Prokurator patrzy na Kamińskiego

Prokurator patrzy na Kamińskiego

Rozmowa z Januszem Kaczmarkiem, b. prokuratorem krajowym, ministrem spraw wewnętrznych i administracji Dlaczego akcje CBA zawsze przerywa jakiś „przeciek”? – Co oko prokuratora dostrzega w tym całym szumie wokół afery hazardowej? – Różne ciekawe rzeczy. Mariusz Kamiński, zaraz po tym, jak postawiono mu zarzuty, oskarżył ówczesnego ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumę, że ten, mówiąc o operacji CBA wobec Jolanty Kwaśniewskiej, ujawnił tajemnicę państwową. Jeżeli tak, to sam Kamiński również dopuścił się przestępstwa ujawnienia tajemnicy państwowej, poinformował bowiem, że ta operacja specjalna nadal trwa. Natomiast na pytanie jednego z dziennikarzy, czy stenogramy zamieszczone w „Rzeczpospolitej”, dotyczące afery hazardowej, są stenogramami z podsłuchów CBA, potwierdził to. Czyli potwierdził coś, co również może stanowić tajemnicę państwową. – I nie zmartwił się nawet, że te stenogramy wyciekły. – Co więcej, w kolejnych wywiadach mówił, że to dobrze, że opinia publiczna o nich się dowiedziała. Tak nie postępuje szef służb specjalnych! Sama akcja związana z tzw. sprawą hazardową jest również nieprofesjonalna. Skoro pan Mariusz Kamiński twierdzi o sobie, że jest profesjonalistą i propaństwowcem, a przynajmniej chciałby za takiego uchodzić, musiałby tzw. proces legislacyjny w sprawie hazardowej prześledzić od początku do końca. Od momentu rozmów w podkomisjach, rozmów w rządzie, aż do momentu uchwalenia rzeczonej ustawy. – Ryzykując, że zostanie uchwalona? – A czym ryzykując? Nie jest prawdą, że interes ekonomiczny państwa był zagrożony. Nie był, bo taka ustawa weszłaby w życie w następnym roku budżetowym, a zawsze też można było spowodować reakcję prezydenta, który by jej nie podpisał, mając wiedzę, że doszło do jej uchwalenia w następstwie działań bezprawnych. Prowadząc sprawę od początku do końca, pan Kamiński mógłby wychwycić wszystkie nitki przestępczego działania, jeżeli takie były. A także osoby, które by się dopuściły tego przestępczego działania. Informując premiera, przerwał tę akcję. – My nie wiemy, jak wyglądała rozmowa z premierem. Kamiński twierdzi, że mówił o procederze przestępczym, premier – że mowa była o działaniach nieetycznych, ale nienaruszających kodeksu. – Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku pan Kamiński de facto przerywa akcję. Na marginesie, widzę tu pewną kalkę z 2007 r., kiedy to min. Ziobro zaprosił mnie i poinformował o akcji CBA wobec Leppera, chociaż nie powinien mnie o tym informować. A później nastąpił mityczny przeciek, który niby wszystko zniweczył. Teraz podobnie – Mariusz Kamiński udał się do premiera, by poinformować o sprawie, choć nie powinien o niej informować. Powinien, jeżeli uznał – jak dziś głosi, że mieliśmy do czynienia z działalnością przestępczą – zawiadomić prokuraturę. – Jeżeli Kamiński uważał, że było przestępstwo, to idąc do premiera, powinien od razu złożyć wniosek do prokuratury? – Oczywiście. To służby dysponowały materiałami. To one w takim przypadku dokonują wstępnej oceny prawnokarnej zgromadzonego przez siebie materiału dowodowego oraz decydują o nadaniu mu biegu procesowego. Ale pan Kamiński poszedł do premiera, następnie ogłosił kolejny mityczny przeciek. Czyż nie jest to scenariusz z 2007 r.? – Spotkanie Tusk-Kamiński jest kluczowym wydarzeniem w wersji PiS. Kamiński mówi, że po tym spotkaniu premier spotkał się z Drzewieckim i Schetyną i parę dni później podsłuchiwany biznesmen zaczął mówić, że śledzi go CBA. Kamiński domaga się więc, by ustalić, o czym premier rozmawiał z Drzewieckim i Schetyną. Myśli pan, że możemy być świadkami prezentacji typu hotel Marriott bis? – Myślę, że wizyta pana Kamińskiego u premiera była zaplanowana. Albo by przerwać prowadzoną akcję, bo panu Mariuszowi Kamińskiemu groziły zarzuty formowane w rzeszowskiej prokuraturze i utrata stanowiska. Albo mamy do czynienia z sytuacją, w której pan Mariusz Kamiński informuje o akcji premiera, bo chce poznać jego zachowanie, chce kontrolować jego reakcje. – Ale w takim razie Kamiński musiałby założyć premierowi podsłuch! – Przypomnę, że służby specjalne, za poprzedniego rządu, podsłuchiwały niektórych ministrów. Posiadali oni telefony znane wszystkim służbom, ale formalnie, zgodnie z wnioskiem w celu ukrycia przed sądem, o kogo chodzi, byli podsłuchiwani jako „NN”. A zatem możliwa jest sytuacja, w której ktoś z rządu mógłby być podsłuchiwany jako osoba „NN”. I ani sąd, ani prokurator nawet by nie wiedzieli, jakiej osoby podsłuch akceptują. Do tego dochodzi czynnik ludzki. Pamiętam, że kiedy pełniłem funkcję

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 43/2009

Kategorie: Kraj