Przestańcie nas zabijać

Przestańcie nas zabijać

Gdy umierała Dorota z Bochni, w bydgoskim szpitalu inna kobieta czekała na decyzję lekarzy o zakończeniu ciąży

30 maja odbył się pogrzeb 33-letniej Doroty z Bochni i jej nienarodzonego dziecka. Dorota zmarła po trzech dniach w szpitalu wskutek wstrząsu septycznego, który rozwinął się po przedwczesnym odejściu wód płodowych. 14 czerwca w wielu miastach Polski zorganizowano w związku z jej śmiercią protesty pod hasłem „Ani jednej więcej – przestańcie nas zabijać”.

Tymczasem kolejna kobieta w zagrożonej ciąży, 32-letnia Roksana, trafiła do Kliniki Położnictwa i Patologii Ciąży Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy. Roksana obawiała się, że jej historia skończy się podobnie tragicznie jak życie Doroty lub zmarłej przed prawie dwoma laty Izy z Pszczyny, tym bardziej że bydgoską kliniką kieruje lekarz znany z poglądów pro-life. Pomogli dziennikarze i działaczki organizacji pomocowych.

Presja ma sens

Wody płodowe u pacjentki bydgoskiego szpitala odeszły przed trzema tygodniami. Na podstawie badań wiadomo było, że 24-tygodniowy płód jest nieodwracalnie uszkodzony genetycznie, jego szanse na przeżycie poza organizmem matki są znikome. Lekarze jednak nie podjęli decyzji o terminacji ciąży; przyjęli postawę wyczekującą, bo płód żył.

Bydgoską kliniką kieruje prof. dr hab. n. med. Mariusz Dubiel, znany z poglądów i działalności pro-life, pomysłodawca „specjalnego pokoju pożegnań” jako wsparcia dla kobiet, których płody są nieodwracalnie uszkodzone lub terminalnie chore. W sprawę Roksany włączyły się m.in. bydgoska radna Joanna Czerska- Thomas, Fundacja na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA oraz Toruńska Brygada Feministyczna. 32-latka zdecydowała się opowiedzieć o swojej sytuacji, będąc w 24. tygodniu ciąży. Jej historię nagłośniły Fakty TVN. – Tego się boję, że nasza historia też tak się zakończy. Bo jednak te myśli, no, uciekają gdzieś w tę stronę. Zwłaszcza że w domu mam rocznego synka, do którego chcę wrócić – mówiła Roksana w rozmowie z Marzanną Zielińską, reporterką TVN.

Joanna Czerska-Thomas opowiada: – Zadzwoniła do mnie Agata Chyżewska-Pawlikowska. Myślałam, że chce ustalić szczegóły wspólnego wyjazdu, ale po pierwszych słowach zmroziło mnie. „Aśka, kolejna kobieta umiera w bydgoskim szpitalu!”, wykrzyczała mi do ucha. Od razu wiedziałam, że plany, jakie miałam na Boże Ciało, muszę zmienić, natychmiast wróciłam do domu. Okazało się, że kobieta leżąca w bydgoskim szpitalu jest przerażona tym, że od trzech tygodni nie ma decyzji co do nieodwracalnie uszkodzonego genetycznie płodu. Przez moment zastanawiałam się, jak zweryfikować te informacje, ale stwierdziłam, że nie mam takich możliwości. Nie wybaczyłabym sobie jednak, gdybym nic nie zrobiła. Skontaktowałam się z Kamilą Ferenc z FEDERY i dostałam od niej jasną informację, jak mogę pomóc. Zadziałał łańcuch dobrych serc. Czekamy teraz na informacje o stanie zdrowia pani Roksany. Wiemy, że jest po cesarskim cięciu.

Roksana czekała 22 dni na przerwanie ciąży. Operacja odbyła się 8 czerwca wieczorem. – Presja ma sens – napisała na swoim profilu facebookowym Toruńska Brygada Feministyczna. – Teraz do mnie dociera – mówi Agata Chyżewska-Pawlikowska, działaczka brygady – że być może uratowałyśmy tej dziewczynie życie. Nurtuje mnie pytanie, ile takich przypadków, o których nie wiemy, było już w tym bydgoskim szpitalu, a ile w toruńskich? Ile w całej Polsce? Jak to się dzieje, że Polki w XXI w. nie rozmawiają z lekarzami, tylko dzwonią do aktywistek? Mamy sygnały, że telefonów z prośbami o pomoc jest tygodniowo aż 20 tys.

„Lekarz to nie ksiądz, szpital to nie kościół, a aborcja to decyzja kobiety, a nie polityczny spór – dlatego idę na protest 14 czerwca” – to słowa młodej torunianki nagrane do zapowiedzi wydarzenia. „Będę, bo nie godzę się na to, żeby kobiety umierały w polskich szpitalach”, mówi kolejna.

Ciąża to heroizm

W Bydgoszczy na placu Praw Kobiet pod siedzibą Prawa i Sprawiedliwości przypomniano historię Doroty, która w piątym miesiącu ciąży trafiła z bezwodziem do Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego im. Jana Pawła II w Nowym Targu. Kazano jej leżeć z nogami w górze, bo, jak twierdzono, mogło to pomóc w przywróceniu wód płodowych. Nie leczono kobiety i nie ratowano przed sepsą. Ani jej, ani rodziny nie informowano o ryzyku, jakie kontynuacja ciąży niosła dla jej zdrowia i życia oraz o niewielkich szansach na urodzenie żywego dziecka.

Uczestniczki protestu odczytały historie pozostałych ofiar nowelizacji ustawy antyaborcyjnej uchwalonej w 2020 r. głosami PiS, Solidarnej Polski i Konfederacji. Joanna Czerska-Thomas wymieniła ich imiona – Agata, Justyna, Anna, Iza, Marta, Agnieszka, Dorota – i poprosiła o uczczenie pamięci zmarłych minutą ciszy.

Sandra przyszła na protest z niespełna półrocznym synkiem. – To jest moje pierwsze dziecko – mówiła. – Zastanawiałam się, czy zajść w ciążę w naszym państwie. Zdecydowałam się głównie dlatego, że moja mama mieszka w Danii, więc miałam ten komfort psychiczny, że w razie czego mogę do niej wyjechać i dostać dobrą opiekę medyczną. Rozważałam wyjazd na czas ciąży, ale zaryzykowałam i zostałam. Na szczęście wszystko przebiegało prawidłowo. Obecnie nie planuję mieć więcej dzieci. Mam coraz mniej zaufania do lekarzy. Jest mi bardzo przykro, dlatego tu jestem. Solidaryzuję się z każdą kobietą, która musiała umrzeć z powodu prawa obowiązującego w naszym państwie. Ja w sytuacji krytycznej zwróciłabym się do FEDERY, bo mam do nich zaufanie. Gdyby natomiast lekarze nie chcieli mi pomóc, wypisałabym się ze szpitala na własne życzenie i szukałabym pomocy za granicą. I to jest tragiczne, że trzeba uciekać, by rodzić bezpiecznie i godnie.

Igor, ojciec dwójki dzieci, przyszedł wspierać kobiety. – Nie można demonizować lekarzy – mówił – gdyż na co dzień ratują ludziom życie. My z żoną możemy im dziękować, bo nam się udało. Ale to, co nas dziś nie dotyczy, może nas dotknąć w przyszłości. Co do referendum aborcyjnego – byłoby z nim jak z brexitem, czyli wielka kampania, a potem wynik i koniec. Może lepiej od razu podzielić Polskę na pół i niech każdy żyje tam, gdzie chce – ironizował. – A tak serio, to trzeba żyć dobrze i dawać przykład, choćby przychodząc tu dzisiaj.

Karolina, Aleksandra i Martyna stały pod sztandarem partii Razem. – Córka pytała mnie przed wyjściem, dokąd idę – mówiła Karolina. – Odparłam, że idę protestować, aby jej było w życiu trochę lżej. Ja się bardzo boję. Boję się, że umrę, że zostawię moje dziecko, gdybym znów zaszła w ciążę. Jesteśmy świadome tego, że w Polsce jest o wiele więcej kobiet, którym przydarzają się takie tragedie, które pozbawia się możliwości macierzyństwa, zwlekając z ratowaniem ich zdrowia, a w najgorszym wypadku życia.

Wszystkie panie podkreślały, że są na proteście głównie dla swoich dzieci.

Ilona Michalak z KOD Bydgoszcz przypomniała nazwiska posłów PiS z okręgu bydgoskiego, którzy podpisali się pod nieludzkimi ustawami, głosowali za nimi i skierowali do Trybunału Konstytucyjnego – Ewy Kozaneckiej, Tomasza Latosa, Bartosza Kownackiego i Piotra Króla. – Zapamiętajmy nazwiska tych i innych posłów, którzy głosowali za tą uchwałą. Pamiętajmy o tym przy urnach wyborczych – mówiła.

Pani Jadwiga przyszła na protest z mężem. – Jako kobiety jesteśmy traktowane jak najgorszy sort – oznajmiła. – To jest coś nieprawdopodobnego, żeby kobieta nie mogła się leczyć czy godnie rodzić. Według mnie zachodzenie w ciążę to dziś heroizm. Mamy dzieci i wnuczkę, i nie chcemy, żeby ją coś takiego spotkało.

– Mam dość przemocy systemowej, dość traktowania nas jak istot niemyślących i nieczujących, dość skazywania na cierpienie i śmierć, dość braku wrażliwości i empatii, mimo że wychodzimy na ulicę i krzyczymy – mówiła Marika z inicjatywy Plakaciary przeciw przemocy wobec kobiet. Podkreśliła, że cieszy ją obecność tak wielu młodych kobiet na placu. Wspomniała, że kiedy usłyszała o tzw. pokoju do płakania dla matek, przeszła jej ochota na potomstwo. W swoim przemówieniu cytowała Marię Peszek: „W imię matki i córki, i brzucha świętego! Ani jednej więcej!”.

Na proteście był też Chris z Edynburga, który ma krewnych w Polsce. – Każde stracone w ten sposób życie to o jedno za dużo. I to jest wystarczający powód, by tu stać i protestować – przekonywał. – Kobiety w Wielkiej Brytanii są w innej sytuacji, tutaj jest średniowiecze, to się nie powinno dziać.

Cynizm na paskach TVP

„Możecie Państwo przekazać, że dziękuję bardzo Szpitalowi im. Biziela w Bydgoszczy, lekarzom oraz położnym i całemu personelowi za opiekę przed zabiegiem, jak i teraz po. Szpital zadbał o moje poczucie bezpieczeństwa i zdrowia. Teraz szczególnie dbają o moje zdrowie psychiczne, ponieważ fizycznie czuję się dosyć dobrze, a psychicznie jeszcze trochę pracy przede mną. Jeśli mogę, to proszę także o podanie informacji, że bardzo prosimy o uszanowanie naszej prywatności w tym ciężkim dla nas czasie. Chcielibyśmy przeżyć naszą żałobę w spokoju, z dala od medialnego szumu, ponieważ to jeszcze bardziej powoduje nasz ból i rozpamiętywanie tego, co przechodzimy” – takie oświadczenie napisała Roksana, zanim urwał się z nią kontakt. Feministki podejrzewają, że wymuszono na niej milczenie.

W dniu protestów Kamila Wiecińska, specjalistka ds. PR w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. dr. J. Biziela w Bydgoszczy, odmówiła komentarza dla mediów. Przesłała oficjalne oświadczenie sprzed kilku dni: „Szanowni Państwo, w związku z pojawiającymi się w przestrzeni publicznej informacjami dotyczącymi pacjentki naszego Szpitala wskazujemy, co następuje. Szpital z całą mocą pragnie podkreślić, iż jego działania są nakierowane na dobro pacjentów. Decyzje diagnostyczno-terapeutyczne są podejmowane na bieżąco w oparciu o bieżący stan zdrowia pacjenta, zgodnie z kanonami wiedzy medycznej i za zgodą pacjenta. Decyzje te nie mogą być »wymuszane« presją medialną czy wywieraną przez inne osoby nieposiadające koniecznej wiedzy o stanie zdrowia pacjenta. Szpital rozumie, iż interwencje takie podejmowane są w dobrej wierze, jednakże powodują one zbędny niepokój społeczny, z uwagi na wskazany brak pełnego obrazu sytuacji”.

Po śmierci Doroty lekarze z podhalańskiego szpitala apelowali, by nie wiązać tragedii z dyrektorem placówki Markiem Wierzbą, który jest radnym Sejmiku Małopolskiego z PiS i członkiem partii Suwerenna Polska Zbigniewa Ziobry.

W wieczornych „Wiadomościach” TVP dosadnie o protestach. Na pasku „cyniczna histeria wobec dramatu”. W komentarzach m.in. „kobiety są chronione” i „wykorzystywanie śmierci do brudnej politycznej gry”.

 

Fot. Zuzanna Muszyńska

Wydanie: 2023, 25/2023

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy