Propagandyści w stroju historyków

Propagandyści w stroju historyków

Kaczyńscy i ich ludzie rozpętali debatę o książce na temat Wałęsy. To wojna o nasze dusze Czy kogokolwiek zaskoczyła debata o książce o Lechu Wałęsie? Czy kogokolwiek zaskoczyły argumenty, które padły podczas debaty? Czy wreszcie kogokolwiek zaskoczyli uczestnicy dyskusji? Ta debata przypomina szkolne przedstawienie, w którym aktorzy znani są od miesięcy, bo od miesięcy przygotowują się do swojej roli, i ich role też nie są tajemnicą. A każdy z widzów ma przed oczami program, by śledzić, czy ktoś nie odszedł od wcześniej napisanej kwestii. Ksera dobre, ksera złe Pierwsza kwestia dotyczy samej książki, która w poniedziałek, 23 czerwca, trafia do księgarń. Ci, którzy ją czytali, potwierdzają wszystkie dotychczasowe obawy. Cenckiewicz i Gontarczyk napisali publicystykę polityczno-historyczną. Z jasno zarysowaną tezą. Pokazać Wałęsę jako agenta, zniszczyć go i upokorzyć. I to, co tej tezie służyło, uznawali za słuszne i prawdziwe. A to, co zaprzeczało – za fałszywkę albo pomyłkę. Tak oceniali kserokopie kserokopii i dokumenty pisane przez SB. W ten sposób notatka esbeka dotycząca planów fałszowania teczki Wałęsy, w której jest napisane, że ostatnie doniesienie „Bolka” pochodziło z 1970 r. (pisaliśmy o tym tydzień temu), została przez Gontarczyka skwitowana jednym zdaniem – esbek się pomylił. A brak zobowiązania do współpracy czy też meldunków pisanych ręką Wałęsy? No cóż, twierdzą autorzy, zostały zniszczone. Może przez samego Wałęsę? I tak dalej. Czy tak ma wyglądać historia? Pewnie nie. Ale tak wygląda polska polityka. Głos IV RP Osoba Lecha Wałęsy w tej debacie ma tak naprawdę drugorzędne znaczenie. Atak na byłego prezydenta jest tylko pretekstem do kolejnego wykrzyczenia PiS-owskiej biblii – że Kaczyński stoi tam, gdzie „Solidarność”, a jego przeciwnicy tam, gdzie ZOMO, że III Rzeczpospolita to zmowa esbeków z ich agentami, że III RP gnębiła Polaków, tak jak PRL, i że dopiero Kaczyńscy, Jan Olszewski, Antoni Macierewicz, ich IV RP, którą mieli okazję dwukrotnie budować, przynosi wyzwolenie. Kaczyńscy, obaj, i prezydent, i nadprezydent, mówią to otwarcie. „Dobrze, że prawda zaczyna wdzierać się do polskiego życia publicznego – przekonywał w radiowej Jedynce Jarosław Kaczyński. – Wdzierać się, bo jest zaciekły opór i można powiedzieć, że ta tama jest podtrzymywana, łatana, i to już na zasadzie takiej, że nic się nie liczy, żadne zasady, w tym także logiki, się nie liczą, ale jednak się wdziera i to jest bardzo optymistyczne”. Ta „prawda” to oczywiście książka Cenckiewicza i Gontarczyka. A że ktoś przeciwko niej protestuje? Na to Kaczyński też ma odpowiedź: „To wskazuje, o co naprawdę chodzi, i to jest tutaj najistotniejsze. Chodzi o obronę establishmentu, o obronę sytuacji społecznej w tych wyższych częściach hierarchii społecznej, na wyższych piętrach hierarchii społecznej, sytuację ukształtowaną w ciągu ostatnich kilkunastu lat, sytuację, której jedną z podstaw jest kłamstwo, kłamstwo takie, można powiedzieć, radykalne kłamstwo, które odrzuca rzeczywistość, i tę sprzed ’89 roku w jej prawdziwym kształcie, jak i tę rzeczywistość po roku ’89. I ta książka jest ciosem w ten obraz, obraz, który służy establishmentowi, i stąd ta wściekła obrona”. A atak nie jest wściekły? Nie jest zorganizowany? Która książka w III RP, zanim ujrzała światło dzienne, miała tak wielkie publicity? Władcy sumień Ideolodzy PiS, Jarosław Kaczyński, a także jego medialni sekundanci, tacy jak Bronisław Wildstein czy Rafał Ziemkiewicz, mają łatwość formułowania dramatycznych tez, które nie tylko wykrzywiają rzeczywistość, lecz także znakomicie nadają się do ilustracji ich własnych zachowań. „Maluczcy Polacy są pozbawiani przez elity prawa do poznania własnej historii”, mówił Rafał Ziemkiewicz po emisji filmu „TW Bolek” w telewizji publicznej. Ale mówił to pod adresem tych, którzy film krytykowali. Innymi słowy, co prawda, wołał o prawo „maluczkich Polaków” do prawdy o ich historii, tyle że nie o żadną prawdę mu chodziło, lecz o jego prawdę. A po co i on, i Kaczyńscy, i cały PiS-owski obóz walczy o PiS-owską prawdę z tak wielkim zaangażowaniem? Tłumaczy to Bronisław Wildstein w „Rzeczpospolitej”: „Władza ma różne wymiary: najbardziej oczywisty, polityczny, ale także symboliczny. Panowanie nad symbolami wyznacza dominację kulturową, co oznacza kontrolę świadomości zbiorowej i w dłuższej perspektywie przekłada się na władzę dosłowną. ťKto panuje nad przeszłością, panuje nad przyszłościąŤ, precyzował Orwell. Zakwestionowanie tradycji narodowej to ustawienie się w pozycji arbitra rozsądzającego o podstawowych dla zbiorowości kwestiach”. Wildstein te oskarżenia rzuca w oczy Adamowi Michnikowi i „Gazecie Wyborczej”, ale równie dobrze pasują

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 26/2008

Kategorie: Kraj