Lewica musi bronić sprawiedliwego podziału zysków. Już teraz płace w Polsce są wielokrotnie niższe niż na zachodzie Europy, choć ceny i koszty utrzymania są u nas wyższe Od kilku lat lewica znajduje się na marginesie życia politycznego. Jej kilkudziesięcioosobowa reprezentacja parlamentarna może co najwyżej potupać nogami; wszystkie decyzje zapadają poza nią. Brak dostępu do radia i telewizji, do głównych dzienników i tygodników – wszystko znalazło się w rękach prawej strony sceny politycznej. Nic nie wskazuje przy tym, by ta sytuacja miała się zmienić w nadchodzącym czasie na lepsze. W sondażach na Lewicę i Demokratów skłonnych jest oddać głos od 5 do 12% przyszłych wyborców. To zdecydowanie za mało, zważywszy że poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości oraz Platformy Obywatelskiej jest stabilne i waha się w przedziale 25-35%. Jak to się stało, że w ciągu kilku lat z ponadczterdziestoprocentowego poparcia społecznego dla lewicy pozostały ledwie szczątki? Programy sobie, życie sobie Najbardziej zraziły sobie wyborców rządy reprezentujące lewicę, w szczególności ostatni rząd kierowany przez Marka Belkę. Realizował on bowiem program całkowicie kolidujący z hasłami wyborczymi. Lewica wygrała wybory, obiecując wiele zmian na lepsze, przede wszystkim poprawę warunków życia najbiedniejszym, a więc emerytom, rodzinom wielodzietnym, samotnym matkom. Zwiększyć się miał dostęp do tanich mieszkań dla wszystkich tych, którzy zarabiają mało bądź bardzo mało. Zapowiadano znaczące ograniczenie bezrobocia, poprawę sytuacji w służbie zdrowia, wzrost nakładów na szkolnictwo i rozwój nauki itp. W rzeczywistości życie potoczyło się w przeciwną stronę. Biedni stali się jeszcze biedniejsi, a bogaci – jeszcze bogatsi. Drastycznie wzrosły rozpiętości w dochodach. Liczba budowanych tanich mieszkań zbliżyła się do zera, a bezrobocie osiągnęło pułap niespotykany w całej Europie. Opieka zdrowotna znalazła się w stanie przedzawałowym. Rząd mógł się za to poszczycić zwiększeniem dynamiki rozwoju gospodarczego, choć w żaden sposób nie można było tego przełożyć na warunki życia przeciętnego obywatela. Wniosek, jaki wyciągnęli Polacy, był dla rządzących katastrofalny: wypracowany przyrost produktu krajowego brutto został rozkradziony – i to w dużym stopniu przez establishment. W 2005 r. nie można było zatem powtórzyć zabiegu socjotechnicznego sprzed czterech lat, a więc obiecywać złote góry pozostające w jaskrawej sprzeczności z realiami dnia codziennego. Lewica przegrała wybory z kretesem. Program negacji Od dwóch lat Lewica i Demokraci opierają swój program polityczny i gospodarczy na negowaniu bez wyjątku wszystkiego, co proponuje rządząca partia Prawo i Sprawiedliwość oraz jej koalicjanci – Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Tymczasem niektóre z tych propozycji lewica mogłaby poprzeć, wskazując, iż zostały one już wiele lat temu sformułowane przez nią i zawłaszczone obecnie przez ekipę rządzącą. Dotyczy to przykładowo: budowy tanich mieszkań, poprawy sytuacji materialnej najbiedniejszych, walki z bezrobociem itp. PiS robi to nieudolnie, bo nie wie, jak problemy te rozwiązać systemowo poza podchwyceniem nośnych politycznie haseł i zaproponowaniem doraźnych, na ogół jednorazowych akcji – partia ta nie ma bowiem ani specjalistów, ani metod, które przyniosłyby oczekiwane rezultaty bez negatywnych reperkusji dla rozwoju gospodarczego. Program gospodarczy PiS oparty jest nie na harmonijnej strategii rozwoju długofalowego, lecz na permanentnej sprzeczności między wypłatami z budżetu na cele socjalne a potrzebą równoważenia tego budżetu. Lewica mogłaby więc zaproponować rozwiązania systemowe, publikując posiadane opracowania i ekspertyzy. Przez wiele lat pracowały nad tym liczne zespoły, które dorobiły się ciekawych rozwiązań. Lewica zyskałaby tym samym poparcie tych, którzy w ostatnich wyborach, zamiast poprzeć Sojusz Lewicy Demokratycznej, oddali głos na Prawo i Sprawiedliwość. Dziś, gdy PiS przyjęło wyraźnie kurs przeciwko tzw. postkomunistom, wyborcy ci chętnie utożsamiliby się z programem społecznym podobnym do PiS-owskiego, ale wywodzącym się z lewej strony sceny politycznej. Tymczasem Lewica i Demokraci nie kwapią się do rywalizacji z PiS w zakresie obrony ludzi biednych, bezrobotnych, emerytów i rencistów, samotnych matek, rodzin wielodzietnych, bez własnego mieszkania. Sercem są oni bowiem z liberałami z Platformy Obywatelskiej i gdyby tylko Platforma zgodziła się na to, dawno już byliby w koalicji z nią. Tworzyć liberalnie, dzielić sprawiedliwie Strategię taką zaproponowała ostatnio jedna z platform Sojuszu Lewicy Demokratycznej, argumentując, że ekonomia
Tagi:
Paweł Bożyk









