„Wojnę o historię” prowokują obie strony. Polacy szabelką, Rosjanie – strzelając z Grubej Berty Prof. Andrzej de Lazari– historyk filozofii i idei, sowietolog i znawca Rosji, kierownik Katedry Europy Środkowej i Wschodniej Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Łódzkiego, autor wielu publikacji na temat historii Rosji i jej kultury oraz stosunków polsko-rosyjskich. Czy historycy piszący o obecnych stosunkach polsko-rosyjskich będą je nazywać „wojną o historię” lub „wojną o pamięć”? – Myślę, że historycy znajdą bardziej dosadne określenie. Obecna „wojna o historię” jest wtórna do rzeczywistej wojny toczonej przez Rosję na Ukrainie. „Wojnę o historię” prowokują obie strony. Polacy szabelką, Rosjanie – strzelając z Grubej Berty (powiedziałbym z Car puszki, ale ta ani razu nie wystrzeliła). Grzegorz Schetyna mówi, że to Ukraińcy wyzwolili Oświęcim, Siergiej Andriejew, że Polacy są współwinni wywołania II wojny światowej. Taka bzdura jest ordynarną prowokacją i grą polityczną zaplanowaną przez rosyjskie MSZ. Świadczy o tym wyprzedzająca głos Andriejewa wypowiedź rosyjskiego ambasadora w Wenezueli Władimira Zajemskiego, że w 1939 r. „żadnej inwazji ZSRR na Polskę nie było”. Jak należy patrzeć na spór o historię najnowszą? To element wojenki z sąsiadem? Czy może szerzej, z Zachodem? – Polska na szczęście z Zachodem w żaden sposób nie walczy i eurosceptycy są u nas w mniejszości. Chcemy być kulturą zachodnią, swoistą, ale zachodnią. Natomiast dla większości Rosjan Zachód zawsze – nie licząc początku lat 90. XX w. oraz pierwszej kadencji rządów Putina – był wrogiem i nim pozostaje. Polska zaś, podobnie jak w okresie międzywojennym, stała się w polityce rosyjskiej jednym z głównych wrogów (obok USA i Ukrainy), gdyż najbardziej stanowczo i konsekwentnie krytykuje agresywne poczynania Rosji. Homo sovieticus w Rosji zwyciężył. Co te wojenki mają dać obu stronom? – Po aneksji Krymu coraz popularniejsza staje się w Rosji propagowana przez Putina idea nacjonalistycznej „konserwatywnej rewolucji”, a w ślad za nią hasło „Nie jesteśmy Europą!” (lub w dosadniejszej wersji: „Nie jesteśmy Gejropą!”). Putin ma usta pełne frazesów o tradycyjnych wartościach, które na Zachodzie są jakoby coraz częściej negowane. Media, niemal w całości podporządkowane Kremlowi, propagują owe nacjonalistyczne nastroje i społeczeństwo po prostu głupieje. W Polsce mamy dwie strony medalu, gdyż media są wolne. Nasza prawica zapewne z radością poparłaby „konserwatywną rewolucję” Putina, gdyby nie to, że właśnie on wraz z rosyjskimi mediami ją głosi. Liberałom pozostało załamywanie rąk. Nachalna polityka historyczna nie sprzyja dyplomacji ani poprawnym stosunkom. Czy da się określić, kto tę wojnę zaczął? Gdzie i w czym ma ona początek? – Pytanie dobre, trudniej z odpowiedzią. Początków szukałbym daleko w średniowieczu, w konflikcie rzymskiego katolicyzmu z rosyjskim prawosławiem, a w ślad za tym w różnym „zaprogramowaniu” obu kultur. Polacy imponowali Rosjanom tylko dwa razy w historii – w latach 60., podczas odwilży poststalinowskiej, i w latach 80., w czasach Solidarności. Stosunek Polaków do Rosjan do niedawna dobrze charakteryzowały słowa Czesława Miłosza: „Lubię Rosjan, nie lubię Rosji”. Teraz, po aneksji Krymu i wojnie na Ukrainie, po masowym poparciu udzielonym Putinowi, słowa te przestały być aktualne. Nawet jeśli próbujemy zrozumieć postawę Rosjan, nie akceptujemy jej. Dlaczego słowa polityków czy dyplomatów przeczą wspólnym ustaleniom polsko-rosyjskiej komisji historyków? – Historycy z reguły nie są politykom potrzebni, politycy przecież wiedzą lepiej. Z dyplomatami byłbym ostrożniejszy. Siergiej Andriejew i Władimir Zajemski to urzędnicy rosyjskiego MSZ. Dyplomata powinien być poprawny politycznie i nie obrażać partnera, przeciwnika. Wzorem dyplomaty jest dla mnie Adam Daniel Rotfeld. Nie przez przypadek przez 10 lat był dyrektorem Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (SIPRI) i nie przez przypadek z sukcesem współkierował Polsko-Rosyjską Grupą do spraw Trudnych. Rzetelni historycy i dyplomaci szukają wzajemnego zrozumienia – jak w „Etyce solidarności” Józefa Tischnera: „Rzetelny dialog wyrasta z pewnego założenia (…): ani ja, ani ty nie jesteśmy w stanie poznać prawdy o sobie, jeśli pozostaniemy w oddaleniu od siebie, zamknięci w ścianach naszych lęków, lecz musimy spojrzeć na siebie niejako z zewnątrz, ja twoimi, a ty moimi oczami, musimy porównać w rozmowie nasze widoki i to dopiero w ten sposób jesteśmy w stanie znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to z nami naprawdę jest”. Choć jestem agnostykiem, wiele od ks. Tischnera się
Tagi:
Paweł Dybicz









