Radio publiczne na zakręcie…

Radio publiczne na zakręcie…

W Polskim Radiu wprowadza się nowe audycje czy pasma, kierując się nie wynikami badań, lecz intuicją Pisał przed laty historyk radia: „…widać wyraźnie, że to nie zła gospodarka, fatalny program czy inne przyczyny stwarzały konieczność „uzdrowienia” radia przez władze państwowe. Chodziło o opanowanie ważnej instytucji propagandowej” (Maciej J. Kwiatkowski, „Tu Polskie Radio Warszawa…”, PIW, Warszawa 1980, s. 239). Tak się działo ponad 70 lat temu i gdy dzisiaj obserwuję Polskie Radio, mam nieodparte wrażenie deja vu. Ale nawet jeśli przyjąć, że w tym wszystkim chodzi o propagandę, to jest ona robiona nieudolnie. Najlepszy dowód to ciągłe narzekanie premiera i prezydenta na media. Premier niemal w każdym wystąpieniu wskazuje media jako przyczynę kłopotów koalicji, prezydent zaś uważa, że media nie stwarzają mu szansy na dłuższe wypowiedzi. I nawet nieudane próby ocieplania jego wizerunku w formie rooseveltowskich pogawędek przy kominku okazały się katastrofą zarówno dla prezydenta, jak i rozmawiającego z nim prezesa radia publicznego, skądinąd wytrawnego publicysty, który ostatecznie z prowadzenia tych rozmów zrezygnował. Ale przecież nie chodzi o umacnianie kultu braci ani o głoszenie chwały partii rządzącej, a tym bardziej koalicji (koalicjanci, mimo obecności w zarządach i radach nadzorczych, nie mają w mediach publicznych nic do powiedzenia). Idzie o budowę publicznej radiofonii z prawdziwego zdarzenia, zgodnie ze standardami przyjętymi w krajach o ugruntowanych mechanizmach demokracji i działającym demokratycznym systemie mediów. Standardami, które nie przewidują antysemickich wybryków w rodzaju tego, na jaki pozwolił sobie niedawno jeden z członków Zarządu Polskiego Radia SA. Radiofonia publiczna ze swymi czteroma programami i 17 rozgłośniami regionalnymi od momentu pojawienia się stacji prywatnych działa w otoczeniu niezwykle konkurencyjnym. Konkurencja wkroczyła nawet do tych dziedzin programu, które dotychczas były „zarezerwowane” dla sektora publicznego, takich jak muzyka poważna czy informacja. RMF Classic i TOK FM mimo nieporównywalnie mniejszych, w porównaniu z publicznymi, zasięgów technicznych stanowią dla radia publicznego nie lada wyzwanie. Nowe kierownictwo radia publicznego już na wejściu zapowiadało utworzenie konkurencyjnego dla liberalnego TOK FM całodobowego programu informacyjnego. Szybko się okazało, że nie ma armat tzn. ani pieniędzy, ani niezbędnych częstotliwości tworzących jakąś, choćby ułomną sieć, ani – i to chyba najważniejsze – pomysłu i ludzi, którzy taką stację umieliby stworzyć. Tymczasem w europejskiej radiofonii publicznej przykłady takie istnieją, mają się dobrze i nie warto w tym celu odkrywać Ameryki. Wystarczy dowiedzieć się, jak działa France Info czy BBC Five Live. Na razie zresztą radio publiczne pozbywa się fachowców, marnotrawiąc kapitał społeczny, który z takim trudem przez minione 16 lat udało się zgromadzić. Przykłady odsunięcia od pracy w Programie I znanych i uznanych dziennikarzy, red. Małgorzaty Słomkowskiej, Bolesława Broszczaka, Leszka Nowaka i świetnego wydawcy red. Wojciecha Wójcika, czy odejście z Polskiego Radia red. Romana Czejarka i rezygnacja ze współpracy z Zygmuntem Chajzerem są nader wymowne. Ciągle nierozwiązanym problemem dla wielu radiofonii publicznych jest przyciągnięcie doń młodzieży w wieku 15-24 lata. Publiczni nadawcy radiowi stosują tutaj dwie strategie – albo układają program ramowy w stacjach o profilu uniwersalnym w taki sposób, by uwzględnić specyficzne zainteresowania i upodobania, zwłaszcza muzyczne tej grupy słuchaczy, albo (częściej) tworzą stacje „młodzieżowe” w rodzaju francuskiego Le Mouv’ lub hamburskiego N-Joy w NDR. Istnieje bowiem obawa, że jeżeli ludzie nie wejdą w świat radia publicznego jako słuchacze młodzi, to prawdopodobnie nie odnajdą się w nim już jako dojrzali. Przykładem programu dla młodzieży w wieku 10-20 lat i tworzonego przez młodych było u nas do niedawna Polskie Radio BIS. Wygląda na to, że i w tej dziedzinie radio publiczne rzuciło ręcznik. Po usunięciu z radia niespełna 30-letniego dyr. Kamila Dąbrowy Radio BIS w nowej formule, o niejasnych założeniach i nieokreślonym adresacie, ustępuje ciągle Radiostacji i Radiu Eska czy Radiu Wawa. Najważniejszy jest jednak dzisiaj dylemat, czy radio publiczne ma się zamykać w getcie kultury wysokiej, uprawiać tanią propagandę i w sposób sztampowy odwoływać się do historii (zwłaszcza politycznej) i tradycji, ryzykując utratę audytorium, szczególnie z kręgu słuchaczy młodych i aktywnych, czy też

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2007, 2007

Kategorie: Media