Przy czteroprocentowym wzroście gospodarczym trudno liczyć na odczuwalne zwiększenie nakładów na cele socjalne Prof. Wojciech Bieńkowski – pracuje w Instytucie Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Zajmuje się konkurencyjnością gospodarki, makroekonomią, amerykańskim modelem rozwoju gospodarczego. – Czy nasza gospodarka dobrze się rozwija? – Porównując nasze wyniki ekonomiczne z wynikami osiągniętymi w czasie transformacji przez inne kraje postkomunistyczne, wypadamy bardzo dobrze. Produkt krajowy brutto – jeden z podstawowych, ale niejedyny spośród wskaźników pokazujących, że gospodarka ma korzystne warunki rozwoju – w latach 1990-2006 wzrósł o ok. 50%. Jednocześnie w gospodarce następowały bardzo korzystne zmiany strukturalne… – …które zaowocowały wielomilionowym, niedającym się skutecznie ograniczyć bezrobociem. – Struktura zatrudnienia odzwierciedla zmiany w strukturze gospodarki. Sektory rozbudowane ponad miarę, dostosowane do warunków samowystarczalności obozu socjalistycznego i strategicznych potrzeb paktu warszawskiego, stały się niepotrzebne, gdy nastąpiły prywatyzacja i otwarcie gospodarki na wymianę z zagranicą, zmieniła się struktura popytu, wzrosło znaczenie postępu technologicznego. Wysokie bezrobocie czy okresowy spadek PKB nie oznaczają wtedy pogorszenia stanu gospodarki, lecz są przejawem jej zdrowienia i odzwierciedleniem prawidłowych zmian. – Co więc może świadczyć o tym, że przeszliśmy obronną ręką przez okres transformacji? – Wzrost eksportu i zmiana jego struktury (sprzedajemy coraz więcej wyrobów przetworzonych), zwalczenie inflacji, napływ zagranicznych kapitałów i nowoczesnych technologii. Dziś nie przekraczamy żadnych kryteriów bezpieczeństwa wyznaczonych przez Bank Światowy. Nasze zadłużenie nie przekracza 80 mld dol., czyli 100% eksportu – a może wynosić do 200% eksportu. Nie powinno być większe niż 60% PKB – wynosi ok. 45% PKB. Na obsługę długu przeznaczamy 5 mld dol. rocznie, czyli ok. 6% eksportu, górna granica zaś ustalona przez Bank Światowy to 25% eksportu. Deficyt budżetowy nie przekracza 3%, co mieści się w granicach ustalonych przez pakt stabilizacji i rozwoju. Konkurencja w kraju i znaczny import korzystnie oddziałują na ograniczenie wzrostu cen, bo nasi producenci muszą się liczyć z zagraniczną konkurencją. Gospodarka jest coraz efektywniejsza, do wytworzenia zwiększonego o połowę PKB potrzebujemy tyle samo energii co 16 lat temu. – A jak przez transformację przebrnęli sąsiedzi – Czesi, Słowacy, Węgrzy? U nich, przy okazji przemian gospodarczych, nie powstała chyba wielomilionowa rzesza ludzi zmarginalizowanych i ubogich jak u nas? – Zgadza się, nie powstała, ale oni już na starcie przemian byli na poziomie niemal dwukrotnie wyższym niż my. Nieunikniony w okresie transformacji spadek PKB nie spowodował więc takich skutków jak w Polsce. W 1948 r. w Czechosłowacji dochód narodowy na głowę mieszkańca był taki jak w Szwajcarii i wyższy niż w Belgii. Po 40 latach systemu socjalistycznego dochód w Szwajcarii był czterokrotnie wyższy, a w Belgii trzyipółkrotnie wyższy. Tyle Czesi i Słowacy stracili przez ten czas, ale i tak był to poziom znacznie wyższy niż u nas. U nich transformacja przebiegała wolniej, nie było tej terapii szokowej jak w Polsce, pojawiło się mniej problemów z bezrobociem. Zawsze byliśmy ubożsi, poza tym różnimy się mentalnie, zwłaszcza od Czechów, u nas panuje większy indywidualizm i duch przedsiębiorczości. – Czy mentalność narodowa ma wpływ na to, jaki model ekonomiczny się realizuje? – Ma, udowodniły to liczne prace naukowe, np. socjolog Geert Hofstede w latach 70. przeprowadził wielkie badania wśród pracowników IBM niemal w stu krajach na temat różnic kulturowych, rasowych, religijnych i językowych, które wpływają na zachowania gospodarcze. Są kraje, gdzie ludzie raczej nie ryzykują i czekają na decyzje odgórne lub podejmowane zbiorowo, np. w Japonii czy Niemczech. Na Dalekim Wschodzie, gdzie panowała kultura konfucjańska, szanuje się rząd, respektuje seniorat i uważa, że im kto starszy, tym mądrzejszy, spory rozwiązywane są przez konsensus, dogadywanie się, negocjacje, a nie poprzez gwałtowne protesty i wymuszanie swych racji. W krajach arabskich uciecha i radość życia, w rozumieniu muzułmańskim, mają większą wartość niż ciężka praca. Już Max Weber wykazał sto lat temu, że kapitalizm dlatego powstał w krajach protestanckich, gdyż tam szacunek i wiarę w Boga uzewnętrzniano pracą, a w cenie były wyrzeczenia, inwestycje i oszczędność, w przeciwieństwie do wystawności. Inaczej więc wyglądały tam etos pracy i akumulacja
Tagi:
Andrzej Dryszel









