Ratujmy nasze emerytury

Ratujmy nasze emerytury

Towarzystwa emerytalne nie potrafią efektywnie zarządzać naszymi pieniędzmi Tajemnicą poliszynela jest to, że jednym z powodów dymisji prezesa ZUS-u, prof. Lesława Gajka, stały się napięte stosunki pomiędzy towarzystwami emerytalnymi a ZUS-em. Przedstawiciele towarzystw obarczali ZUS winą za opóźnienia w przesyłaniu składek na indywidualne konta ubezpieczonych, co nie tylko obniżało aktywa funduszy, ale i podważało sens całej reformy emerytalnej. Wydaje się jednak, iż zarządcy funduszy stosują metodę krzyczenia o źdźble w oku bliźniego, a niezauważania belki we własnym. W rzeczywistości bowiem największe zagrożenie kryje się w niskiej efektywności gospodarowania środkami funduszów. II filar, zamiast podtrzymywać cały system emerytalny, może przyczynić się do jego upadku. Kłopoty z mnożeniem Opublikowane właśnie najnowsze dane, pokazujące, jaka jest stopa zwrotu jednostek rozrachunkowych funduszy w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, od 31 maja 2000 do 31 maja br. (czyli, mówiąc po ludzku, ile fundusze zarobiły na każdej otrzymanej od nas złotówce), są wręcz druzgocące dla Powszechnych Towarzystw Emerytalnych. Jak widać, bankowa lokata złotówkowa (a w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy oprocentowanie rocznych rachunków złotowych sięgało nawet 17%) jest bardziej opłacalna niż przekazywanie naszych środków funduszom emerytalnym. Warto też dodać, że część konkurentów z innych funduszy nie rozumie, jak Fundusz Rodzina (jedej z najmniejszych) mógł osiągnąć tak dobre wyniki, skoro działał w takich samych warunkach jak pozostali… Można również domniemywać, że część funduszy miałaby jeszcze gorsze wyniki, gdyby nie trudne do wykrycia manipulacje, polegające na tym, że firmy związane z towarzystwami emerytalnymi kupują papiery wartościowe, a potem sprzedają je „swoim” towarzystwom po zaniżonej cenie, co sztucznie winduje w górę wyniki funduszy. Przypomnijmy, że podstawowym zadaniem Otwartych Funduszy Emerytalnych jest pomnażanie kapitału, powierzonego im przez uczestników drugiego filaru. W tym celu do zarządzania naszymi pieniędzmi zatrudniono liczne grono wysoko wykwalifikowanych i wysoko opłacanych (z naszych składek) fachowców, podobno najlepszych specjalistów z branży finansowej. Mówiąc delikatnie, to zarządzanie nie najlepiej im wychodzi, co w nader wątpliwym świetle stawia kwalifikacje owych specjalistów. Dlaczego wyniki funduszy emerytalnych są aż tak złe? – Nie ma prostej odpowiedzi. Na pewno wpływ na to ma sytuacja na giełdzie papierów wartościowych i wysokie zaangażowanie Otwartych Funduszy Emerytalnych w akcje, a także efektywność zarządzania aktywami OFE przez towarzystwa emerytalne – twierdzi Cezary Mech, prezes Urzędu Nadzoru nad Funduszami Emerytalnymi. – Rzeczywiście, wyniki inwestycyjne funduszy w ostatnich miesiącach nie są dobre. Miały na nie wpływ pogarszające się warunki na rynku finansowym. Trzeba jednak pamiętać, że drugi filar ma osiągać cele finansowe w długiej perspektywie czasu. Uzyskanych wyników nie należy zatem oceniać w zbyt krótkich okresach – wyjaśnia Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych. Cała para w gwizdek Zgodnie z przepisami, fundusze emerytalne mogą inwestować w akcje na warszawskiej giełdzie do 40% posiadanych aktywów. Resztę muszą angażować w bezpieczniejsze instrumenty finansowe, czyli obligacje skarbu państwa, bony skarbowe, bankowe papiery wartościowe. To rozwiązanie wymyślono po to, by uchronić członków funduszy przed ryzykownymi poczynaniami ze strony zarządzających ich pieniędzmi. Fundusze, z obawy przed wysokimi karami nakładanymi przez UNFE, przestrzegają odpowiednich proporcji inwestowania (patrz ramka). Zarządzanie bezpieczniejszymi instrumentami finansowymi żadnych zabiegów ani kwalifikacji nie wymaga, przynoszą one z grubsza taki sam dochód jak lokaty bankowe albo nieco wyższy. Cała wiedza zawodowa i talent naszych mistrzów rynku finansowego idzie więc na obracanie owymi 30% aktywów, zaangażowanymi w akcje. Problem w tym, że nie potrafią oni grać na giełdzie, a poniesione przez nich straty ciągną w dół całe wyniki funduszy. Oczywiście, sytuacja na warszawskiej giełdzie nie jest dobra, ale przecież właśnie po to zatrudnia się specjalistów, by także w warunkach spadków umieli oni osiągać zyski. I bywają tacy gracze. Niestety, ci, którzy zajmują się naszymi pieniędzmi, do nich nie należą. Może więc dałoby się trochę zaoszczędzić na „specjalistach”? Słynny eksperyment z małpą, która – naciskając guziki na chybił trafił – osiągała wyniki nie gorsze niż wielu inwestorów giełdowych, jest aż nadto inspirujący… Przedstawiciele towarzystw domagają się zmian, które – jak mówią – miałyby „zwiększyć efektywność inwestycyjną drugiego filara”. Chodzi im przede wszystkim o możliwość obracania

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 24/2001

Kategorie: Kraj