Notes dyplomatyczny

Notes dyplomatyczny

W jednej z ostatnich „Polityk” skarżył się Stanisław Komorowski albo któryś z jego kolegów (to pewniejsze), że po powrocie z placówki w Londynie został dyrektorem Departamentu Azji i Oceanii, a nie Europy. No, straszne upokorzenie go z tego powodu spotkało…
Innym upokorzonym był w tej relacji Iwo Byczewski, były wiceminister, którego Włodzimierz Cimoszewicz przesunął ze stanowiska ambasadora przy Unii Europejskiej na stanowisko ambasadora w Belgii. Tak oto otrzymaliśmy rejestr komunistycznych niegodziwości, których w ostatnim czasie dopuszczono się w MSZ.
Takie relacje poprawiają ludziom humor, bo pokazują czarno na białym, że nie ma co popadać w kompleksy wobec ulubieńców poprzednich ministrów, bo nie dość, że fruwają w chmurach, to jeszcze popisują się niewiedzą.
Ambasadorów jest pięć razy więcej niż dyrektorów, więc jakież to nieszczęście, gdy wraca się z placówki na dyrektorskie stanowisko? Czterech innych dyrektorami nie zostaje. Jest to więc raczej wyróżnienie, gest otwarcia, na który poprzedników Cimoszewicza rzadko kiedy było stać.
A jak ocenić żal, że nie kieruje się Departamentem Europy, tylko Azji i Oceanii? Chyba wyłącznie jako dowód głębokiej niewiedzy. Bo jeżeli ktoś czuje się niedowartościowany, że zajmuje się sprawami Chin, Japonii, Indii i Australii, zamiast sprawami Mołdowy, Armenii i Albanii, to jak to nazwać? Po wejściu Polski do Unii w strukturze MSZ nastąpiła zmiana, państwa zachodnioeuropejskie trafiły do departamentu zajmującego się sprawami Unii, Departamentowi Europy zostały więc poradziecka resztka i południe kontynentu. Adekwatnie do okoliczności jego rola jest zatem mniejsza. Po cóż więc te żale?
Istnieje sympatyczna teoria (najbliższe lata ją zweryfikują), która to tłumaczy. Otóż kończy się powoli w MSZ okres kadrowych rewolucji, kiedy przychodziła ekipa, zajmowała najlepsze stanowiska, a wrogów odsyłała do kadrowej rezerwy albo do archiwum. Takie czasy były zabójcze dla służby dyplomatycznej, za to dobre dla jakiejś grupy – może mniej wykształconej, ale bardziej upolitycznionej. Wystarczyło się podłączyć, by dzięki takiej trampolinie zająć stanowiska, których nigdy by się nie zajęło.
Czas większej normalności takim karierom nie sprzyja. Więc ktoś, kto długie lata miał łatwo, bo był z właściwej opcji, może teraz narzekać na prześladowania, kiedy ma tak jak inni…
Czy ta tendencja się utrzyma? Zobaczymy. W najbliższych miesiącach, które – taka jest logika polskiej polityki – będą okresem, kiedy paru ludzi będzie chciało ewakuować się za granicę. No, ciekawe bardzo, na ile minister takim propozycjom będzie się opierał. A potem nadejdzie okres następny. I zobaczymy, czy będzie to okres budowania służby cywilnej, czy też ataku koterii.
Te pretensje o „krzywdę” Komorowskiego mogą świadczyć, że jest grupa ludzi, która niczego się nie nauczyła i nic nie rozumie. Więc na razie na MSZ-etowskich korytarzach stawiają na atak koterii.

 

Wydanie: 2004, 37/2004

Kategorie: Kraj
Tagi: Attaché

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy