymi eksplozjami. Sukces był bardzo potrzebny. Był on tak samo potrzebny jak teren ogarnięty ogniem inwestorowi, który zapragnął go mieć. Nie po to jednak, aby na powrót kręcić tam liny. Joshua Guttman nabył zabudowania za 400 mln dol., by postawić tam kompleks apartamentowy, po wcześniejszym – ma się rozumieć – wyburzeniu budynków fabryczno-magazynowych. Miał do interesu wspólnika oraz bank chętny do udzielenia kredytu. Biznesplan się zgadzał. No bo kto nie chciałby mieszkać w eleganckich wieżowcach naprzeciwko najlepszej części Manhattanu oddzielonej tylko wstęgą rzeki, z własnym molo dla łodzi żaglowych i wypasionych motorówek oraz bulwarem do romantycznych przechadzek lub forsownego joggingu wedle upodobań? No kto? Miasto kręciło jednak nosem na wyburzanie Greenpoint Terminal Market ze względu na wartość historyczną tej ruiny. Zniecierpliwiony bank odmówił kredytu, wspólnik się wycofał, a inwestor znalazł się z nożem na gardle. Dodać trzeba, że Guttman nieraz był pechowcem. Już w 2004 r. przydarzyła mu się podobna historia w dzielnicy Dumbo na Brooklynie. Też miał przerabiać magazyny na apartament i też – pech: miasto postawiło konserwatorski szlaban. Dwa tygodnie potem zabudowania ogarnęły płomienie. Sprawców nigdy nie ustalono. Był to jednak głównie pech policji. 2 maja br. analogiczne (nie)szczęście znów się przytrafiło temu samemu inwestorowi. W prasie nowojorskiej nie brakowało podejrzeń i skojarzeń. Właścicielowi nieruchomości przedstawiono 434 zarzuty dotyczące systemu zabezpieczenia budynków oraz ich stanu technicznego. Loteria (nie)szczęścia W 1994 r. pracujący w lubelskim zakładzie energetycznym Leszek K. wygrywa w loterii wizowej zieloną kartę. Jest to dla niego niespodzianka, bo sam niczego nigdzie nie wysyłał. Wyręczyła go rodzina. Początkowo nie chce, ale ostatecznie wyjeżdża do Nowego Jorku. Wykonuje rozmaite prace budowlane, m.in. usuwanie azbestu. Zarabia nieźle. Wysyła pieniądze rodzinie, przyjeżdża w odwiedziny. Na trzeci dzień po 11 września 2001 r. firma, w której pracuje, zostaje zaangażowana do odgruzowywania World Trade Center. K. przepracuje tam kilkanaście tygodni. – Opowiadał koszmarne historie – wspomina żona. – Tu znalazł urwaną rękę, tam inne części ciała. Robił w strasznych warunkach, w szkodliwym pyle. Napatrzył się na straszności. Potem już nigdy nie był taki sam. Na WTC zarobił bardzo dobrze. Zaraz przylgnęło do niego towarzystwo nierobów i obiboków. Stawiał. Nim się zorientował, kasa się skończyła, podobnie jak robota. W końcu nie miał nawet na czynsz. Trafił na ulicę. Z niej zabrał go do prowadzonego przez siebie przytułku dla bezdomnych Polaków pastor Krzysztof Steiner z United Methodist Church na Greenpoincie. Polowanie na jelenia? Polak trafiony został przez nowojorską policję 8 czerwca br. Pokazano go na ogromnych

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 26/2006

Kategorie: Świat