Przetrącony kręgosłup

Przetrącony kręgosłup

Akty społecznego protestu są wobec tego coraz bardziej doniosłe. Wicekanclerz Sigmar Gabriel, który, by przypodobać się wyborcom, w ubiegłym miesiącu podróżował po kraju, musiał przyznać po powrocie, że nie wychwycił w porę zmiany nastrojów. Wyborcze sukcesy eurosceptycznej AfD w Badenii i Nadrenii nie są jedynie wynikiem rosnącego niezadowolenia z polityki migracyjnej Berlina, bo właśnie w tych landach kręgosłup klasy średniej był w przeszłości szczególnie mocny. Z drugiej strony trudno opisywać emocje Niemców w zupełnym oderwaniu od kryzysu migracyjnego.
– Puszczają im nerwy, kiedy widzą, że po zapłaceniu podatków zostaje im mniej więcej tyle samo, ile imigranci dostają od urzędu ds. opieki społecznej za samo istnienie – zauważa Heinz Bude z Hamburskiego Instytutu Badań Społecznych (HIS). – Kryzys klasy średniej prowadzi do erozji i atomizacji wspólnoty. Jedno z największych osiągnięć powojennych Niemiec, społeczeństwo obywatelskie, rozpada się na naszych oczach. Wpływa to ujemnie nie tylko na kreatywność i awans, lecz także na nastroje polityczne. Młodzi ludzie się radykalizują – dodaje.
Uzupełnieniem mrocznych scenariuszy są badania demografów, którzy biją na alarm. – Niemcy coraz rzadziej decydują się na założenie rodziny, podejmują gorsze prace, bo często mimo awansu mają mniej niż wcześniej. Ten trend jest wysoce demotywujący i negatywnie wpływa na konsumpcję i gospodarkę – wskazuje Heike Vowinkel z dziennika „Die Welt”.

Fermentująca gruszka

Obecne Niemcy mają więc niewiele wspólnego z krajem opisywanym w podręcznikach z lat 80. Wówczas porównywano strukturę społeczną RFN z cebulą: u góry i na dole szczupła, a po środku korpulentna. Pojęcie dobrobyt dla wszystkich (Wohlstand für alle) to bodaj najlepiej zapamiętane hasło z czasów, kiedy chętnie przywoływano tę metaforę. Jeszcze dziś pojawia się ona w niektórych deklaracjach rządowych, którymi niemieckie władze przywykły rozgrzeszać się ze swoich niedociągnięć. Jednak obecnie – co jaskrawo widać w obliczeniach DIW – struktura społeczna Niemiec przypomina raczej fermentującą gruszkę: 33% Niemców znalazło się w niższych warstwach społecznych, 13% należy do wyższych. Natomiast niegdysiejszy środek cebuli to nie więcej niż połowa.

Zastanawia, jak bardzo sytuacja w Niemczech upodabnia się do amerykańskiej. Porównali to berlińscy analitycy DIW. Od 1981 r. w RFN i w Stanach Zjednoczonych klasa średnia skurczyła się o mniej więcej 9%, wzrosła natomiast liczba bogatych i ubogich. O ile jednak Amerykanie są przyzwyczajeni do wzlotów i upadków, o tyle Niemcy byli przekonani, że cieszą się niezachwianą kondycją klasy średniej, co miało być wynikiem niezawodnego systemu podatkowego. Nasi zachodni sąsiedzi zawsze odprowadzali wysokie podatki, tyle że dziś nie są już tak zamożni. O tym może się przekonać każdy zatrudniony, który po pierwszej wypłacie przeciera oczy ze zdumienia, gdy musi prawie 40% odprowadzić do urzędu skarbowego. Zdaniem analityków OECD spośród 34 badanych krajów Niemcy potrącają jedne z najwyższych podatków, wyprzedza je tylko Belgia – ale tego w niemieckich gazetach nie przeczytamy. Raz przemknęła przez dalsze strony hamburskiego „Sterna” informacja, że nawet w Szwecji pracujący muszą płacić tylko 25% podatku dochodowego. Tak, w Szwecji, której niemieccy ekonomiści zarzucają, że ma zbyt szczodry system zasiłkowy, utrzymywany przez nieprawdopodobnie wysokie podatki.

W 2013 r. rząd federalny obiecał, że niemieccy obywatele odczują zmianę. I rzeczywiście – podwyższono Kindergeld (zasiłek rodzinny) i zniesiono opłatę za korzystanie ze służby zdrowia (Praxisgebühr). Z drugiej strony pacjenci muszą teraz dopłacać do darmowych wcześniej leków (Rezeptgebühr). Dla normalnie zarabiających Niemców ta szumnie zapowiedziana poprawa jest zatem prawie nieodczuwalna. Timm Bönke, profesor ekonomii na Wolnym Uniwersytecie Berlina, zainteresował się standardem życia 40-letniego Niemca w okresie powojennym i dzisiaj. Z jego dociekań wynika, że mężczyźni urodzeni w latach 1945-1950 z roku na rok mieli coraz więcej, podczas gdy awans osób urodzonych po 1950 r. w pewnym momencie utknął w martwym punkcie. Z kolei u Niemców urodzonych po 1969 r. Bönke zauważył wyraźny regres. – Rosnące bezrobocie dorosłych w wieku produkcyjnym i coraz mniejsze pensje przy wzrastających podatkach sprawiają, że kryzys dotknął różne zawody klasy średniej, łącznie z moim – przyznaje wykładowca.

Co ciekawe, początkowo Alternatywa dla Niemiec (zanim jej twarzami zostali Frauke Petry i Alexander Gauland) była nazywana partią profesorów, firmowali ją renomowani socjolodzy i ekonomiści, którzy dość wcześnie zauważyli opisane trendy. W połączeniu z popularnymi obecnie hasłami ksenofobicznymi ultraprawicowa partia stała się dla wielu Niemców istotną „alternatywą”, choć przytłaczająca większość klasy średniej zdaje sobie sprawę, że AfD – nawet jeśli niepojętym trafem dorwałaby się do władzy – nie miałaby w szufladzie lepszych rozwiązań niż obecna koalicja rządząca. Jedno jest pewne – jej dobre wyniki sondażowe to dobitny wyraz niezadowolenia i nieufności wobec wiodących partii politycznych.

Kręgosłup społeczeństwa skanduje na ulicach: Wir sind das Volk (To my jesteśmy narodem). Niemcy przypominają w tej chwili kipiący kocioł, czekający na Stunde Null (godzinę zero), czyli radykalną przemianę systemu politycznego, która odciąży klasę średnią. Takie są niestety fakty, nawet jeśli całe wyspecjalizowane w uzasadnianiu optymizmu think tanki nie chcą tego przyjąć do wiadomości. W wyborach do Bundestagu w 2017 r. nie wystarczą już obietnice osłony socjalnej, jak to ujął w jednym ze swoich tekstów Rafał Chwedoruk, mówiąc o „dobrej zmianie” w Polsce. Przedstawiciele Mittelschicht wiedzą bowiem, że to oni będą musieli za nią zapłacić. Jeśli nie będzie wyraźnej poprawy poziomu życia, rozdźwięk między odczuciem obywateli a politykami ugruntowującymi stereotyp, jakoby klasa średnia była na właściwej ścieżce rozwoju, tylko się powiększy. Zaufanie wyborców wzmocniłyby inwestycje w szkoły, bezpieczeństwo oraz infrastrukturę. Przede wszystkim jednak rzeczywiste obniżenie podatków. – W gruncie rzeczy oczekiwania wyborców wobec polityków są bardzo skromne i konkretne: kto ciężko pracuje, powinien mieć coraz lepiej, a nie odwrotnie – mówi Achim z Ritterhude.

Strony: 1 2

Wydanie: 2016, 38/2016

Kategorie: Świat

Komentarze

  1. Anonim
    Anonim 7 listopada, 2016, 15:00

    dot. artykulu „przetracony kregoslup”: Panie Wojciechu, a w jakim kosmosie spawacz i pracownica piekarni naleza do „klasy sredniej”??? Niech Pan sie zapozna prosze z definicja.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy