Ukraina nie wejdzie do systemu europejskiego, jej transformacja ma niewiele wspólnego z demokracją Valéry Giscard d’Estaing– prezydent Francji w latach 1974-1981 Na tle jałowości i jednomyślności debaty przetaczającej się przez główne polskie media, w której teksty „Gazety Wyborczej” niczym się nie różnią od tych z „Gazety Polskiej”, jako głos ostatniego rozsądnego jawi się wypowiedź byłego prezydenta Francji Valéry’ego Giscarda d’Estaing. Odniósł się on do kilku najistotniejszych i najaktualniejszych zagadnień polityki międzynarodowej w obszernym wywiadzie opublikowanym w ostatnim numerze opiniotwórczego kwartalnika francuskich elit „Politique Internationale”. Rozmówczynią Giscarda d’Estaing była Isabelle Lasserre, zastępczyni szefa działu zagranicznego dziennika „Le Figaro” i publicystka „Politique Internationale”. Wypowiedzi byłego prezydenta są rzeczowe i precyzyjne, pełne politycznego realizmu; w spojrzeniu na politykę uwzględnia on nie tylko bieżącą perspektywę, ale i szerszy kontekst historyczny. W podobnym tonie wypowiedział się niedawno w sprawie ukraińskiej inny wielki nieobecny polityki międzynarodowej, Henry Kissinger. Spośród prezentowanych w rozmowie poglądów wybraliśmy obszerny fragment dotyczący kwestii ukraińskiej. Jaki jest pana pogląd na aneksję Krymu i destabilizację sytuacji na wschodzie Ukrainy przez Rosję? – Jeśli chodzi o powrót Krymu do Rosji, to – mówiąc szczerze – oceniam ten fakt jako zgodny z obiektywnym biegiem historii. Przeczytałem na nowo książki opisujące XVIII-wieczne dzieje Rosji. Krym został zdobyty za panowania Katarzyny II, głównie za sprawą działalności księcia Potiomkina, gdy rosyjska polityka zagraniczna orientowała się na południe, w stronę Turcji, kierując się ideą odzyskania Konstantynopola. Już samo odbicie Krymu okazało się wystarczająco trudne. Nie dokonało się ono jednak ze szkodą dla Ukrainy, która wówczas nie istniała, ale kosztem lokalnego suwerena uzależnionego od władzy tureckiej. Od tego czasu Krym był zaludniany tylko przez Rosjan. Nikita Chruszczow [przekazując Krym w 1954 r. – red.] jednocześnie nadał Ukrainie władzę nad półwyspem, której nie miała ona nigdy przedtem. Już wówczas sądziłem, że to sztuczne uzależnienie nie przetrwa. Ostatnie wydarzenia można było przewidzieć. Co więcej, powrót Krymu do Rosji został szeroko zaakceptowany przez ludność. Powody do niepokoju pojawiły się dopiero wtedy, gdy problemy rozprzestrzeniły się na wschodnią Ukrainę. – Wielu analityków i szanowanych polityków domaga się większego „zrozumienia” dla Władimira Putina. Pan był zawsze zwolennikiem polityki odprężenia w stosunku do Moskwy, zarówno w czasach zimnej wojny, jak i teraz. Czy jednak może pan się zgodzić na takie pogwałcenie prawa międzynarodowego i destabilizację kraju? – Konwencje przyjęte od czasu pokoju westfalskiego z 1648 r. ustanowiły zasadę poszanowania suwerenności państwowej i granic. Zgodnie z tą zasadą niektórzy oceniają, że Ukraina powinna bezwarunkowo zachować całość terytorium, które należało do niej w momencie uzyskania niepodległości w roku 1991. Nie zapominajmy jednak, że dekompozycja ZSRR dokonała się w panice i wywołała rozpad granic. Metoda działania Władimira Putina mogłaby być inna. Ale dziś kwestia Krymu powinna zostać odłożona na bok. Natomiast kwestia wschodniej Ukrainy jest bardziej złożona. Proszę nie zapominać, że Ukraina była przez długi czas rosyjska, a Kijów był stolicą Rusi. Kiedy na polecenie gen. de Gaulle’a jako minister finansów Republiki Francuskiej pojechałem do Związku Radzieckiego, zostałem przyjęty przez Chruszczowa w Kijowie… By widzieć sprawę naprawdę jasno, trzeba sobie zadać kilka pytań. Co rzeczywiście wydarzyło się w stolicy Ukrainy przed rokiem? Jaką rolę w rewolucji na Majdanie odegrała CIA? Jaki jest sens antyrosyjskiej polityki prowadzonej przez Obamę? Dlaczego USA postanowiły popchnąć swoje pionki na Ukrainę? Czy w USA istnieje wpływowe lobby ukraińskie? Czy Amerykanie chcieli zrekompensować sobie swoją słabość na Bliskim Wschodzie, prowadząc na kontynencie europejskim twardszą politykę przeciwko Rosji? Naprawdę sądzi pan, że USA odpowiadają za kryzys ukraiński? Czy to nie korupcja ekipy władzy na Ukrainie sprowokowała wydarzenia na Majdanie? – Oba te elementy trzeba wziąć pod uwagę. Bezsprzecznie władza na Ukrainie była nie do zniesienia i skorumpowana. Tłumaczy to, przynajmniej częściowo, dlaczego prezydent Janukowycz został zmuszony do odejścia. Ale sytuacja pozostaje niejasna i trzeba przyznać, że transformacja ukraińska ma niewiele wspólnego z demokracją. Mamy do czynienia z klanami kierowanymi przez oligarchów, którzy kontrolują grę. Co zaś się tyczy USA, prawdopodobnie podtrzymywały one i podsycały