Przeprosić za Dzierżyńskiego?
PRAWO I OBYCZAJE Na temat mordu w Jedwabnem powiedziano już chyba wszystko, ale ciągle nie ma zgodności poglądów w kwestii podstawowej: Czy i na jakiej podstawie my, ludzie współcześni, mamy poczuwać się do obowiązku przeproszenia za haniebny czyn, popełniony w małym, prowincjonalnym miasteczku w 1941 r.? Okoliczności tej zbrodni są jeszcze nie wyjaśnione, za bezsporne uważa się jednak, że w pogromie tym uczestniczyli “sąsiedzi” ofiar. Niejeden Polak zadaje sobie dziś pytanie: Dlaczego mam wstydzić się zbrodni, z którą nie miałem nic wspólnego, nic o niej nie wiedziałem, a w czasie gdy została popełniona, nie było mnie jeszcze na świecie? Na to pytanie otrzymujemy najczęściej odpowiedź następującą: Zbrodnia została dokonana “polskimi rękami”. Kropka. Tak ucięła krótko dyskusję J. Hennelowa w “Tygodniku Powszechnym” z 18.03.br. Tym samym argumentem posłużył się J. Nowak-Jeziorański (“Wprost” z 18.03.br.). Rozumowanie powyższe jest nazbyt powierzchowne. Narodowość sprawcy przestępstwa pospolitego nie ma znaczenia przy ocenie jego odpowiedzialności. Czy zbrodnie Feliksa Dzierżyńskiego obciążają naród polski dlatego, że był z pochodzenia Polakiem? Czy jako naród jesteśmy odpowiedzialni za antysemityzm B. Tejkowskiego? Ks. abp H. Muszyński stwierdził ostatnio, że za każdą zbrodnię odpowiada bezpośredni sprawca, ale “ci, którzy są z nim związani więzami religijnymi czy narodowymi, chociaż nie ponoszą osobistej winy, nie mogą czuć się zwolnieni od odpowiedzialności moralnej za ofiary tego mordu” (“Tyg. Powsz.” z 25.03.br.). Wybitny hierarcha Kościoła katolickiego nie wyjaśnił jednak, dlaczego “moralnie” mamy odpowiadać za czyny przez nas niezawinione, lecz popełnione przez naszych współziomków. Odpowiedź na to pytanie znajdujemy u innych moralistów, którzy sięgnęli do argumentu… nacjonalistycznego. Skoro poczuwamy się do narodowej dumy z indywidualnych osiągnięć Polaków i potrafimy światu przypominać np. o Monte Cassino, to musimy poczuwać się również do zbiorowego wstydu (J. Nowak-Jeziorański, jw. i W. Sadurski w “Rzeczpospolitej” z 24-25.03.br.). Z powyższym rozumowaniem można się zgodzić, przy założeniu jednak, że mord w Jedwabnem nie był jedynie kryminalną, zbrodniczą akcją dzikiego tłumu, czy też masowym zabójstwem, wykonanym na zlecenie okupanta, lecz świadomym aktem nienawiści rasowej, religijnej lub narodowościowej, mającej swe korzenie w nieprzezwyciężonym antysemityzmie. Każdy pogrom, jakiego dopuszczali się Polacy wobec ludności żydowskiej w okresie międzywojennym i każdy antysemicki polski wyczyn w czasie okupacji to powód do wstydu z winy ciemnych kart naszych dziejów. Rację zatem mają ci, którzy mówią, że nie możemy jako naród wyrzec się naszej historii. Nie czuję się w najmniejszym stopniu odpowiedzialny za to, co stało się w Jedwabnem 60 lat temu, ale muszę wyrazić głębokie ubolewanie, że w historii mojego narodu taki haniebny czyn się zdarzył. Nie oznacza to bynajmniej, że osobiście poczuwam się do odpowiedzialności za historię tamtego okresu. Jeśli makabryczna zbrodnia została popełniona z pobudek antysemickich, to przynajmniej część moralnej odpowiedzialności ponoszą za nią endeccy ekstremiści, którzy rozpętali przed wojną antyżydowską hecę. Zaczęło się to już w latach 20. minionego wieku (zob. Cz. Miłosz “Wyprawa w dwudziestolecie”, Kraków 1999, s. 265 i n.). Antysemickie wybryki młodzieży studenckiej uchodziły płazem (nawet T. Boy-Żeleński pisał beznamiętnie w swych krakowskich wspomnieniach o studentach, którzy po zajęciach chodzili na Kazimierz bić starozakonnych dla rozrywki). Udział w zwalczaniu semickiego żywiołu miał również Kościół katolicki. Np. jezuita, ks. M. Morawski, zarzucał Żydom wszystko, co najgorsze, nie wyłączając handlu żywym towarem! (“Podstawy etyki i prawa”, rozdz. pt. “Kwestia żydowska wobec chrześcijańskiej etyki”, Kraków 1930, wyd. Ks. Jezuitów, s. 372 i n.). W czasie okupacji likwidacja Żydów otwierała pole do przejęcia po nich całego handlu i społeczeństwo polskie ten fakt zdyskontowało. K. Wyka pisał o tych czasach: “Formy, jakimi Niemcy likwidowali Żydów, spadają na ich sumienie. Reakcja na te formy obciąża jednak nasze sumienia” (“Życie na niby”, Kraków-Wrocław 1984, s. 157). Czy i kto ma przeprosić (i kogo?) za to, co w Jedwabnem się stało? Przeprosiny prezydenta Kwaśniewskiego wzburzyły ludzi, którzy nigdy nie byli antysemitami i prześladowanie Żydów w czasie okupacji potępiali. Jeśli przepraszam za dany czyn, to widocznie czuję się winny, mówią przeciwnicy przeprosin, a my nie czujemy się za tę masakrę odpowiedzialni. Przypisywanie nam winy za czyn popełniony niegdyś na skrawku okupowanej Polski przez garstkę zbrodniarzy to nic innego, jak obarczanie całego narodu odpowiedzialnością









