Francuska lewica ma teraz pełnię władzy i wiele problemów do rozwiązania „Historyczny przełom”, „Bezprzykładny triumf”, „Hiperwiększość dla lewicy”, piszą francuskie gazety. Socjaliści odnieśli w wyborach parlamentarnych ogromne zwycięstwo. W drugiej rundzie wyborów do Zgromadzenia Narodowego, która odbyła się 17 czerwca, Parti Socialiste zdobyła aż 314 mandatów w 577-osobowej izbie niższej parlamentu, czyli absolutną większość. Wybrany 6 maja socjalistyczny prezydent François Hollande może teraz rządzić z pełnym poparciem parlamentu i premierem ze swojej partii. Centroprawicowe ugrupowanie UMP byłego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego poniosło klęskę, tracąc sto miejsc w Pa- lais Bourbon, siedzibie francuskiej legislatywy. Konserwatystom grożą rozpad i chaos. Po raz pierwszy od 1986 r. w Zgromadzeniu Narodowym znalazł się ksenofobiczny Front Narodowy, aczkolwiek, także na skutek ordynacji wyborczej, zdobył tylko dwa fotele w parlamencie. Jeden z mandatów uzyskała 22-letnia Marion Maréchal Le Pen, wnuczka założyciela Frontu, Jeana-Marie Le Pena, która będzie najmłodszym deputowanym w legislatywie od 1791 r. Wśród ekspertów panuje opinia, że do sukcesu Frontu przyczyniła się także kampania wyborcza prezydenta Sarkozy’ego, który usiłował ratować się przed klęską, podejmując antyimigracyjne hasła skrajnej prawicy. W Zgromadzeniu Narodowym zasiądzie 155 kobiet, najwięcej w historii, aczkolwiek feministki głoszą, że parlamentarzystek powinna być połowa. W klubie parlamentarnym Parti Socialiste kobiety stanowią ok. 37%. Triumf Parti Socialiste Triumf socjalistów jest tym większy, że będą sprawować władzę samodzielnie, bez wsparcia radykalniejszych sojuszników – ekologów (17 mandatów) oraz Frontu Lewicy (Front de Gauche), na którego czele stoi szermujący „rewolucyjnymi” hasłami Jean-Luc Mélenchon (tylko 10 mandatów). Dzięki temu socjaliści będą zdolni do prowadzenia bardziej pragmatycznej polityki, bez uwzglę- dniania radykalnych programów potencjalnych sprzymierzeńców ze skrajnej lewicy. Komentatorzy podkreślają, że Parti Socialiste nie tylko ma prezydenturę i większość absolutną w Zgromadzeniu Narodowym, lecz także, po sukcesie wyborczym we wrześniu 2011 r., dominuje w izbie wyższej parlamentu – w Senacie. Co więcej, rządzi w prawie wszystkich regionach, w większości gmin i wielkich miast. „To potęga niespotykana w historii naszego kraju. To już nie jest lewicowa fala, to prawdziwy ocean”, ocenia dziennik „La Dépêche du Midi”. Jedynym zgrzytem w tym olśniewającym sukcesie jest porażka bardzo popularnej w partii byłej szefowej socjalistów i dawnej towarzyszki życia François Hollande’a, matki jego czworga dzieci, Ségolène Royal, która niespodziewanie nie zdobyła mandatu w La Rochelle. Wbrew nadziejom nie zostanie więc przewodniczącą parlamentu. Afera Twitterowa Royal w 2007 r. walczyła o prezydenturę, lecz zwyciężył Sarkozy. Od tej pory rozpoczęło się, jak określił to magazyn „Le Point”, jej powolne „zejście do piekła”. François zostawił przyjaciółkę dla dziennikarki Valérie Trierweiler. Royal utraciła stanowisko przewodniczącej Parti Socialiste. Wzięła udział w prawyborach socjalistów, ale przegrała z Hollande’em, który został oficjalnym kandydatem partii w walce o Pałac Elizejski. Podczas kampanii wyborczej atrakcyjna, inteligentna Ségolène Royal lojalnie wspierała pozbawionego charyzmy dawnego towarzysza życia. W zamian za to partia przydzieliła jej pozornie pewny okręg wyborczy w atlantyckim mieście La Rochelle. Niestety, tamtejszy polityk socjalistów, Olivier Falorni, także zapragnął mandatu w Zgromadzeniu Narodowym. Odszedł z partii i wystartował jako kandydat niezależny. W pierwszej rundzie „Ségo” miała przewagę, jednak w drugiej konserwatyści, a także skrajni prawicowcy oddali głosy na Falorniego, wyłącznie po to, aby upokorzyć dawną liderkę socjalistów. Na domiar złego Valérie Trierweiler w przypływie kobiecej zazdrości napisała na Twitterze: „Życzę powodzenia Olivierovi Falorniemu, który udowodnił swoją wartość, który walczył z poświęceniem u boku ludu z La Rochelle przez tak wiele lat”. A przecież oficjalnym kandydatem partii, popieranym także przez prezydenta Hollande’a, była Ségolène Royal. Rozpętała się „twittergate”, wielu socjalistów nie ukrywało oburzenia. Przywódcy prawicy zacierali ręce z radości i wróżyli lewicy porażkę wyborczą. Geoffrey Didier z partii UMP oświadczył z zadowoleniem: „Tego dnia »normalna prezydentura« (Hollande’a) definitywnie odeszła. Teraz mamy w Pałacu Elizejskim prawdziwe Dallas”. Ostatecznie „afera twitterowa” nie wpłynęła na francuskich wyborców. Komentatorzy przewidują jednak, że pełna temperamentu i niepokorna nieformalna pierwsza dama Valérie Trierweiler może jeszcze przysporzyć prezydentowi kłopotów. Wielu publicystów
Tagi:
Krzysztof Kęciek









