Sprawa Andrzeja S. podważyła zaufanie do terapeutów. Czy potrafią je odzyskać? Burza gniewu ogarnęła środowisko psychologów. Jedna grupa składa oświadczenie, by media nie wydawały wyroku na Andrzeja S. Jacek Santorski (wydawca książek Andrzeja S., autor poradnika „Jak żyć, żeby nie zwariować”) ma łzy w oczach i „przeprasza poszkodowanego”. Nie chodzi o żadne z dzieci. Wojciech Eichelberger (pisał z S. książki) mówi, że demon tkwi w każdym z nas. Jak w tandetnym filmie – gdy trwa konferencja prasowa oburzonej grupy, Andrzej S. przyznaje się do winy. Następnego dnia z przecieków dowiadujemy się, że to, co policjanci widzą na zdjęciach ze śmietnika, jest – zdaniem podejrzanego – terapią wybudzania dzieci z autyzmu. Prof. Zbigniew Lew-Starowicz zapewnia, że takiej metody nie ma. Burza się nasila. Rośnie grupa psychologów, która odcina się od oświadczenia wspomnianego zespołu. A zwykły człowiek przygląda się i zastanawia – kim są polscy psycholodzy? Czy można mieć do nich jeszcze zaufanie? Dlaczego wdali się w rozgrywki z mediami i ze sobą nawzajem? Dlaczego o ofiarach, bez względu na to, kto jest winny, mówi się najmniej? Bowiem konkretnym rezultatem sprawy Andrzeja S. jest lawinowy lęk przed psychologami. Efekt domina. Jedyna dobra strona tych obaw to fakt, że pacjenci zaczynają przynajmniej pytać o uprawnienia terapeuty. Czy na tym konstruktywnym sprawdzaniu skończy się narastający lęk przed pomocą psychoterapeutów? Na razie słucham tego, co dziś mówi się o psychologach: dziki system, dżungla, średniowiecze. I jeszcze kult jednostki, zachłyśnięcie się władzą, paternalizm, dystans do klienta. Jednak najczęściej powtarza się opinia, że niektórzy psycholodzy to samotnicy, którzy z Olimpu muszą zejść do całej grupy zawodowej. Magiel w środowisku Pierwsza reakcja środowiska psychologów to wzajemne obwinianie się. W końcu cała warszawka wiedziała, że S. Pije, i to nadmiernie, jednak nikt z pacjentów nie poszedł z oficjalną skargą do Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, w związku z tym niemożliwa była interwencja. Ale przecież znajomi psychologowie posyłali do niego znajomych, a potem zdarzały się niepewne uwagi, że „bardzo niegrzeczny i dziwnie się zachowywał”. – Już w tym momencie trzeba było interweniować – komentuje dr Ewa Woydyłło z Instytutu Psychiatrii. – Może uniknęlibyśmy dzisiejszej dramatycznej sytuacji? Przecież nikt nie ma pretensji, że zaprzyjaźnieni z Andrzejem S. psycholodzy nie wyczuli pedofilii, ale alkohol powinni. – Wszyscy jesteśmy po trosze winni – przyznaje inna znakomita pani psycholog. – Był świętą krową, tak jak kilku innych. Andrzej S. już 20 lat temu musiał opuścić warszawski Instytut Psychiatrii. Pacjentki przez niego płakały. Od końca lat 70. miał prywatny gabinet, właściwie zawsze działał poza układami i kontrolą. Prawdziwy dinozaur psychologii, do którego na wizytę czekało się tygodniami. I płaciło słono. Środowisko wrze. Przy okazji przypomina się samobójstwo psychologa współpracującego z dużą instytucją. Też koledzy nie zauważyli oznak depresji. Prawie tak często jak nazwisko S. wymienia się X (również guru psychologii), którego oskarżono o romans z pacjentką. X mówi, że to nie była pacjentka, a prof. Zbigniew Lew-Starowicz dodaje przytomnie, że straty są jednak mniejsze niż w przypadku pedofilii. Mąż niby-pacjentki skarży się przed sądem koleżeńskim. „Super Express” wzywa inne ofiary, by się zgłosiły. Redakcja pokrywa koszty ewentualnego procesu. Magiel przykrywa dochodzenie w sprawie pornografii dziecięcej. Z kolei reżyser Latkowski zapowiada, że zrobi film o pedofilach, a będzie tam wreszcie „o znakomitym polskim reżyserze”. O politykach i przedsiębiorcach też. Ulica zaciera ręce. Bo jak na razie psycholodzy – gwiazdy mediów wraz z niektórymi gazetami – zamiast refleksji po ujawnieniu sprawy Andrzeja S. zorganizowali nam igrzyska. Atmosfera jest tym bardziej napięta, że w grę wchodzą duże pieniądze. Etyk, prof. Jacek Hołówka, twierdzi, że odruch ochrony członka korporacji, do której należą sygnatariusze wspomnianego protestu, wynika z faktu, że po tej aferze część z nich straci pieniądze. – Biznes psychologiczny nie kieruje się tylko czystymi zasadami – mówił w wywiadzie przed rokiem prof. Janusz Czapiński, jeden z autorów protestu. – Brud bierze się stąd, że jak w każdym biznesie znaczącą rolę odgrywa ekonomia. Nikt nie jest bez winy. Także media, choć one przynajmniej natychmiast stanęły po stronie „dzieci









