Media i korporacje

Media i korporacje

Media są w rękach zamożnych ludzi, którzy  nie są zainteresowani rozpowszechnianiem niewygodnych dla nich idei Człowiek, gdy już pozbędzie się rozumu, pozbywa się strażnika, który strzeże przed najbardziej monstrualnymi niedorzecznościami. Jak statek bez steru jest zdany na to, gdzie poniesie go wiatr. Tomasz Jefferson Kolejna książka Ala Gore’a, byłego wiceprezydenta USA i laureata pokojowej Nagrody Nobla, dziś już emerytowanego polityka, zatytułowana „Zamach na rozum”, jest lekturą niezwykle pobudzającą do refleksji. I to nie tylko ze względu na kulisy amerykańskiej polityki za rządów George’a W. Busha i jego ekipy. To przede wszystkim pochylenie się nad istotą i duchem współczesnych czasów, nad ewolucją i procesami społeczno-ekonomiczno-cywilizacyjnymi drążącymi początkowe dekady XXI w. Analizując zagrożenia związane zwłaszcza z kryzysem demokracji i wartościami zorganizowanego liberalnie społeczeństwa, możemy dojść do wniosku, że podstawowym źródłem tych niebezpieczeństw są „gigantyczne nożyce telewizyjnego przekazu” (Jacek Żakowski) rozwierające się coraz szerzej wskutek komercjalizacji, pogoni za zyskiem, infantylizacji form i jakości przekazu, przeplatania się polityki z show-biznesem. To rozwarcie dotyczy przede wszystkim rzeczywistości ukazywanej (czy wręcz kreowanej) przez media i społecznego poczucia przyzwoitości zaczerpniętego z wielu dziedzin życia. Rozum nie jest dziś w cenie, racjonalizm jest w defensywie, spokój i opanowanie są passé. (…) Reklama, komercja wszystkiego jako pole do zysku czy inne działania probiznesowe wypierają z dyskursu publicznego prawdę, obiektywizm, edukacyjną rolę środków masowego przekazu. Nawet tak hołubiony pluralizm (wolność mediów) powoli karleje. Narracja medialna zbliża się niebezpiecznie do propagandy jedynie słusznej wizji świata. Dziennikarze stają się rzecznikami wątpliwych – bo ulotnych, modnych, zmiennych – wartości, czyli propagandystami lub lobbystami. (…) Prof. Benjamin R. Barber w rozmowie z Jackiem Żakowskim wspomina, że zaraz po II wojnie światowej (i w kolejnych latach) w Ameryce i Europie Zachodniej funkcjonowało tysiące konkurujących ze sobą niezależnych gazet i rozgłośni radiowych. I każde medium miało coś oryginalnego do zaoferowania. Obecnie sześć korporacji o zasięgu globalnym kontroluje ponad 60% światowego rynku medialnego. Na pewno będą się nadal integrowały, opanowując coraz szersze połacie życia publicznego. W tak uformowanej i dążącej ku absolutnej homogenizacji sferze komunikacji, edukacji oraz polityki małe są szanse na rozwój i krzepnięcie społeczeństwa obywatelskiego. Ba, ono jest w zaniku, karleje, więdnie. „Co z tego, że mamy w księgarniach setki nowych tytułów, skoro coraz trudniej znaleźć takie, które służą czemuś więcej niż łatwa, masowa rozrywka? Co z tego, że mamy dziesiątki gazet, skoro wszystkie opisują te same jednodniowe sensacje? Co z tego, że w TV kablowej mamy dziesiątki stacji, skoro niemal wszystkie puszczają w kółko te same hollywoodzkie seriale albo takie same programy typu talk-show służące tylko zabijaniu czasu?”, mówi Barber. Problemem jest więc nie to, co rynek oferuje społeczeństwu obywatelskiemu, ale to, czego na nim brakuje (bo jest passé, nie przynosi szybkiego i dużego dochodu, jest niezgodne z political correctness itd.). To te zjawiska kształtują właśnie ludzką świadomość i zachowania poprzez budzenie niezdrowych i niebezpiecznych namiętności, predylekcji do lenistwa umysłowego i zblazowania, prymitywnego merkantylizmu i poddawania się modnym trendom, braku własnego zdania na węzłowe zagadnienia współczesnego świata. Z drugiej strony, trudno też być aktywnym, świadomym i zaangażowanym w sprawy publiczne obywatelem, pracując 50-60 (a czasami więcej) godzin tygodniowo, mając kilka kredytów na głowie (zwłaszcza mieszkaniowy), kombinując, jak przeżyć od pierwszego do pierwszego itd. (…) Sceptycyzm i dystans poznawczy wiążą się bowiem bezpośrednio z edukacją, wykształceniem, oświatą. Społeczeństwo obywatelskie bez racjonalnej reprezentatywności i działań na zasadzie sprzężenia zwrotnego jest pojęciem martwym. Nie wiadomo więc, kto ma reprezentować dobro publiczne w rządzącym się prawami Darwina świecie korporacyjnych drapieżników, którzy sprawują kontrolę nad podstawowymi, symbolicznymi elementami składającymi się na kształt naszej cywilizacji. Tak więc współcześnie, m.in. z powodu związków mediów z korporacyjnym kapitałem, debata publiczna i dostęp jak najszerszych warstw społecznych do uczestnictwa w życiu publicznym kurczą się. Do tego dochodzi jawny lobbing rekinów biznesu na rzecz swoich interesów. Zysk przesłania wszystko, a media przestają być czwartą władzą w sensie klasycznie pojmowanej demokracji. M.in. w takiej formie, w jakiej chcieli ją widzieć ojcowie założyciele Stanów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2011, 2011

Kategorie: Opinie