Przełom w łóżku

Przełom w łóżku

Od Wisłockiej Polacy dowiedzieli się, że poza pensją, parówkami i wczasami w FWP należy im się orgazm – Nie ma w Polsce osoby, która tak wiele by zrobiła dla szczęścia innych ludzi – patetycznie zapewnia seksuolog, prof. Andrzej Jaczewski. – Wreszcie Polacy zaczęli rozmawiać o swojej seksualności – dodaje Zbigniew Izdebski, autor raportów o życiu seksualnym Polaków. Są jeszcze serdeczne słowa Zbigniewa Lew-Starowicza. I tyle. Świat naukowy – męski i hermetyczny – pozostał dla niej zamknięty. Choć, oczywiście, najważniejsze są setki tysięcy czytelników. – Dowiedzieli się, że o seksie można mówić ciepło i zwyczajnie, a orgazm nie jest czymś, co bywa – dodaje Zbigniew Izdebski. 1 lipca Michalina Wisłocka, autorka kultowej „Sztuki kochania”, skończyła 80 lat. I choć przypomina, że tworzyła pierwszą w Polsce poradnię świadomego macierzyństwa, to dla średniego pokolenia Polaków pozostanie autorką książki, która zmieniła ich życie seksualne. – Nie piję ani alkoholu, ani kawy, widać z natury jestem pobudzona – zaznacza. Rok 1976 – jest coca-cola i fiat, ale o seksie mówi się jak o chorobie albo j dziedzinie przemysłu. I nagle na rynku pojawia się „Sztuka kochania”, jej fragmenty znano już z tygodnika „Razem” i bazarowych wydań podziemnych. Wydania w Polsce osiągają astronomiczny nakład 7 mln, w Rosji – 5 mln, w Chinach – 3 mln. Fenomenalny sukces. – Orgazm, techniki seksualne, istota pocałunku, dowiedziały się o tym i szwaczka, i pani docent – zapewniają lekarze. Pokolenie lat 70. czytało i to wypróbowywało. – Zmieniła życie seksualne Polaków – zapewnia Maria Kwirecka, księgowa. – Wszyscy ją cytowali. Okazało się, że o seksie można pisać zwyczajnie. Mnie to przypominało książkę kucharską z dodatkiem uczuć. Dziennikarze z „Razem” pamiętają, jak Wisłocka przychodziła do redakcji i ówczesnemu naczelnemu pokazywała wygięte pozycje. Purpurowiał. I drukował. Babskie gadanie A jednak autorka tego dzieła, specjalistka w wielu dziedzinach, zatrzymała się w karierze, choć nie w popularności. – Kobieta o własnym zdaniu, obcesowa, niełatwa we współżyciu – wylicza prof. Jaczewski. – To jej zaszkodziło w środowisku naukowym. Poza tym niektórzy nie mogli pogodzić się z oszałamiającym sukcesem jej książki. – Unikała dyplomacji, uniżoności, żadnych rozmów na kolanach – potwierdza prof. Starowicz. – Są tacy, którzy uważali, że narusza ich rewir. Jej wrogiem pozostał nieżyjący już Mikołaj Kozakiewicz, który dzieło ocenił jako grafomańskie. – Miał do tego prawo – komentuje prof. Jaczewski – tak jak inny seksuolog, prof. Imieliński, uważający seksuologię za dziedzinę nauki. A Wisłocka tytułów nie miała. Na obu obraziła się śmiertelnie, choć przyjaciele tłumaczyli: – Wisłocka jest jedna, nie musi być docentem. Z prof. Starowiczem pracowała przez ścianę. Ona była cytologiem, on prowadził swoją praktykę. – Zadziwiała mnie jej radość życia, witalność – wspomina. – Dzięki kontaktom z Wisłocką moje pacjentki były łatwiejsze w rozmowie ze mną. Nauczyła je mówić o seksie. Wszystko zaczęło się na powojennych studiach. – Założyłam kółko ginekologiczne – wspomina – potem byłam obłąkana położnictwem, także leczeniem bezpłodności. Pewnie dlatego, że przez dziewięć lat walczyłam o macierzyństwo. Mąż nie przepadał za urodzonymi wreszcie bliźniętami, ona ciągle wyrzuca sobie, że zaniedbywała je dla pracy naukowej. Choć w latach 50., gdy pracowała w Białymstoku, w domu najbliżsi mieli bosko. Przywoziła dwie pensje, także masło i śmietanę z targu. Posiedziała przez weekend i znowu na ginekologiczną praktykę. W Warszawie założyła pierwszą Poradnię Świadomego Macierzyństwa. Dostała dziuplę w jednym ze szpitali. Pacjentki koczowały na schodach, potem opowiadały o swoim życiu. Te babskie opowieści i własne przeżycia – tak powoli rodziła się „Sztuka kochania”. Poza tym, tłumacząc sukces, powtarza za Makuszyńskim: „Sercem trzeba pisać, sercem”. Dlatego nie pisała o kompleksach, zespołach i niemocy. To było dzieło o radości seksu. Pisanie było zakodowane w rodzinie. Ojciec próbował tworzyć sztuki i dramaty. Jednak był lepszym dyrektorem łódzkiej szkoły niż pisarzem. Matka – ziemianka, polonistka – wpajała dzieciom miłość do kultury. Dwaj bracia też poszli znakomitą drogą. Starszy, Andrzej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 27/2001

Kategorie: Sylwetki